Wykorzystanie PR-u przez Kościół (nr 7/2007)
Wykorzystanie PR-u przez Kościół i jego społeczny wizerunek jest sprawą o wiele bardziej skomplikowaną niż nie do końca prawdziwie nakreślony rys w tym artykule. Na zacytowane w tekście stwierdzenie abp. Johna Foleya, odpowiem innym, także jego autorstwa: „Kościół pozostaje wciąż w tyle w dziedzinie mass mediów”- to znaczy nie potrafi się z nimi dobrze komunikować. I to jest prawda. Po pierwsze dlatego, że PR nie jest „chwaleniem się”, a długofalowym procesem, rzetelnym informowaniem w celu wywołania i utrwalenia w odbiorcach określonego wizerunku. Działalność PR nie polega tylko i wyłącznie na podawaniu dobrych z punktu widzenia nadawcy komunikatów, ale także umiejętności przyznania się do własnych błędów i potknięć. Wbrew pozorom przyznanie się do winy i komunikat o znalezieniu sposobu na uniknięciu takiej sytuacji w przyszłości pozostawia bardziej pozytywne skutki w świadomości odbiorców niż uporczywe zaprzeczenia czy unikanie odpowiedzi. To odnosi się także do spraw, które dotknęły Kościół w Polsce na początku roku. Nie poprawia sytuacji fakt, iż Kościół nie wypowiada się jednym głosem oraz niekoniecznie wysokie kompetencje osób wyznaczonych do sprawowania funkcji „ust Kościoła”. Cały czas widoczny jest brak zaufania Kościoła do podejmowania trudnych spraw i rozmawiania z ludźmi za pośrednictwem mediów. Przywołanie przykładu Jana Pawła II jako jedynego przykładu nie załatwia sprawy. Zresztą przy okazji warto zauważyć jedną kwestię. O sprawach związanych z Kościołem, podejmowanych inicjatywach o wiele łatwiej poinformować i zainteresować media „świeckie” niż katolickie lub za takie się uważające. Cały czas pokutuje syndrom zamknięcia – lub posługując się określeniem śp. bp. Jana Chrapka – koła wzajemnej adoracji, zamkniętego na dialog i autentyczną promocję ewangelizacji. A jeśli już – najbardziej nawet atrakcyjny medialnie temat potraktowany bywa schematycznie i niestrawnie dla przeciętnego czytelnika.
A jeśli chodzi o Lednicę? Myślę, że najlepszą odpowiedzią jest obawa wyrażona przez Jana Pawła II: „Niegdyś media informowały o wydarzeniach, dzisiaj to wydarzenia sa często kształtowane w taki sposób, aby odpowiadały potrzebom mediów” („Rozpowiadajcie to na dachach. Ewangelia w epoce globalnej komunikacji”, „L`osservatore Romano”, rok 2001, nr 4). Nie może być tak, że cel uświęca środki. Proszę spojrzeć jaką drogą podąża Lednica. Na początku był to Akademicki Apel Trzeciego Tysiąclecia – i pamiętne spotkanie z 1997 roku. Potem kolejne spotkania przytłaczające kolejnymi gadżetami i medialnymi pomysłami ojca Góry. I na koniec to, co moim zdaniem świadczy o końcu Lednicy jako nabożeństwa religijnego – przerwy w celu „wejścia na żywo” w telewizji. Idea apelu akademickiego upadła, pozostał zjazd młodzieży. Treść zamiera, pozostaje forma. Na jak długo wystarczy zapał medialny i charyzma ojca Jana by pokryć te różnice? Jeśli komuś odpowiada taka forma wyrażania i przeżywania własnej religijności i jeżeli dzięki tym spotkaniom nawróci się choć jedna osoba, to oczywiście to spotkanie ma sens. Ale nie usprawiedliwia to roszczeniowej postawy organizatorów do kreowania siebie na jedyne wartościowe i najważniejsze religijne zgromadzenie jak to ma miejsce od kilku lat. Nie wystarczy dobrze informować, trzeba mieć o czym.
michał