Tomasz Budzyński – kompozytor, poeta, malarz, wokalista zespołów ARMIA i 2Tm2,3
Czy Bóg przyszedł do Pana życia tak gwałtownie, jak do Szawła?
- Jestem człowiekiem religijnym, wychowałem się w rodzinie katolickiej i nie mogę powiedzieć, że kiedyś nie wiedziałem, Kim był Jezus Chrystus. Poza tym zawsze ta sfera religijna była dla mnie bardzo ważna, interesowałem się duchowością i innymi religiami, szczególnie religiami Wschodu. Wynikało to przede wszystkim z ciekawości. Szczególnie pociągał mnie buddyzm zen i gnoza. Był taki czas, kiedy to było dla mnie bardziej atrakcyjne niż Kościół Katolicki. Człowiek, szczególnie młody, czuje potrzebę zobaczenia i doświadczenia żywej wiary, a ja takiego doświadczenia nie miałem i nigdzie go nie widziałem. Do kościoła chodziłem, owszem, ale w kratkę. Nie słyszałem tam niczego, co pociągałoby mnie, żadnej Dobrej Nowiny. Bardziej już pociagała mnie sama atmosfera świątyni. Lubiłem stare kościoły i barokowe wnętrza. W czasie Mszy przyglądałem się głównie obrazom i architekturze. Słowo mi całkowicie umykało i prawie nie zwracałem na nie uwagi. Mimo wszystko bardzo dobrze czułem się wewnątrz kościoła. Jako mały chłopiec często chodziłem z babcią na różne wieczorne nabożeństwa. Wydawały mi się one bardzo tajemnicze. Czułem się jakby w jakimś innym, bajecznym świecie. Zapach kadzidła, procesje z baldachimem, ciemne witraże - to były dla mnie cudowne rzeczy. Oddziałowywało to niezwykle mocno na moją wyobraźnię. Sztuka sakralna wywierała na mnie wielki wpływ. Wracając do Szawła: do mnie Bóg nie przyszedł nagle, wydaje mi się, że dawał mi się przez lata poznawać przez sztukę. Pan Bóg ma wiele dróg do człowieka i sposobów dotarcia do niego. Nie mam doświadczenia nagłego wydarzenia, które od razu radykalnie zmieniło moje życie. Jestem artystą i Bóg odzywał się do mnie przez muzykę, przez malarstwo i poezję. Dopiero później odkryłem Go w faktach mojego życia i świadectwie najbliższych mi osób.
Co to znaczy, wedługg Pana, nawrócić się? Kim jest człowiek nawrócony?
- To ten, który idzie za Chrystusem. Istnieje moment, kiedy człowiek słysząc Dobrą Nowinę, dokonuje pewnego wyboru. Nawrócenie nie jest aktem czarodziejskiej magii, nawrócenie jest procesem, dzieje się w czasie. Dla mnie tym czasem jest uczestniczenie w liturgiach i w Eucharystii na Drodze Neokatechumenalnej. Słowo Chrystusa, które tam jest proklamowane, uzdrawia i oświeca moją duszę. Jest to droga do wolności. Kiedyś nie słyszałem w kościele, że Bóg mnie kocha takiego, jakim jestem. Życiu towarzyszą upadki i doświadczenie zła, ale w tych sytuacjach Bóg nie zostawiał mnie samego. Nie oznacza to, że uważam siebie za dobrego człowieka, moja natura jest permanentnie skłonna do zła, ale widzę, że Chrystus nie odwraca się ode mnie. I świadomość tego jest mi bardzo potrzebna.
Jak zmieniło się Pana życie zawodowe w dniu, kiedy publicznie przyznał się Pan do wiary w Boga?
- W Polsce ekstremalna muzyka rockowa, z jaką jestem związany, bardzo rzadko podejmowała tematy wiary czy ogólnie duchowości. Z kolei moje teksty niemal od początku dotykały tych spraw. Spotykało się to z niezrozumieniem przez część lewicującego i anarchistycznego środowiska, w jakim się obracałem. Kościół katolicki był tam uważany wręcz za zło. W momencie, kiedy otwarcie przyznałem się do wiary w Chrystusa, doświadczyłem jawnej wrogości pewnej części osób. Bo jeżeli jeszcze jakoś tolerowano słowo Bóg, to Kościół Katolicki był już całkiem nie do przyjęcia. Przeżywałem wtedy okres jakby romantycznej miłości. Moi koledzy z zespołu nie do końca rozumieli moje zachowanie. Niemniej jednak było to tak silne, że nie mogłem się powstrzymać, żeby o tym nie mówić. Ta potrzeba mocnego uzewnętrzniania swojej wiary znalazła swój wyraz w stworzeniu wraz z Robertem „Litzą” Friedrichem grającym w zespole Acid Drinkers i Darkiem Malejonkiem - wokalistą zespołu Houk, zespołu 2Tm2,3. Był to pierwszy zespół rockowy w Polsce, który łączył ostrą muzykę z biblijnymi tekstami. Muszę tu dodać, że to wylanie Ducha Świętego dotyczyło nie tylko mnie, ale także wielu innych osób, również muzyków. Kiedy dzisiaj wspominam ten czas, to mogę powiedzieć, że było to jakieś mistyczne szaleństwo. Na samym początku uczestniczyłem żywo w nabożeństwach i rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym, aby w końcu odnaleźć swoje miejsce we wspólnocie neokatechumenalnej w Poznaniu.
Czy zespół 2Tm 2,3 powstał po to, by ewangelizować?
- Lepszym określeniem będzie tu chyba słowo preewangelizacja. Staramy się wskazywać na Chrystusa, a nie na nas samych.
Zespół powstał ze spontanicznej potrzeby dzielenia się radością z odkrywania miłości Boga. Nie wymyśliliśmy tego przy jakimś okrągłym stole. Koncerty, na których śpiewamy przede wszystkim psalmy, traktujemy jako wspólną modlitwę, w której uczestniczy i zespół, i publiczność. Są to niezwykle silne emocje i przeżywamy je bardzo gwałtownie. Muzyka, którą gramy, bardzo sprzyja ich wyrażaniu. Jest to wyzwolenie bardzo głębokich pragnień i duchowych tęsknot. Psalmy mają też moc egzorcyzmowania, czego doświadczamy na własnej skórze.