Logo Przewdonik Katolicki

Kto kogo robi w balona?

Weronika Stachura
Fot.

Jakiś czas temu media biły na alarm z powodu żenujących wprost wypowiedzi pisemnych i ustnych tegorocznych maturzystów. Nie ma się co irytować. Takie są czasy?

 

 


– Dzisiaj już nikt nie pisze samodzielnych prac. To naturalne, że uczniowie korzystają z różnych źródeł – usłyszałam od jednej z nauczycielek w jednym z poznańskich liceów (sic!). A była to odpowiedź na moje oburzenie spowodowane lekturą trzydziestu kilku prac, nomen omen na temat inteligencji, mottem której była parafraza słów z „Szewców” Witkacego: „My nie potrzebujemy już inteligencji”. Trochę szumnie powiedziane, bo owe „prace” liczyły „aż” półtorej- dwie strony, które kubek w kubek były do siebie podobne. Naprawdę nie przesadzam. Muszę zaznaczyć, że tymi „różnymi źródłami” był po prostu wyłącznie internet. Nic więcej. Oceny, które wystawiłam, były adekwatne do poziomu tychże prac. Nie umiałam wykrzesać w sobie tyle zrozumienia dla dzisiejszych uczniów, co moja koleżanka. Wszelkim plagiatom, pseudowypowiedziom, niby-charakterystykom, nieprzeczytanym lekturom mówię: Nie!

 

 

„Stary” maturzysta

Jestem przedstawicielką jedną z ostatnich roczników, które zdawały maturę według „starych” reguł. Były cztery tematy do wyboru, papier kancelaryjny, długopis i... moja własna wiedza, w szerokim tego słowa znaczeniu, humanistyczna: literacka, historyczna, muzyczna oraz sprawność językowa, stylistyczna, ortograficzna... Pokolenie „starej matury”, tak niekiedy deprecjonowanej, miało coś jeszcze: wolność wyboru i możliwość wykazania się zdobytymi wiadomościami, według własnego uznania, oczywiście adekwatnie do wybranego tematu. Nie wszyscy byliśmy humanistami, ale większość z nas czytała zadane lektury, co więcej, sięgała po inne książki, czytając nie tylko dlatego, że tak wypada, ale dla przyjemności. I co trzeba dzisiaj podkreślić, czytała książkę w całości, tzn. od pierwszej do ostatniej strony! A nie jakiś tam fragment, ćwierć rozdział, dwa akapity, cztery strofy pieśni, dajmy na to Jana Kochanowskiego, czy jedną trzecią aktu dramatu Gombrowicza czy komedii Fredry. Otóż my, „starzy maturzyści”, znaliśmy zakończenie lektur, analizowaliśmy je w całości, z większym lub mniejszym powodzeniem, w kontekście historycznym, literackim, szeroko rozumianej sztuki i kultury. Większość z nas umiała powiązać fakty, wyciągnąć wnioski, odczytać warstwę symboliczną utworu. Dzisiaj wydobycie takiej wiedzy z uczniów jest chyba niemożliwe. I nie jest to do końca ich wina. Owszem, jest to pokolenie bardzo leniwe, które szybko się nudzi i nuży, wymagające i negujące wiele z wyznawanych przez nas wartości, ale...

 

Paweł Strzelecki? Nie znam...

Czy dla współczesnego abiturienta podstawowe wiadomości z historii Polski o ostatnim z Jagiellonów, o pierwszym wolnie wybranym prezydencie w III Rzeczypospolitej, o tym, kto ufundował Uniwersytet Jagielloński są aż tak trudne do zapamiętania? Czy wyspa Wolin leży na wybrzeżu zachodnim czy wschodnim Bałtyku? A Gorce..., co jest stolicą polskich Tatr? Znajomy geograf, pracujący w renomowanym wrocławskim liceum, żalił się, że gdy w klasie „dla rozgrzewki” zapytał o najwyższy szczyt polskich Tatr, uczniów było stać jedynie na pobłażliwy uśmiech... Szybko więc odsunął od siebie myśl o pytaniu o jego wysokość. Paweł Strzelecki – a kto to taki? Przykre. A przecież, śmiem twierdzić, są to podstawowe wiadomości dotyczące naszego kraju, dla którego, przynajmniej jakiś procent młodzieży, za kilka lat, będzie pracować.

 

 

Ćwierć inteligent

By zdać maturę, potrzebne jest zdobycie zaledwie 30 proc. Nie lepiej jest niestety na studiach wyższych. Mylenie watów z woltami na wydziale fizyki, nieznajomość tablicy Mendelejewa na wydziale chemii, nieznajomość anatomii człowieka wśród studentów medycyny, nierozróżnianie części mowy od części zdania na noefilologii, no i kwestionowanie grzechu pierwszych rodziców na teologii oraz akceptowanie wspólnego zamieszkania przed ślubem, i to nie w kontekście prowokacji – to tylko niektóre braki współczesnych żaków bądź wyraz źle rozumianego „światowego myślenia”. (Przykłady, proszę wierzyć, są autentyczne). Po co mam się tego uczyć, to niepotrzebne... Jak na wszelkich drukach, dodajmy: skreślić! Studia mają naszą wiedzę poszerzyć, rozwinąć horyzonty naszego myślenia, winny być podejmowane z pasją, nieudawaną ciekawością, pragnieniem dzielenia się zdobytą wiedzą z innymi i pracą na rzecz wspólnego dobra, jakim jest ojczyzna. Idealistyczne? Może, ale odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie: czy ktoś, kto ma jedną trzecią wiedzy z danej dziedziny będzie dobrym elektrykiem, inżynierem, polonistą, prawnikiem, lekarzem, nauczycielem języków obcych...? Osobiście bałabym się takich „inteligentów”...

Na koniec jeszcze jedna refleksja: niedawno media zwróciły uwagę na „ciekawą” propozycję wydawniczą jednego z portali edukacyjnych, tym razem skierowaną do... dyrektorów szkół. Chodziło o zbiór gotowych przemówień na koniec roku, które mają „zapewnić dyrektorom komfort pracy oraz sprawić, aby ich przemówienia zapadły w pamięć rodziców i uczniów (...) gwarantując ciekawy występ...”. Nie wiadomo tylko, jak my, przyszli i obecni pracownicy oświaty mamy to zrozumieć? Czy jest to kolejny krok do ograniczenia naszego wolnego, samodzielnego myślenia, które wprowadziła już nowa matura przez narzucenie nam obowiązkowego klucza czy jest to jakiś niesmaczny żart z polskiej inteligencji, a może po prostu  kolejny znak czasów. Pamiętajmy, ryba psuje się od głowy...  

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki