"Widzenie" z kolędą w tle
Adam Gajewski
Wyrok zostaje za bramą. Jest człowiek. Po prostu człowiek.
Dla członków Bractwa Więziennego wizyta w zakładzie karnym nie jest niczym szczególnym modlitewna wspólnota Arka, aby wzrastała, przynosiła owoc, musi regularnie łączyć ludzi wolnych i pokutujących, skazanych. Są jednak wyprawy wyjątkowe jak ta, gdy za mury idzie się z kolędą...
Wyrok zostaje za bramą. Jest człowiek. Po prostu człowiek.
Dla członków Bractwa Więziennego wizyta w zakładzie karnym nie jest niczym szczególnym – modlitewna wspólnota „Arka”, aby wzrastała, przynosiła owoc, musi regularnie łączyć ludzi wolnych i pokutujących, skazanych. Są jednak wyprawy wyjątkowe – jak ta, gdy „za mury” idzie się z kolędą i podarkami dla… dzieci!
Choć już niemal koniec stycznia, nastrój autentycznie świąteczny. Jedziemy przecież na więzienne święto – „widzenia rodzinne”, kiedy to skazani aż przez trzy godziny mogą zobaczyć swoich najbliższych, a zwłaszcza spotkać się ze swymi dziećmi, stanowią ogromny przywilej, nie każdemu więźniowi pisany. – Uczestnictwo w takim widzeniu jest nagrodą. Regulaminowo przysługuje jedynie 120 minut rozmowy w ciągu miesiąca. Trzy razy do roku, w Dzień Matki, Dzień Dziecka, i gdzieś w „nurcie” Bożego Narodzenia, organizujemy coś wyjątkowego, uroczystego. Zjawiają się maluchy, które nieraz przez naprawdę długi czas nie widziały swoich ojców. Rodzinne więzy, które w takich, a nie innych okolicznościach zostały nadszarpnięte, czasem można jeszcze uratować. A warto! Doświadczenie pokazuje, że gdy komuś udaje się zachować kontakt z bliskimi, ma on większe szanse na resocjalizację, rzadziej powraca za kraty. Nie wolno nam nie widzieć tej nadziei! Nie próbować pomóc. Wyrok zapada za naszą bramą – my dostajemy przestępcę, ale przecież za każdym razem po prostu człowieka… – opisuje Włodzimierz Domek, wychowawca w koronowskim zakładzie karnym. Współpraca bydgoskiego Bractwa Więziennego z ZK Koronowo jest już tradycją. Domek: – To właśnie cenię sobie najbardziej – wytrwałość ludzi Bractwa. Ewangelizacja wśród skazanych nie jest prosta, ma różne koleje. Ale oni wciąż chcą tutaj docierać. Najgorzej jest, gdy rozpocznie się dzieło i szybko porzuci, obieca coś więźniom i nie dotrzyma. Więźniowie już wiedzą, że jeśli chcą, mogą uczestniczyć w modlitwach „Arki”. Pewna grupa korzysta.
Iść z pokorą
W dniu „widzenia rodzinnego” Bractwo Więzienne spełnia posługę delikatną a ważną. Uczestnicy spotkania otrzymają radość zawartą w kolędzie, życzeniach. Święty Mikołaj (wolontariusz Jakub Stachura) roznosi zaś łakocie dzieciom. Roma Warmus, aktorka i pieśniarka, nie po raz pierwszy przekracza bramę więzienia z gitarą. Gromadzi doświadczenia – artystyczne i duchowe. – Podczas takich spotkań trzeba umieć odczytać nastrój zebranych, a przede wszystkim pamiętać, aby być dopełnieniem tych najważniejszych rozmów bliskich – nie dominować. Wiem, że śpiewam zawsze dla więźniów wybranych, pod eskortą, jednak nigdy nie odczuwałam, ani strachu, ani pokusy potępienia. Dostrzegłam za to od samego początku ogromne emocje, uczucia. Choć muszę zaznaczyć, że każda wizyta w więzieniu jest inna, kryje niewiadomą – mówi artystka.
W Koronowie zebrano recydywistów penitencjarnych, skazanych na kary od roku pozbawienia wolności aż po dożywocie. Na „naszej” sali widzeń są obecni i grypsujący – traktujący śmiertelnie poważnie reguły więziennej subkultury. Publika to nie najłatwiejsza. Recital kolędowy będzie więc dość krótki. Potem rozdanie prezentów.
Chce się wierzyć
Kto tam, „za murem” zobaczy podrygujące i kolędujące dzieci, dorosłych pogrążonych w rozmowach, dostrzeże celebracje każdej minuty rodzinnego widzenia, ten naprawdę mocno chce uwierzyć w możliwość poprawy nawet bardzo zatwardziałego serca. Dla wielu z nas, wolnych, resocjalizacja jest słowem pustym, mało wiarygodnym. Inaczej ze słowem Rodzina. Pamiętajmy o ich łączności.
Czas biegnie nieubłaganie. Sala widzeń pustoszeje. Więźniowie muszą wrócić do cel. Niektórzy, nim znikną w okratowanej sieni, w stronę bydgoskich wykonawców rzucają wyraźne „dziękuję”. To bardzo, bardzo wiele – w towarzystwie grypsujących tego słowa zwykło się nie nadużywać.