„Nikt z nas nie jest samotną wyspą”, odczuwamy potrzebę bycia z drugim, nawiązywania kontaktów, przyjaźni, chcemy być wysłuchani, docenieni, zrozumiani.
Z pewnością rozmowa z zaufaną osobą jest jednym z najlepszych sposobów na „zrzucenie” z siebie tego wszystkiego, co nas martwi i trapi, daje możliwość podzielenia się najskrytszymi tajemnicami i marzeniami. Obserwując rzeczywistość ostatnich lat, można zauważyć panującą swego rodzaju modę na zwierzanie się już nie bliskiej nam osobie, ale na opowiadanie o sobie nierzadko przypadkowym słuchaczom.
Coraz częściej stajemy się świadkami często krępujących sytuacji, kiedy to niemalże cały naród staje się jednym wielkim słuchaczem sekretów osób z pierwszych stron gazet albo tzw. celebrities. Zacisze domu zostaje zamienione na telewizyjne studio, a wachlarz poruszanych tematów nie zna granic. Producentom i realizatorom takich „narodowych spowiedzi” nie zależy na nagłośnieniu jakiegoś palącego problemu czy rzeczowych wypowiedzi zaproszonych gości, lecz w rzeczywistości chodzi tylko o wyniki oglądalności. Zastanawiająca jest tylko decyzja uczestnictwa tych, którzy tak chętnie występują w tego typu programach...
Pokolenie narcyzów
Poniedziałkowe popołudnie. W oczekiwaniu na film zmieniam kanały telewizyjne. W pewnym momencie na ekranie pojawia się niezwykły obraz: kilkoro ludzi w pocie czoła usilnie stara się pokryć sierść konia biało-czarnymi pasami, jak się później okazało, tak by wyglądał jak zebra. Inni budują olbrzymi namiot, a w nim scenę, tak by główną bohaterkę wieczoru, jak sama mówi, „wszyscy doskonale widzieli”. Dodam tylko, że ma ona zaledwie, albo aż, szesnaście lat, bo właśnie osobom w tym wieku poświęcony jest ten program.
Schemat jest zawsze taki sam. Bohaterem/bohaterką jest osoba, która w najbliższym czasie ma obchodzić rocznicę urodzin. Z tego powodu organizuje „najlepszą imprezę, jakiej nikt jeszcze nie zorganizował”. Przyjęcie odbywa się w jednym z najdroższych okolicznych klubów bądź w specjalnie na tę okazję wybudowanym namiocie. Pieniądze nie grają tu żadnej roli, zaś najbliżsi i przyjaciele spełniają wszystkie, nawet najbardziej ekstrawaganckie zachcianki jubilatów. Co istotne, w każdym odcinku podają podobne stwierdzenia: „muszą o moich urodzinach mówić do końca roku”, „muszą na mnie patrzeć”, „muszę być naj...”. To tylko jeden z amerykańskich programów, który na szczęście nie został przez nas jeszcze zaadaptowany. Dowodzi on tylko, iż coraz młodsze pokolenia szczęśliwych nastolatków zza oceanu ulegają modzie na epatowanie własną osobą i robią wszystko, by utożsamiać się ze swoją „gwiazdą”.
Mój osobisty paparazzi
Nie można jednak wyłącznie obwiniać za to młodych. W niemalże każdej gazecie czy programie telewizyjnym ich idole czynią to samo. Praktycznie wiemy o nich wszystko, począwszy od koloru ścian w ich nowo wybudowanym domu, a skończywszy na kosmetykach, których używają. Nie ma się więc czemu dziwić, iż wielu młodych stara się naśladować swoich ulubieńców. Przestało się liczyć to, co masz do powiedzenia, ważne, że masz publiczność, która ciebie słucha.
„Żyjemy w kulturze, w której jeśli coś nie jest udokumentowane, nie istnieje” – mówi Josh Garson, profesor socjologii na Uniwersytecie w San Francisco, stąd coraz popularniejsze staje się korzystanie z usług firm, dzięki którym choć przez kilka dni możemy poczuć się jak prawdziwe sławy. Celeb 4 A Day, Private Paparazzi czy Personal Paparazzi to tylko niektóre z nich. Każdy za około 1500 dolarów może wynająć jedną z nich i zmienić się w prawdziwą sławę, którą ścigają żądni sensacji fotoreporterzy. Efekt jest doskonały, bowiem wielu przechodniów zatrzyma się i zainteresuje tym, co dzieje się wokół osoby otoczonej przez tłum dziennikarzy i fotoreporterów, nawet jeśli będzie to tylko mistyfikacja. Z usług takich firm korzystają dwudziestolatkowie, którzy chcą zasmakować trwającej choć tylko kilka dni sławy, by jak sami mówią: „o nas mówili”.
W tym kontekście jakże aktualne wydają się słowa Ewangelii św. Mateusza o kuszeniu Jezusa. Ksiądz Jan Twardowski pisze, iż jest to fragment, który „odsłania największe słabizny naszej ludzkiej natury (…): zwracać uwagę na siebie, gramolić się na podwyższenie, jak na narożnik świątyni, by nas oglądali, podziwiali, patrzyli, jacy to jesteśmy”.