Żeby cokolwiek we mnie zrozumieć, muszę najpierw zrozumieć siebie. Jestem kimś, kto potrafi myśleć i kochać. Potrafię marzyć, planować i decydować. Jestem kimś, a nie czymś. Między mną a zwierzętami jest nieprzekraczalna granica. Mam też ciało. Ono jest we mnie, ale ja się w nim nie mieszczę.
Przekonuję się o tym choćby wtedy, gdy z troski o ludzi, których kocham, odmawiam mojemu ciału pokarmu, odpoczynku czy snu. Ciało musi wtedy na mnie poczekać. Jednak nawet w takich sytuacjach moje ciało jest mi wdzięczne, bo wie, że jest bezcenne tylko dlatego, że jest widzialnym terytorium mojego bycia człowiekiem.
Ciało i bliskość osób
Ciało nie jest czymś zewnętrznym wobec mnie. Nie jest rodzajem mniej czy bardziej niepotrzebnej „sukienki”, w którą „ubiera się” moje człowieczeństwo i którą mogłabym zastąpić jakimś innym rodzajem stroju. W moim ciele nie czuję się jak w więzieniu. Przeciwnie, czuję się tak, jakbym spacerowała w moim ogrodzie, do którego dostęp bliższy niż na odległość półtora metra mają jedynie zupełnie nieliczni ludzie. Kto kocha, ten szuka mnie, a nie mojego ciała. Kto kocha, ten nie dotyka mojej ręki lecz bierze mnie za rękę. Jedynie miłość może tak bardzo zmniejszyć odległość między ludźmi, że odległość ta zmieni się w czułość.
Radosna czułość…
…to spotkanie osób, a nie jedynie kontakt ich ciał. Wiem, że kto dotyka mojego ciała, ten dotyka mnie całą, razem z moją wrażliwością, z moimi marzeniami i z moją dumą. Kto wyrządza mi cielesną krzywdę, ten krzywdzi mnie, a nie jedynie moje ciało. A kto popada w cielesne uzależnienia, ten nie tylko doprowadza do zniewolenia własnego ciała. On cały staje się człowiekiem z okaleczoną wolnością. Kto kocha, temu ciało nie przeszkadza zobaczyć całą osobę, czyli nie tylko to, co w niej jest cielesne. To, co najważniejsze w człowieku, nie jest nie-cielesne, lecz raczej nie-tylko-cielesne. Samego siebie i innych ludzi można poznać jedynie od środka, a zatem od tej strony, która jest niewidoczna dla oczu.
Ciało i miłość
Miłość rodzi się we wnętrzu człowieka, w jego sercu, woli, marzeniach i aspiracjach, ale objawia się w sposób widzialny: poprzez słowa i czyny. Ciało człowieka wyraża to, co jest niezwykłością bycia człowiekiem, a nie to, co byłoby zwykłością bycia ciałem, gdyby moje ciało nie było moje. Za pomocą słów i gestów wyrażanych cieleśnie człowiek może komunikować całego siebie, a nie tylko swoją cielesność. Za pomocą mojego ciała mogę komunikować to, do czego samo ciało – w oderwaniu ode mnie – nie byłoby zdolne. Mogę nawet komunikować coś najbardziej niezwykłego, czyli to, że kogoś kocham. Nasze zachowania, komunikowane za pomocą ciała, wyrażają to, kim jesteśmy, jakimi kierujemy się wartościami, jakie są nasze marzenia, priorytety i aspiracje, jak rozumiemy sens naszego istnienia oraz sens naszego spotykania się z ludźmi (a nie z ich ciałami!). Ciało mam po to, by komuś powiedzieć: kocham cię i dlatego chcę byś zawsze istniał, bo wtedy będę mogła kochać ciebie bez końca.
To ja kocham, a nie moje ciało, ale kocham drugą osobę całą sobą, ze wszystkim, co jest we mnie, łącznie z moim ciałem. Ciało nie jest dla mnie ciężarem, więzieniem, dziełem szatana, lecz szansą na komunikowanie miłości w taki sposób, że kochana przeze mnie osoba może to dosłownie zobaczyć na własne oczy! Widzialne znaki miłości to radosna obecność przy osobie, którą kocham, radosna pracowitość dla jej dobra i radosna czułość, wyrażana w słowach i tonie głosu, w spojrzeniach i gestach, a zwłaszcza w cierpliwości. Gdyby ktoś z ludzi został pozbawiony ciała, to w tym momencie straciłby możliwość widzialnego wyrażania miłości. Komunikowanie miłości oznacza, że istnieją właściwe proporcje między obecnością, pracowitością i czułością. Jeśli ktoś jest obecny w życiu tych, których kocha, i ofiarnie dla nich pracuje, ale nie potrafi okazywać im czułości, to nie upewni swoich bliskich, że kocha. Podobnie ktoś, kto łatwo okazuje czułość, lecz jest leniwy i lekceważy swoje obowiązki, nikogo nie przekona, że kocha. Kto kocha, ten posiada władzę nad sobą, a zwłaszcza nad popędami, instynktami i emocjami. Do miłości nie są zdolni ci, którzy mają większą władzę nad drugim człowiekiem niż nad samym sobą.
To nie przypadek, że nie tylko zakochani, ale też niemowlęta i starcy okazują się bardziej odporni na choroby, stresy i cierpienia wtedy, gdy ktoś okazuje im (a nie jedynie ich ciału!) czułą miłość. To nie ciało kocha. To ja kocham, a nie moje ciało. Ale wtedy, gdy kocham, moje ciało chętnie utożsamia się ze mną, bo razem ze mną staje się całkiem szczęśliwe i z kiepsko skrywaną - w twarzy i oczach! - dumą uczestniczy w niezwykłości mojego istnienia.
Rozumieć własne ciało
Człowiek dojrzały jest w kontakcie z własnym ciałem. Rozumie język, za pomocą którego jego ciało zwraca się do niego po to, by czasem zakomunikować mu coś ważnego. Ciało mówi do nas nieustannie. I to nie tylko wtedy, gdy upomina się o swoje słuszne potrzeby. Moje ciało potrafi mi powiedzieć coś o mnie całej właśnie dlatego, że to moje ciało i że uczestniczy w całym moim byciu człowiekiem. Świadome kierowanie cielesnością (mylnie kojarzone przez niektórych ludzi z niepotrzebną ascezą czy z tłumieniem radości życia) wynika właśnie z tego, że w całej mnie jest ciało, ale ja nie mieszczę się w moim ciele. Mam jeszcze inne potrzeby i aspiracje, które czasem wchodzą w konflikt z tym, czego chce moje ciało. Wtedy pragnę stanowczo czynić to, co ja chcę, a nie to, czego chce moje ciało we mnie.
Postawa wobec ciała
Ciało jest widzialną stroną bycia człowiekiem. Kto poniża swoje ciało, ten poniża siebie. Kto przezwycięża słabości ciała, ten odnosi zwycięstwo nad sobą, a nie tylko nad ciałem. Kto w sposób świadomy i odpowiedzialny kieruje ciałem, ten jest człowiekiem rozumnym i wolnym. Człowiek niedojrzały - jak Adam - boi się własnego ciała: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3, 10). Nie jest to jednak wina ciała, lecz wina człowieka, który nie tyle boi się ciała, ile swojej postawy wobec ciała, zwłaszcza swojej uległości lub wrogości wobec sfery cielesnej.
Niemowlę zaczyna uświadamiać sobie własne istnienie od odkrycia swego ciała, jego potrzeb i jego wyglądu. Początkowo całkowicie podporządkowuje się własnemu ciału. Zdarza się, że u niektórych ludzi taki stan rzeczy pozostaje już na zawsze. Cielesność zajmuje wtedy centralne miejsce w ich świadomości i decyduje o ich ocenie własnej wartości. Integralny rozwój oznacza, że człowiek odkrywa pozostałe wymiary własnej rzeczywistości, a wtedy równie ważna, jak ciało, staje się dla niego jego wrażliwość emocjonalna i moralna, jego zdolność myślenia i decydowania, jego przyjaźń z samym sobą i z innymi ludźmi. |
Człowiek silniejszy niż ciało
Zdumiewam się postawą lotnika, którego heroizm opisuje jego przyjaciel - A. de Saint Exupéry. Rzecz działa się w czerwcu 1931 r. Guillaumet leciał wtedy samotnie z Argentyny do Chile, małym samolotem pocztowym. Gdy przelatywał nad Andami, wpadł w burzę śnieżną, stracił kontakt z bazą, uszkodził silnik i musiał awaryjnie lądować. Okazało się, że wylądował na zamarzniętym jeziorze - Laguna Diamante, na wysokości 3500 metrów. Jezioro to otoczone jest górskimi szczytami, które sięgają wysokości 6900 m. Przez dwa dni w czasie szalejącej wichury Guillaumet pozostawał w kabinie samolotu. Gdy trzeciego dnia wichura ustała, postanowił ruszyć w drogę, by walczyć o przetrwanie, które wydawało się nierealne. Guillaumet musiałby przecież wspiąć się na jeden z okalających jezioro górskich szczytów z nadzieją, że po drugiej stronie góry zdoła dotrzeć do jakiejś indiańskiej wioski. Musiałby przez kilka dni i nocy iść w głębokim śniegu i kilkudziesięciostopniowym mrozie.
Nie chciał rozczarować tych, którzy go kochali i którzy mieli nadzieję, że walczy. Tego rzeczywiście nie zrobiłoby żadne zwierzę, bo ono dysponuje jedynie siłą mięśni i instynktu. Człowiek jest kimś jedynym na tej ziemi, kto jest większym od własnego ciała i zdolnym do miłości, do której ciało nie jest zdolne. Guillaumet nie szedł więc niesiony siłą ciała, lecz siłą miłości.
|