Logo Przewdonik Katolicki

Mierniki postępu

Joanna Potocka
Fot.

Komisja Europejska opublikowała ostatnio raport dotyczący realizacji wspólnotowych celów społecznych. Jednym z szeroko omawianych w tym raporcie wskaźników jest tzw. ryzyko zagrożenia ubóstwem, które odnoszone jest, wbrew literalnemu brzmieniu,nie do biedy w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale do zdolności jednostki do pełnego uczestnictwa w społeczeństwie....

Komisja Europejska opublikowała ostatnio raport dotyczący realizacji wspólnotowych celów społecznych. Jednym z szeroko omawianych w tym raporcie wskaźników jest tzw. ryzyko zagrożenia ubóstwem, które odnoszone jest, wbrew literalnemu brzmieniu, nie do biedy w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale do zdolności jednostki do pełnego uczestnictwa w społeczeństwie. Czyli krótko mówiąc, dotyczy szans obywatela na dostęp do takich dóbr jak edukacja, praca i kultura.


Według raportu wskaźnik ryzyka zagrożenia biedą jest w Europie ciągle dosyć wysoki. W całej Unii grupą najbardziej upośledzoną są dzieci. A krajem, który wypadł w raporcie najgorzej z tego punktu widzenia, jest Polska. Co czwarte polskie dziecko ma statystycznie małe szanse na uczestnictwo w godziwy (choć nie wiadomo co to oznacza) sposób w życiu społecznym! Trudno się odnieść do rewelacji zawartych w tym czterystustronicowym dokumencie w kilku słowach, jednak sygnał, jaki popłynął w świat, nie jest optymistyczny.


Pojawienie się takiego sygnału oczywiście od razu przyniosło gromki odzew na naszej scenie politycznej.


 Na lewicy, jak to na lewicy, tradycyjnie powtórzono stare postulaty. Przede wszystkim - złupić bogatych i obdarować biednych. Zaradnym podwyższyć podatki, niezaradnym podwyższyć zasiłki. Tyle że takie rozwiązania od wielu lat obecne są w polskiej rzeczywistości, a jaka jest ich skuteczność, każdy widzi. Tych, którzy żyją z podatków płaconych przez innych, jest w Polsce patologicznie dużo. A rezultaty - jak na wstępie.


Podczas gdy w Europie próbuje się projektować ułatwianie dostępu do wyższej jakości wykształcenia, które daje szansę na lepszą pracę, a w efekcie lepsze zarobki i rzeczywisty dostęp do osiągnięć cywilizacji, u nas dla libertyńskich środowisk ciągle pierwszorzędną kwestią zdaje się być odgrzewany postulat wprowadzenia od przedszkola obowiązkowej edukacji seksualnej. Najlepiej w wersji opracowanej przez modne w mediach działaczki feministyczne i lobby gejowskie.


Czy naprawdę na początku XXI wieku ktoś jeszcze może uwierzyć, że taka edukacja, opakowana w refundowane z naszych podatków prezerwatywy, będzie najlepszym narzędziem rozwoju społeczeństwa opartego na wiedzy?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki