Jeśli Wielki Post ma być czasem nawrócenia, pokuty i przemiany życia, a jeszcze głębiej: odnowienia osobistej relacji z Bogiem i umocnienia na drodze wiary, to musimy wiedzieć, w imię czego mamy ten trud podejmować i do czego – do Kogo – ma to nas ostatecznie prowadzić. W dzisiejszej Ewangelii Chrystus daje nam motywację i ukazuje cel naszych ascetycznych wysiłków
Jezus stawiał twarde wymagania swoim słuchaczom, jeszcze twardsze swoim uczniom. Niektóre były bardzo trudne do zrozumienia i zaakceptowania: miłość nieprzyjaciół, pozostawienie majątku i rodziny, wezwanie do wzięcia krzyża… A i tak jest to jeszcze niewiele w porównaniu z tym, co Jezus mówił o sobie samym: kto wierzy we Mnie…, kto spożywa ciało moje… Jego postulaty miały charakter absolutny. Nie pozostawiał jednak swych słów bez pokrycia – objawiał swoją nadzwyczajną moc: czynił cuda, znaki, uzdrawiał, nauczał i karmił tłumy. Niestety, drażnił tym zazdrosnych o swoje wpływy faryzeuszów, którzy próbowali zniszczyć Jego autorytet, bez skrupułów posługując się kłamstwami i oszczerstwami. Powołując się na Prawo Mojżeszowe, atakowali naukę Jezusa, podważali Jego wiarygodność i oskarżali Go o zdradę religijnej tradycji Izraela. Uczniowie Jezusa musieli być w trudnej sytuacji: z jednej strony miłość, zaufanie i podziw dla Mistrza; z drugiej obawa przed odstępstwem od prawowiernej nauki i narażeniem się oficjalnym elitom religijnym. Wątpliwości, rozterki i wahania prawdopodobnie spędzały sen z oczu apostołów, zwłaszcza że Jezus napomknął już coś o swojej śmierci. Dlatego modlitwa i objawienie na górze Tabor miały ich oświecić i umocnić. Z początku nie przywiązywali chyba do tej wyprawy zbytniej wagi, bo po dotarciu do celu szybko poddali się zmęczeniu. Gdy się ocknęli, zobaczyli coś, co na długo zapadło im w pamięć: jaśniejącego nieziemskim światłem i chwałą Chrystusa, w towarzystwie Mojżesza i Eliasza. Dla Żydów postaci te były ucieleśnieniem tradycji prawodawczej i proroczej Narodu Wybranego. Ich obecność ucinała wszelkie wątpliwości co do prawowierności Jezusa i ponad wszelką miarę legitymizowała Jego posłannictwo. Głos z obłoku w bezpośredni, bezprecedensowy sposób poświadczał boskie pochodzenie Jezusa. Trudno byłoby wyobrazić sobie bardziej dobitny dowód. Nie dziwi więc pragnienie uczniów, by to przeżycie, tę uszczęśliwiającą wizję przedłużyć i utrwalić. Ale Jezus nie przyszedł po to, by nas uszczęśliwiać w sposób doraźny, w życiu doczesnym, lecz by wskazać nam zadania i ostateczny cel naszego życia.