Pytanie o Jezusa nie jest jakimś quizem audiotele czy jednym z punktów kwestionariusza personalnego ani tym bardziej plotką towarzyską z brukowej gazety.
Od tego pytania, a raczej od odpowiedzi na nie, zależy w naszym życiu wszystko. To, Kim dla mnie jest Jezus, rzutuje na całe moje życie: kim jestem, jakie stawiam sobie cele, jakie są moje pragnienia, sposób myślenia, hierarchia wartości, stosunek do innych ludzi, jakimi zasadami się kieruję – to wszystko zależy od tego,
Kim jest dla mnie Jezus.
To nie musi być odpowiedź teologiczna, bo tu nie chodzi o teoretyczną wiedzę potrzebną do zdania egzaminu ani o ideologiczną poprawność. Można z łatwością opanować kilka formułek, nawet dość zawiłych i poprawnych, by popisywać się w towarzystwie znajomością tak ekstrawaganckiej dziedziny. Można też uganiać się za różnymi sensacyjnymi pogłoskami o najnowszych objawieniach, cudach, wizjach, przepowiedniach, niezwykle skutecznych koronkach i dewocyjnych praktykach, gwarantujących zbawienie, a zarazem być daleko od Jezusa. Takie odpowiedzi mogą poważnie zaciążyć na naszym życiu, ale nie zbliżą nas do Jezusa, wręcz przeciwnie: mogą być poważną przeszkodą. Apostołowie znali plotki krążące wśród tłumów, znali też poprawną odpowiedź natchnioną przez Boga, ale zanim nauczyli się tą odpowiedzią żyć, musiało upłynąć wiele czasu.
Jezus zadbał, żeby był to czas dobrze wykorzystany. Nieustannie dawał apostołom lekcje, jak mają rozumieć Jego Osobę i posłannictwo, co to znaczy być Mesjaszem i co to znaczy wierzyć w Mesjasza. Jak ta prawda była odległa od potocznych wyobrażeń i oczekiwań Żydów! Zresztą dzisiaj również łatwo ulegamy podobnym nieporozumieniom i fałszywym oczekiwaniom co do miejsca i roli Kościoła, duchowieństwa i siebie samych w Kościele. Trzeba nam wciąż na nowo wczytywać się i rozważać natchnione słowa Pisma Świętego i wsłuchiwać się w nauczanie papieży, by zrozumieć, czego Bóg oczekuje od nas i czego my powinniśmy oczekiwać od Boga i Kościoła.
Na pewno nie są to oczekiwania formalne czy urzędowe, coś na kształt obowiązkowej kontrybucji czy składki członkowskiej, którą Kościół narzuca swoim członkom. Niestety, tak często traktujemy swoje chrześcijańskie powołanie i swoją odpowiedzialność wypływającą z wiary – jako uciążliwe jarzmo, przeciw któremu trzeba się buntować albo można je zlekceważyć. Tymczasem jest to osobiste wezwanie, które Chrystus kieruje do tych, których umiłował i za których oddał życie. To, czy na nie odpowiemy, ostatecznie zadecyduje o sensie naszego życia i o naszej wieczności.