PAGINA: Kobiety a męstwo
Współczesne, mężne, piękne
„Któż znajdzie niewiastę mężną? Daleko większa cena jej niż perły.(…) Dłoń swą otwiera przed ubogim, rękę wyciąga do potrzebującego” (Księga Przysłów 31, 10-20).
Irena Sendlerowa, niewątpliwie jedna z najodważniejszych i najmężniejszych ko
biet XX wieku, znana jest światu z faktu, że uratowała ponad dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci. Naoczni świadkowie tych wydarzeń twierdzą, że dzieci uratowanych przez nią z warszawskiego getta było znacznie więcej. W tamtej rzeczywistości Irena Sendlerowa wydała na siebie tyle wyroków śmierci, ile uratowała małych żydowskich istnień.
Nie mogąc patrzeć na eksterminację żydowskich dzieci, jako siostra Jola kilka razy dziennie przekraczała mury warszawskiego getta. Nierzadko zdarzało się, że podczas tych dramatycznych wędrówek potykała się o małe, ukryte pod gazetą, zwłoki dzieci. Te traumatyczne przeżycia spotęgowały w niej determinację w walce o każde życie dziecka, które było dla niej wartością najcenniejszą i najważniejszą. Cena, jaką płaciła za swoje męstwo, była niezwykle wysoka. Nie tylko musiała rozstawać się z ciężko chorą matką, ale również wielokrotnie została pobita przez niemieckich żandarmów i o ironio, żydowskich policjantów. Stoczyła też trudną walkę o własne życie, pokonując ciężkie zakażenie, jakie rozwinęło się w ranie zadanej przez niemiecki bagnet, w końcu trafiła na Pawiak. Łatwo się domyślić, jak trudne przeżywała wówczas chwile, miała bowiem świadomość, że w razie jej śmierci nikt nigdy nie pozna prawdziwych imion, nazwisk i miejsc ukrycia uratowanych dzieci. Była bowiem jedyną osobą, która posiadała te informacje. Te swoiste dziecięce metryki spisywała na bibułkach, które następnie chowała w słoikach, te z kolei przezornie zakopywała pod pewną jabłonką. Drzewko to, niemy świadek heroicznych czynów Ireny Sendlerowej, przetrwało do dziś. Dzieci z getta wyprowadzano na cztery sposoby. Pierwszym z nich było wywożenie ich samochodem ciężarowym, który przywoził do getta środki czystości. Drugim zajezdnia tramwajowa na terenie getta. Podczas dyżuru „sendlerowskiego” przyjaciela przewożono dziecko, przeważnie uśpione i ukryte w kartonie, na stronę aryjską. Trzecia droga ku dziecięcej wolności wiodła przez piwnice domów, które graniczyły z domami zamieszkanymi przez Polaków. Ostatnią był gmach sądu przy ul. Leszno, którego pewne wejścia pozostawały otwarte. Zaufani woźni sądowi na określony czas otwierali drzwi sądu od strony getta, którymi wprowadzano dzieci, a wyprowadzano je wejściem znajdującym się już po stronie aryjskiej. To był zaledwie początek tej niezwykle trudnej akcji, bowiem w dalszej kolejności trzeba było znaleźć dziecku zastępczą rodzinę, wyrobić oryginalne dokumenty, co wiązało się ze zdobyciem fałszywej metryki urodzenia. Następnym trudnym etapem była nauka życia w zupełnie nowych i bardzo odmiennych warunkach. Dzieci musiały uczyć się języka polskiego, modlitw, piosenek, a także wierszy. Jednak jednym z najtrudniejszych momentów ratowania była swoista walka Matki Dzieci Holocaustu z rodzicami i dziadkami, którzy czasem nie wyrażali zgody na ratowanie dzieci i wnuków. Przekazywanie ich siostrze Jolancie niejednokrotnie odbywało się w bardzo dramatycznych sytuacjach, bowiem gdy jedno z rodziców czy dziadków dziecko oddawało, to drugie za wszelką cenę próbowało je zatrzymać.
Św. Augustyn mówi o męstwie, że „jest to miłość, która wszystko znosi łatwo dla czegoś umiłowanego”.
Ewa Błaszczyk, aktorka, współzałożycielka Fundacji „Akogo?”, laureatka Medalu św. Brata Alberta, który otrzymała za „pełną podziwu determinację w tworzeniu kliniki „Budzik”.
Znana aktorka w krótkim odstępie czasu przeżyła dwie ogromne tragedie. Najpierw umiera jej ukochany mąż, a wkrótce jedna z córek bliźniaczek zapada w śpiączkę. Oba dramaty jednak nie załamują aktorki, która walkę o zdrowie i życie córki zami
enia w walkę o zdrowie i godne życie wielu dzieci pogrążonych w śpiączce. Podczas jednego z wywiadów powiedziała mi, że „w tak długiej i mozolnej walce można się przekonać, że od nas tak naprawdę nic nie zależy, że wszystko jest w rękach Boga. Wiara przekładała się na coś bardzo intymnego, i tak pozostało do dziś. Stała się jednym ze stałych punktów mojego życia, przede wszystkim dała mi siłę do walki. Mam też wiele swoich tajemnic, jak choćby ta przywieziona z San Giovanni Rotondo…”.
Przecierając osobistą drogę, jaką odbyła Ola, zorientowała się, że dzieci pogrążone w dłuższej śpiączce nie mają miejsca, w którym znalazłyby specjalistyczną opiekę. Podczas tej dramatycznej walki o Olę narodziła się fundacja, której celem jest niesienie pomocy dzieciom po ciężkich urazach mózgu, po niedotlenieniu czy obrzęku, pozostających w stanie śpiączki. Niestety, towarzyszy jej najczęściej niedowład czterokończynowy spastyczny lub całkowity paraliż. Dzięki uporowi i niezwykle mężnej postawie Ewy Błaszczyk nasze społeczeństwo poznawało problem ludzi pogrążonych w śpiączce, problem ich rodzin, które najczęściej w samotności próbowały sobie z nim poradzić. Aktorka postanowiła swoją popularność wykorzystać w najszczytniejszym celu, pomóc tym wszystkim, których dotyczył problem comy. Klinika „Budzik” dedykowana jest Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, ponieważ, jak zauważa Ewa Błaszczyk, jej założyciele opowiadają się po stronie życia a nie śmierci, jest „krzykiem” przeciw eutanazji. Ewie Błaszczyk udało się jeszcze jedno niezwykłe przedsięwzięcie przy tworzeniu Kliniki „Budzik”. Po raz pierwszy podjęły wspólne działanie wszystkie dotychczas konkurujące ze sobą fundacje. Aktorka wierzy, że takie wspólne działanie ukaże ludziom, że przy tak trudnym i drogim dziele potrzeba tak mało, żeby stało się tak wiele. Bardzo liczy też na to, że teraz podczas działania budzikowej akcji wyłonią się nowe postawy, idee. I tak też się dzieje.
W ramach kampanii pt. „Budzimy do życia” Fundacja „Akogo?” gromadzi środki na wybudowanie wzorcowej Kliniki „Budzik” przy Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. 26 listopada 2007 r. został wmurowany kamień węgielny pod budowę kliniki, cztery miesiące później rozpoczęła się jej budowa. W lipcu ubiegłego roku zakończono stan surowy otwarty. Jednak konieczne są dalsze środki na dokończenie budowy kliniki. W dniu 27 marca polskie teatry wezmą udział w kolejnej akcji „Budzimy do życia”, która będzie trwać do końca kwietnia 2009 r. Dochód ze sprzedaży biletów będzie przeznaczany na podjęcie dalszych prac budowlanych Kliniki „Budzik”. Ewa Błaszczyk swoich działań i planów nie zamyka na tej jednej placówce. Jej założenia są znacznie szersze – w każdym wojewódzkim mieście powinna znajdować się tego typu klinika. Mało tego, aktorka stara się przekonywać o tym, że muszą także powstawać specjalistyczne hospicja nie tylko nastawione na chorych w chorobie terminalnej, ale gdzie na pomoc specjalistyczną, a szczególnie rehabilitację, będą mogli liczyć przewlekle chorzy.
Męstwo dąży do pokonania największego lęku – przed śmiercią. Takie męstwo jest darem Ducha Świętego, płynie z nadziei pokładanej w Zmartwychwstałym. „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat!” (J 16, 33).
Stanisławę Leszczyńską w czerwcu 1987 roku Ojciec Święty Jan Paweł II wskazał jako przykład chrześcijańskiego bohaterstwa. Do kościoła, do krypty, gdzie spoczywa Sługa Boża Stanisława Leszczyńska, pielgrzymują położne, matki, które za pośrednictwem zmarłej dziękują Bogu za szczęśliwy poród, dar macierzyństwa. W nocy z dnia 5 na 6 grudnia 1943 roku zaczęło się rodzić pierwsze dziecko na Bloku 17, Sztuba I. Por
ód przyjmowała Stanisława Leszczyńska, położna z Łodzi, nr obozowy 41335. Spokojna, drobna, bardzo pobożna kobieta, która emanowała swoim spokojem. Wyraziła zdecydowany sprzeciw wobec bezwzględnego rozkazu uśmiercania wszystkich dzieci natychmiast po ich urodzeniu, wydanego jej przez znanego z wyjątkowego okrucieństwa hitlerowskiego lekarza Mengele.
Wierna swoim zasadom w obozie śmierci Auschwitz-Birkenau przyjęła na świat około trzech tysięcy dzieci, niestety tylko około trzydzieścioro z nich udało się uratować. Do dziś nie wiadomo, dlaczego za ten jawny sprzeciw doktor Mengele nie skazał jej na śmierć. Pani Stanisława, zwana „mamą”, każde narodzone dziecko po kryjomu chrzciła. Walczyła o każdą godzinę jego życia. Dzięki jej zdecydowanej postawie ani jedno dziecko żydowskie nie zostało zgodnie z rozkazem Mengele wyrzucone do kubła na śmieci. Dzieci na ogół umierały z głodu w kochających ramionach matek. Stanisława Leszczyńska swoje przeżycia z obozu opisała w książce „Raport położnej z Oświęcimia”, powstałej w roku 1957. Z niej dowiadujemy się, że nie miała ani jednego wypadku gorączki połogowej, ani jednego wypadku śmiertelnego wśród matek i nowo narodzonych dzieci. Jak sama słusznie stwierdziła: „Pomimo przerażającej ilości brudu, robactwa wszelkiego rodzaju, szczurów, chorób zakaźnych, braku wody oraz innych nie dających się wprost opisać okropności, działo się coś niezwykłego”. Stanisława Leszczyńska, nr obozowy 41335…