Obchodzony na całym świecie w pierwszych dniach kwietnia Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci nie bez kozery wyznacza data urodzin bodaj jednego z najsławniejszych baśniopisarzy – Hansa Christiana Andersena.

Archaiczna rozrywka?
Mało kto wie, że nim okrzyknięto go najbardziej poczytnym pisarzem dla dzieci, próbował swoich sił jako autor powieści i humoresek. Dopiero jednak baśnie takie jak „Calineczka” czy „Dziewczynka z zapałkami” podbiły serca najmłodszych moli książkowych i nie tylko. Nic więc dziwnego, że to właśnie duński twórca patronuje imprezie, której rokrocznie towarzyszą spotkania, prelekcje i konkursy organizowane specjalnie z myślą o młodych czytelnikach. Bezwzględne prawa konsumpcyjnego rynku sprowadzają ich jednak do niezwykle podatnych na manipulację klientów, wmawiając im, że lektura to już archaiczna rozrywka. Tymczasem chcąc wychować twórczego i zarazem wrażliwego człowieka, musimy zadbać, by już od wczesnych lat obcował z kulturą we właściwym tego słowa znaczeniu. Jak zatem przekonać nie tylko nasze dziecko, ale i niekiedy samych siebie, zwłaszcza że ponad połowa dorosłych Polaków nie czyta żadnych książek (co nie odbiega od europejskich standardów), że istotnie warto poświęcić kilkanaście minut każdego dnia na głośną lekturę?
Niekończącą się lista zalet
To, co powinno być obiektem troski ze strony rodziców, nauczycieli i wychowawców, to rozbudzenie w dziecku nawyku czytania. Zbyt często jednak błędnie utożsamiamy tę umiejętność jedynie z rozumieniem tekstu pisanego, zapominając o rzeczywistym i zbawiennym wpływie czytania na wszechstronny rozwój najmłodszych. Przede wszystkim czytanie sprzyja zacieśnianiu się więzi między rodzicem a dzieckiem. Często staje się punktem wyjścia do wspólnej rozmowy, stanowi pretekst do zadawania wielu pytań. Sztuka słowa pisanego charakteryzuje się wypowiedziami uporządkowanymi formalnie i myślowo. Autorzy literatury dziecięcej dbają o odpowiedni, bogaty dobór słownictwa. Utwory pisane z myślą o najmłodszych czytelnikach wspomagają jego emocjonalny rozwój. Czytanie pomaga zrozumieć samego siebie i otaczających nas ludzi, a co za tym idzie, kształtuje takie cechy jak empatię i wrażliwość. Treściowa warstwa literatury dla dzieci jest środkiem przekazu prawd moralnych, właściwego sposobu postępowania, w które obfitują zwłaszcza baśnie i legendy. Nierzadko stają się one areną walki dobra ze złe, delikatności z przemocą, mądrości z głupotą. Choć cechuje je język paraboli, to jednak dziecko intuicyjnie rozumie ich ukryty sens. Koronną zaletą literatury jest jej trwałość – daje możliwość powrotu do już przeczytanych tekstów, pozwala na przypomnienie ich sobie i ewentualną korektę. Nadto uczy dziecko korzystania z informacji opartych nie tylko na obrazach, dzięki czemu chroni przed uzależnieniem od komputera czy telewizji.
Osobisty kanon lektur
Przed rodzicami dbającymi o rozwijanie nawyku czytania u swoich dzieci stoi nie lada dylemat. Wprawdzie na rynku nie brakuje poradników, które z książek wybrać adekwatnie do wieku pociechy, to przecież nietrudno zagubić się w gąszczu nowości wydawniczych. Łatwiej więc na początek wrócić pamięcią do własnych, ulubionych lektur. Autorów dziecięcej literatury można by wymieniać bez liku, wszak o gustach się nie dyskutuje, jednak do tych „uniwersalnych” warto zaliczyć np. Astrid Lindgren. Wielu dorosłych wymienia właśnie tę pisarkę, wspominając lektury swojego dzieciństwa. Autorka ta we właściwy dla siebie sposób przenika w dziecięcą psychikę, przyjmuje wręcz taki sposób widzenia świata i jego tłumaczenia, iż ma się wrażenie, że faktycznie książka została napisana przez dziecko. Można nawet powiedzieć, że świat przez nią wykreowany, a jakże bliskim każdemu z nas, jest światem, do którego lubimy wracać, gdyż wioska Bullerbyn to synonim szczęśliwego dzieciństwa. Daje nam ona klucze do świata naszego dzieciństwa, choć każdy z nas ma trochę inne wspomnienia. Dzięki jej twórczości ponownie wracamy do czasu beztroski, zabaw i przygód. Choć dla wielu utwory te mogą przedstawiać idyllę, ocierają się o utopię, to jednak pozwalają na nowo spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość oczami dziecka, może z odrobiną naiwności, ale i dziecięcej ciekawości. Z pewnością po książki te, a zwłaszcza po „Dzieci z Bullerbyn”, sięga każde dziecko, stąd na trwałe wpisały się już w „dziecięcy kanon lektur obowiązkowych”. Zamiłowanie do czytania w przyszłości nie tylko ułatwi dziecku naukę w szkole. Stanowi podwaliny pod szybsze i łatwiejsze nabywanie pozostałych umiejętności: mówienia i pisania.
Dziecko to nie plastelina
Pisanie lub tworzenie dla dzieci to odpowiedzialne zadanie. Mały czytelnik jest wymagający, a jego sposób postrzegania rzeczywistości podlega dość szybkiej weryfikacji. To ktoś, kogo trzeba odpowiedzialnie przeprowadzać przez karty bardziej lub mniej kolorowych książek, bajek, powieści, komiksów czy kolorowanek. Świat dziecięcej wyobraźni jest na tyle subtelny i niezmącony złem, że autorowi wręcz nie wolno zburzyć tej harmonii. Zadaniem twórcy jest więc podtrzymywanie, pielęgnowanie i mądre, stopniowe, wprowadzanie czytelnika w zawiłe etapy życia, z jakimi dziecko musi się zetknąć w procesie dorastania i kształtowania światopoglądu. Świadomy autor pamięta, że przestrzeń emocjonalna małego czytelnika jest sferą na tyle otwartą i giętką, że łatwo można nią zawładnąć i manipulować. Dlatego waży każde słowo i bierze za nie odpowiedzialność tak, jakby brał ją za tego, do którego te słowa kieruje, za jego sposób przeżywania i postrzegania świata, za jego sukcesy bądź porażki.
Dziecko jest mądre. Nie toleruje fałszu – zresztą, nikt z nas nie powinien tego akceptować. Nie lubi także lukrowanej łatwizny. Jest wrażliwe na piękno, dobro i sprawiedliwość – i takim powinno zostać, nie tylko dla autora. Żeby móc pisać dla dziecka, trzeba je przede wszystkim poznać, zrozumieć, uchwycić sposób mówienia, rozumowania, dotknąć jego dużych radości, ale i smutków - a przede wszystkim trzeba je kochać.
Czasami, mam wrażenie, że niektórzy autorzy owszem, wchodzą w świat dziecka, ale w za ciężkich i brudnych butach, depcząc przy tym ich mały, dobry i wrażliwy świat.
Jakim prawem? W imię czego burzy się ideały i zbyt szybko podaje „zamiast mleka suchy chleb”? W imię komercjalizacji i niemal sakramentalnego już: „sprzeda się lub nie”.
Rodzice, pamiętajcie, wasze dziecko – czyli mały czytelnik - to nie plastelina, którą można formować w zależności od stanu emocjonalnego bądź też kondycji konta i popularności osoby piszącej. Dziecko ma swój kręgosłup! I trzeba bardzo uważać, żeby go przypadkowo nie nadłamać.
Wybierając się do księgarni, zabierzcie ze sobą spore sito zdrowego rozsądku, aby cierpliwie odsiewać plewy od ziarna.
Ines Krawczyk
redaktor „małego Przewodnika Katolickiego”