W ciągu jednego tygodnia pożegnaliśmy dwie wspaniałe postacie polskiej kultury: mistrza reportażu – Ryszarda Kapuścińskiego i królową drugoplanowych ról filmowych – aktorkę Krystynę Feldman.
Ryszard Kapuściński stworzył własny niepowtarzalny styl pisania, który jedynie w części można oddać określeniem: esej reporterski. Najważniejsze dla niego pozostawały zawsze osobiste obserwacje, przemyślenia i wnioski – tym dzielił się ze swoimi czytelnikami. Fakty i wydarzenia były jedynie pretekstem i materią, wokół której i na podstawie której tworzył swoje parapowieści przesycone magicznym realizmem.
Szczyty maestrii osiągnął w „Cesarzu” (1978) – niezwykłej opowieści o świetności i upadku Hajle Sellasje w Etiopii oraz w „Szachinszachu” (1982) opisującym dwór szacha Rezy Pahlawiego w Iranie. Obie książki przyniosły Kapuścińskiemu międzynarodową sławę i otworzyły mu drogę na zachodni rynek czytelniczy.
W latach 1989-1991 Kapuściński podróżował po upadającym radzieckim imperium. Przebył wówczas ponad 60 tys. kilometrów, przeprowadzając w tym czasie ponad 1500 rozmów. Owocem tych podróży stało się „Imperium”, które wielu krytyków uznaje za najważniejszą pozycję w całej twórczości Kapuścińskiego.
Dzięki „Imperium” stał się najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem („Cesarza” wydano na świecie 28 razy, „Imperium” – 23).
Kilka lat temu w jednym z wywiadów wyliczył, że w swej karierze reportera obecny był na 12 frontach wojennych, obserwował 27 rewolucji, a cztery razy skazano go na śmierć przez rozstrzelanie.
„Odyseusz włóczył się po świecie, ale marzył o tym, by wrócić. Ja nie mogę. Jestem skazany na tułaczkę. Nie mam schronienia. Uprawiam wycieńczający zawód: nie żyje się długo, jeśli wykonuje się go na serio. Należałoby się szybko zatrzymać, jak piloci liniowych samolotów, ale problem polega na tym, że nie można tego zrobić”, zwierzył się kiedyś włoskiemu reportażyście Paolo Rumizowi.
Ryszard Kapuściński był wymieniany od kilku lat jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Copyright:Wikipedia
Krystyna Feldman
Krystynę Feldman zapamiętamy z kolei jako mistrzynię drugiego planu i jedną z najbardziej charakterystycznych polskich aktorek. Już przed wojną grywała we lwowskich teatrach. W czasie okupacji była łączniczką Armii Krajowej. Po wojnie grała w teatrach m.in. Katowic, Łodzi, Szczecina, Opola i Krakowa. Jednak dopiero „na stare lata” Feldman osiadła na stałe w Poznaniu, wiążąc się w 1983 roku z tamtejszym Teatrem Nowym.
Znana była jednak przede wszystkim z charakterystycznych ról filmowych. Debiutowała w 1953 roku w filmie Jerzego Kawalerowicza „Celuloza”. W swoim dorobku ma ponad 60 ról telewizyjnych i filmowych, m.in. w „Lalce”, „Yesterday”, „Pociągu do Hollywood”, Pogrzebie kartofla”, „Pianiście”, „Starej Baśni”, a także w serialach „Jan Serce” i popularnym „Świecie według Kiepskich”. Życiową rolę zagrała jednak dopiero u schyłku kariery, w „Moim Nikiforze” Krzysztofa Krauzego.
Aktorzy, z którymi współpracowała, wspominają ją jako osobę pełną ciepła, życiowej mądrości, wielkiej skromności i głębokiej wiary.
„To może śmiesznie zabrzmi, ale na scenie trzeba być istotą, a nie ją grać, bo samego tekstu każdy idiota się nauczy” – mówiła w jednym ze swoich ostatnich wywiadów znana z dosadnego języka aktorka.
Krystyna Feldman grała do samego końca. Ostatnio mogliśmy ją oglądać w monodramie na podstawie własnej autobiografii „I to mi zostało” w reż. Roberta Glińskiego. Bilety na to przedstawienie są już od dawna wyprzedane na kilka następnych miesięcy...