Logo Przewdonik Katolicki

Z pasji, a nie dla żołdu

Michał Bondyra
Fot.

Choć Wielki Mistrz jest Polakiem, a w szeregach wojsk Królestwa Polskiego obok Polaków i Litwinów znajdziemy też Niemców, Australijczyka czy Amerykanina, to inscenizację historyczną bitwy pod Grunwaldem po raz kolejny będzie można potraktować jak pasjonującą żywą lekcję historii.

Choć Wielki Mistrz jest Polakiem, a w szeregach wojsk Królestwa Polskiego obok Polaków i Litwinów znajdziemy też Niemców, Australijczyka czy Amerykanina, to inscenizację historyczną bitwy pod Grunwaldem po raz kolejny będzie można potraktować jak pasjonującą żywą lekcję historii.

 

 

 

 

 

Ponadstutysięczny tłum, który rokrocznie odwiedza grunwaldzkie pola w pierwszą sobotę po 15 lipca przyjeżdża tu przede wszystkim w jednym, konkretnym celu: przenieść się o sześć wieków wstecz i poczuć zapach chwały najbardziej chyba spektakularnej polskiej wiktorii – zwycięstwa pod Grunwaldem. Klimat tej niezwykłej, ale i jednej z najpotężniejszych średniowiecznych potyczek doskonale oddaje inscenizacja, którą od dwunastu lat przygotowują odtwórcy-pasjonaci. – Trzeba zaznaczyć, że jest to inscenizacja teatralno-historyczna oparta o niektóre wydarzenia znane z kronik i literatury dotyczące bitwy pod Grunwaldem – mówi Krzysztof Górecki, jeden z dwóch, obok Jacka Szymańskiego, organizatorów części historycznej Dni Grunwaldu. – Podkreślam słowo inscenizacja, a nie rekonstrukcja, chociażby dlatego, że była to bitwa kawaleryjska, w której uczestniczyło tysiące koni, a my przez wzgląd na współczesne realia mamy ich zaledwie 80, resztę stanowią odtwórcy piesi – wyjaśnia. Mimo wszystko przygotowana przez tę, liczącą sobie dwa tysiące ludzi, „resztę” bitwa zawiera najważniejsze momenty wiktorii z 1410 roku. – Jest poselstwo od Wielkiego Mistrza, które przekazuje dwa nagie miecze królowi Władysławowi Jagielle i księciowi Witoldowi, jest chwilowy upadek chorągwi krakowskiej z białym orłem w koronie – najważniejszego proporca Królestwa Polskiego, jest też atak Diepolda von Kökeritza na króla Władysława Jagiełłę, jest wreszcie i śmierć Wielkiego Mistrza – wylicza.

 

Wielki Mistrz jest Polakiem

By inscenizacja wypadła realistycznie, niezwykle ważne są żmudne, ale i długie przygotowania według ściśle określonego scenariusza. – Budujemy go od wielu lat. Wiadomo, że musi on być osadzony w pewnych historycznych ramach, ale dokładnego przebiegu bitwy z przyczyn technicznych nie jesteśmy w stanie odtworzyć, dlatego jest to swego rodzaju teatrum, będące zarazem żywą lekcją historii – mówi Krzysztof Górecki.

Do inscenizacji przygotowują się okrągły rok. – Ponieważ niemożliwe jest, by w jednym miejscu na próbach zgromadzić dwa tysiące ludzi, spotykamy się kilka razy w roku z dowódcami chorągwi grunwaldzkich i to z nimi omawiamy elementy bitwy, jej przebieg, robimy też pewne symulacje działań. Oni przekazują to wszystko swoim sierżantom i w obrębie własnej chorągwi ćwiczą to, co później zaprezentują podczas bitwy – wyjaśnia. Tych chorągwi jest blisko 30. Wśród nich są nie tylko rycerskie, ale i artyleryjskie czy łucznicze. Wspólnie na polach grunwaldzkich przed bitwą ćwiczą zaledwie dwa razy. Skład ludzi zrzeszonych w chorągwiach też jest niezwykły. – Znajdziemy w nich ludzi z każdego zakątku świata. Jest Australijczyk, Amerykanin, są też przedstawiciele z Niemiec, Rosji, Białorusi, Ukrainy, Czech, Litwy, Norwegii, Szwecji, Włoch, Francji, Anglii czy Hiszpanii – wymienia jednym tchem. Mieszanka narodowościowa znajduje też odzwierciedlenie podczas samej bitwy. – Wielki Mistrz jest Polakiem, a Niemcy nie zawsze wcielają się w rolę Krzyżaków – mówi. Dlaczego? – Bo pole bitwy jest dla nas polem współpracy, świętem, na które każdy z nas czeka cały rok – przekonuje organizator części historycznej Dni Grunwaldu. 

 

Grundial, maczugi i inne atrakcje

Odtwórcy nie przygotowują się tylko do samej inscenizacji. – Przyjeżdżają na miejsce dziesięć dni wcześniej, by zasmakować życia w obrębie pól grunwaldzkich – tłumaczy Górecki, dodając, że powstaje tam wtedy wielki średniowieczny obóz, w którym „znajdują się same artefakty średniowieczne, gotuje się na kociołkach, a namioty do złudzenia przypominają te z przełomu XIV i XV wieku”. Powstaje małe, liczące 6 tys. osób miasteczko, którego społeczność w oczekiwaniu na kulminacyjne trzy kwadranse bitwy świetnie organizuje sobie czas. – Uczestniczą w warsztatach chorału gregoriańskiego, tańców dawnych czy warsztatach czarno-prochowych. Są też przeglądy muzyki dawnej i folkowej, warsztaty płomieni i ognia oraz sztuk cyrkowych. Od środy rozpoczynają się też turnieje: łuczniczy, miecza długiego, pocztów rycerskich, gonitwy sprawnościowe i walki na maczugi – wylicza atrakcje, wspominając jeszcze o jednej, niezwykłej – „Grundialu”. – To taki turniej średniowiecznej piłki nożnej, w zasadach przypominający jednak bardziej rugby – wyjaśnia.

 

Elita na koszt własny

Fenomenem grunwaldzkich inscenizacji jest to, że ich odtwórcy jako jedni z ostatnich dziś na świecie za to co robią nie otrzymują ani grosza. – W innych inscenizacjach czy rekonstrukcjach, ich uczestnicy otrzymują tzw. żołd za poświęcony czas, za udział w próbach, na pokrycie przejazdu, kosztów uzbrojenia. Tu wszyscy robią to na własny koszt – zaznacza Górecki, podkreślając pomoc, jaką niesie Henryk Kacprzyk, wójt gminy Grunwald, ale i stowarzyszenie Bitwa pod Grunwaldem i okoliczni mieszkańcy. – Wykonują gigantyczną pracę, by pozyskać środki na tak prozaiczne rzeczy, jak: kabiny sanitarne, drewno na opał, siano czy choćby wrzątek na zupę – przekonuje. Część odtwórców stara sobie zrekompensować choćby ułamek poniesionych kosztów na jarmarku historycznym, na którym wystawia się 120 osób. Swoje kramy mają kaletnicy, płatnerzy, garncarze, snycerze czy bednarze. Nie brakuje też rzemieślników, oferujących średniowieczne repliki uzbrojenia, dawną biżuterię czy rękodzieło artystyczne. – Można zobaczyć na własne oczy, jak daną rzecz się tworzy, spróbować zrobić ją samemu albo kupić już gotową – przekonuje Górecki, który Dni Grunwaldu nazywa rycerskim Woodstockiem.

Coś w tym chyba jest, bo atrakcyjność przekazu wielkiej wiktorii Królestwa Polskiego sprzed sześciu wieków, wielu z obecnych tam turystów pozwoli z pewnością uzupełnić datę i podstawowe fakty związane ze zwycięstwem nad potężnym wtedy zakonem krzyżackim, o całą otoczkę związaną z tamtymi czasami. To ważne, bo przecież im bardziej poznajemy historię naszego kraju, tym bardziej czujemy się jego częścią.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki