W miejsce najbardziej ludobójczego systemu w historii ludzkości wprowadzaliśmy system, który miał nam gwarantować demokrację i wolność słowa, a władzę mieli odtąd sprawować najbardziej szlachetni spośród nas.
Między nadziejami a rzeczywistością
Dwadzieścia lat po dokonaniu zmian ustrojowych w Polsce okazało się, że marzenia o życiu w demokratycznym państwie prawa spełniły się tylko w pewnym stopniu. W niektórych dziedzinach sytuacja obywateli naszego kraju nie tylko nie poprawiła się, ale pogorszyła. Wśród nastolatków mamy coraz więcej alkoholików, narkomanów, przestępców i samobójców. W parlamencie coraz więcej jest takich posłów, których przyłapano na korupcji. Niektórzy spośród tych, którzy ustanawiają prawo, sami je łamią. Naiwnością więc okazała się wiara w to, że podstawą demokracji są procedury, a nie wychowanie uczciwych ludzi.
Debata młodych u prezydenta
W dniu 6 kwietnia br. spotkałam się wraz z grupą młodzieży w Pałacu Prezydenckim, na debacie o współczesnej Polsce. Byłam tam jedyną osobą, która zwróciła uwagę na fakt, że nie wszystko w naszym kraju jest obecnie zgodne z oczekiwaniami i nadziejami sprzed dwudziestu lat. Wspomniałam o istnieniu najgroźniejszej z możliwych form cenzury, jaką jest cenzura nieoficjalna i skrzętnie skrywana. Taka cenzura skutecznie blokuje budowanie społeczeństwa obywatelskiego i państwa prawa.
W ramach dyskusji w Pałacu Prezydenckim przytoczyłam konkretne przykłady zamaskowanej cenzury, z jaką mamy do czynienia. Kilka dni później znalazłam w internecie komentarz o tamtej debacie: „Podczas debaty jedna z uczestniczek powiedziała, że wciąż nie ma wolnych mediów, że mamy do czynienia z cenzurą, bo media przeprowadzają nieustanną selekcję informacji i o wielu rzeczach milczą. Taka wypowiedź świadczy właśnie o
niedostrzeżeniu dwudziestoletnich przemian. Poważnym błędem jest nazywanie selekcji informacji przez media cenzurą, możemy raczej mówić o poprawności politycznej. Natłok informacji musi być dostosowany do możliwości przetwarzania i interpretacji informacji przez społeczeństwo. Nasze pokolenie jest nieświadome tego, czym była cenzura, czym było otwieranie prywatnej korespondencji lub wiadomość w słuchawce «rozmowa kontrolowana»”.
Selekcja, interpretacja i nowa cenzura
Z cytowanego komentarza wynika, że selekcjonowania informacji nie jest formą cenzury i że właściciele mediów mają prawo decydowania o tym, które informacje należy selekcjonować i w jaki sposób dostosowywać je „do możliwości przetwarzania i interpretacji informacji przez społeczeństwo”. Zwykle sama radzę sobie z przetwarzaniem i interpretowaniem informacji. Nie życzę sobie, by w demokratycznym państwie ktoś tego za mnie dokonywał. A właściwie codziennie zauważamy w mediach tę formę manipulacji, jaką jest tendencyjność w selekcjonowaniu wydarzeń. Dla przykładu to przecież nie przypadek, że wtedy, gdy na Lednicy spotyka się na modlitwie kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi, „demokratyczne” i „liberalne” media o tym milczą. Gdy jednak ulicami jakiegoś miasta przejdzie kilkudziesięciu aktywistów gejowskich albo kilkaset feministek, to nie tylko tego wydarzenia nie ignorują w ramach „selekcji”, lecz przeciwnie – nagłaśniają je aż tak nieproporcjonalnie, że urasta do wydarzenia ważniejszego niż upadająca stocznia czy los chorych dzieci, którym nasze państwo nie zapewnia wystarczającej opieki medycznej i refundacji leków.
Cenzura jawna i ukryta
Niektórzy wierzą, że „poprawność” polityczna nie jest formą groźnej cenzury. Ci sami ludzie twierdzą też, że pokolenie współczesnych dwudziestolatków „jest nieświadome, czym była cenzura”. To typowy przykład wypowiadania się w imieniu innych i decydowania za nich o tym, co rozumieją, a w czym mają słuchać „mądrzejszych” od siebie, czyli tych, którzy akceptują dyktat „poprawności” politycznej.
Rodzice szczegółowo opowiadali mi o cenzurze komunistycznej. Wbrew pozorom była ona mniej groźna niż ta obecna – „demokratyczna”. Była bowiem łatwiejsza do zdemaskowania. Była to wręcz cenzura oficjalna, na przykład w postaci napisu na liście: „poczta kontrolowana” czy w postaci ostrzeżenia w słuchawce telefonu: „rozmowa kontrolowana”. Obecnie mamy do czynienia z cenzurą znacznie groźniejszą, bo zamaskowaną, realizowaną przez profesjonalistów w manipulowaniu opinią publiczną w imię tych osób i grup społecznych, które sprytnie ukrywają swoje powiązania, interesy i cele.
Cenzura dzisiaj
W przestrzeni publicznej nadal spotykamy się z cenzurą, a w kwestii wolności słowa czy praw obywatelskich pojawiły się takie ograniczenia i formy dyskryminacji, które są zupełnie sprzeczne z demokracją i z państwem prawa. Jako przykład, sytuacja z mojego studenckiego podwórka. Cenzorem okazał się administrator jednego popularnego forum – www.grono.net. Otóż administratorzy tejże strony cenzurują ogłoszenia legalnie działającej na ośmiu warszawskich uczelniach organizacji studenckiej - ASK Soli Deo. Administrator – cenzor zablokował nawet samą możliwość wpisywania adresu organizacji: www.solideo.pl. Dotychczas myślałam, że tego typu praktyki są możliwe jedynie w Chinach czy w Korei Północnej, ale nie w kraju leżącym w samym centrum (jeszcze?) demokratycznej Europy.
Cenzurowanie prawa do informacji
Oto w żadnych polskich mediach, które programowo chwalą się swoją otwartością na wiedzę i naukę, nie znalazłam wyników badań na temat sytuacji kobiet, które poddały się aborcji. Chodzi o najnowszy raport hiszpańskich psychiatrów z uniwersytetu w Nawarze, podsumowujący wyniki badań przeprowadzonych pod kierunkiem dr Carmen Gómez-Lavin.
Z badań wynika, że 70 proc. kobiet, które poddały się aborcji, wpada w nerwice, a w pierwszym roku po dokonaniu aborcji kobiety popełniają samobójstwo niemal siedem razy częściej niż te, które urodziły dziecko. Okazuje się, że największe ryzyko dla zdrowia kobiety powstaje na skutek aborcji, a nie na skutek narodzin dziecka!
Ci, którzy zarządzają dominującymi mediami, postanowili jednak, że polskie kobiety nie powinny się o tym dowiedzieć. Tak dla niektórych „demokratów” wygląda wersja społeczeństwa „otwartego” i „informatycznego”. A swoją drogą, jak bardzo cyniczni są politycy, którzy lekarzy – zamiast psychologów! – zobowiązują do udzielania pomocy kobietom przeżywającym trudności psychiczne w okresie ciąży. Demokracja zawsze będzie fikcją w tych społeczeństwach, w których na ekonomię, politykę czy media istotny wpływ mają ci ludzie, którzy promują „jedynie słuszne” poglądy, „jedynie słuszne” badania naukowe oraz prawa obywatelskie „jedynie słusznych” mniejszości.
Bezprawne prawo
Ci, którzy uznają się za „postępowych” demokratów i obrońców praw człowieka, przyznają kobietom w ciąży prawo decydowania o losie ich dziecka. Jednak nie przyznają oni tego samego prawa ojcom poczętych dzieci. W ten sposób doczekaliśmy się takiej „demokracji”, w której ojcowie nie mają prawa bronić życia ich własnych dzieci. I to ojcowie, których żaden sąd nie pozbawił praw rodzicielskich!
Tego typu dyskryminacja rodzica jednej płci wobec rodzica drugiej płci zupełnie nie mieści się w standardach demokratycznego państwa prawa. Argumentem „przeciw” przyznaniu ojcu - takiej samej co matce - odpowiedzialności za los poczętego dziecka, nie może być fakt, że to kobieta nosi w swoim wnętrzu dziecko w okresie rozwoju prenatalnego. Kobieta bowiem, która godzi się na współżycie seksualne z danym mężczyzną, godzi się przez to również na to, że może on stać się ojcem ich dziecka i że odtąd będzie miał prawo bronić życia tegoż dziecka.