Logo Przewdonik Katolicki

Wielki Drugi

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Co roku, 24 października, w drewnianym kościółku w beskidzkiej Istebnej rodzinnej miejscowości Jerzego Kukuczki w rocznicę tragicznej śmierci genialnego himalaisty odprawiana jest Msza św. w jego intencji. Tylko w ten sposób rodzina i przyjaciele mogą kultywować pamięć o człowieku, którego ciało spoczywa kilka tysięcy kilometrów dalej, w szczelinie lodowej pod Lhotse...

Co roku, 24 października, w drewnianym kościółku w beskidzkiej Istebnej – rodzinnej miejscowości Jerzego Kukuczki – w rocznicę tragicznej śmierci genialnego himalaisty odprawiana jest Msza św. w jego intencji. Tylko w ten sposób rodzina i przyjaciele mogą kultywować pamięć o człowieku, którego ciało spoczywa kilka tysięcy kilometrów dalej, w szczelinie lodowej pod Lhotse – jedynym ośmiotysięczniku, który zdołał pokonać najwybitniejszego wspinacza, jakiego kiedykolwiek wydała ludzkość.

Robił rzeczy, o jakich innym wspinaczom nawet się nie śniło. Wytyczał trasy, jakie do dziś – przy całym postępie technicznym i nowoczesnym sprzęcie – wydają się nie do powtórzenia. Ale Kukuczka był fenomenem. Wybrańcem. Nic więc dziwnego, że otaczał go mit niezniszczalności. I rzeczywiście wychodził z beznadziejnych wydawałoby się opresji. Kiedy więc światowe serwisy obiegła depesza o jego śmierci, środowisko wspinaczkowe potraktowało ją początkowo mniej więcej tak, jak opowieści o zgonie Elvisa. Jurek nie żyje? To niemożliwe – powtarzano...

Sól ziemi czarnej
Kiedy „hanys” zderzy się z góralską naturą, musi powstać z tego mieszanka wybuchowa. Z takiej właśnie gliny ulepiony był Jerzy Kukuczka. Jowialny, z charakterystycznym śląskim poczuciem humoru, ale i bardzo konkretny, twardy, stanowczy, wręcz uparty. Te wybijające się cechy jego osobowości świetnie oddaje jeden z jego licznych przydomków – „Golona”, tylko z pozoru odnoszący się wyłącznie do szczególnego zamiłowanie do ciężkiej śląskiej kuchni.

Nigdy zresztą nie zapomniał o swoich korzeniach – ani o ukochanym Beskidzie Śląskim, ani o „węglu we krwi”. Wręcz przeciwnie – razem z innymi „hanysami” stworzył podwaliny pod fenomen nazwany później polską szkołą himalaizmu. Do dziś wielu alpinistów uważa, że to właśnie Ślązacy, z racji życia na co dzień pośród zanieczyszczonego powietrza, lepiej aklimatyzują się w wysokich górach, gdzie tlenu jest znacznie mniej.

Jego tlenem była jednak przede wszystkim wspinaczka, bez niej i bez gór nie potrafił żyć. Miał szczęście, bo znalazł wspaniałą życiową partnerkę – żona Cecylia nigdy nie czyniła mu przeszkód w realizacji jego wspinaczkowej pasji, i to ona – wychowująca niemal samotnie dwójkę ich synów – była cichą bohaterką wypraw męża.

Bała się jednak ciągle o niego, zwłaszcza gdy Jurek wracał ze swoich wypraw uboższy o kolejnych przyjaciół. Bała się, ale rozumiała; wybaczyła mu nawet podróż poślubną, w którą wybrali się osobno: on w Alpy, ona na Mazury.

Kukuczka nie był nigdy typem intelektualisty, takim jak choćby jego wielki rywal Reinhold Messner czy też inny znakomity wspinacz, wieloletni przyjaciel, Wojciech Kurtyka.

Ale miał w sobie mnóstwo prostej, życiowej mądrości: „Wysoko w górach często stawia się pytania i bardzo rzadko potrafi się na nie odpowiedzieć” – napisał kiedyś w swojej książce „Mój Pionowy Świat”.

Jego prostolinijna, ale refleksyjna natura świetnie korespondowała za to z głęboką wiarą. W czasie gdy wielu kolegów Kukuczki fascynowało się poznanymi podczas wypraw religiami Wschodu, a inni tracili wiarę, po tragicznych wypadkach przyjaciół, on zawsze wspinał się z nieodłącznym różańcem. Powtarzał, że tam wysoko kontakt ze Stwórcą jest o wiele, wiele łatwiejszy.

Nawet to słynne i z pozoru obrazoburcze zdanie: „Od śmierci w dolinach zachowaj nas, Panie”, było raczej wyrazem jego, na sposób alpinistyczny pojmowanej, miłości do Boga:

„Stoję przecież na szczycie ostatniego mojego ośmiotysięcznika. Ostatni paciorek mojego himalajskiego różańca. Stało się...” – takimi właśnie na poły religijnymi słowami opisywał swoje historyczne wejście na Shisha Pangmę 18 września 1987 roku.

Psychiczny nosorożec
Choć krępy i silny (w młodości uprawiał podnoszenie ciężarów), nie był jakimś nadzwyczajnym atletą. Sam podkreślał zresztą, że wyniki badań miał zawsze dużo gorsze niż np. maratończycy. Ale nie to stanowiło o jego właściwej sile. Największym atutem Kukuczki była psychika. Pod tym względem bił na głowę wszystkich – swoją walecznością, wolą przetrwania, żelazną determinacją, umiejętnością pokonywania słabości własnego organizmu. Dlatego zwano go dyrektorem, wodzem, psychicznym nosorożcem. Nieustannie parł do przodu – jak czołg, jak nosorożec właśnie... W tej swojej żelaznej determinacji wydawał się wręcz nieludzki; wtedy gdy kucał na śniegu i potrafił przetrzymać tak całą dobę w śnieżycy, i gdy szedł tak długo, dopóki nie zobaczył namiotów rodzimej bazy. Ci, którzy próbowali dotrzymać mu kroku, płacili za to niekiedy życiem. Odpadali. Tak jak Tadeusz Piotrowski, jego serdeczny przyjaciel, z którym zrobił niewiarygodnie wręcz wyśrubowaną – i do dziś niepowtórzoną – drogę na K2 – najtrudniejszą górę świata. Jurek nadludzkim wysiłkiem zdołał wtedy wrócić do obozu. Sam...

Był szybki, niewiarygodnie wręcz szybki. Wspinał się w szalonym tempie i tak samo błyskawicznie schodził w dół, pozostawiając za sobą strefę śmierci, w której szanse na przeżycie zmniejsza każda spędzona w niej sekunda. Dzięki temu unikał odmrożeń – w czasie całej swojej kariery zdarzyło mu się to tylko raz – i to u początku alpejskiej wspinaczki – na północnoamerykańskim McKinleyu; zapłacił za to amputacją dużego palca u nogi.

Niewielu potrafiło wytrzymać to Kukuczkowe tempo. Odpadali nawet Szerpowie, dla których Himalaje były tym, czym dla Jurka Istebna czy Katowice.

„Kukuś” przeszedł jednak samego siebie w 1985 roku, kiedy to w odstępie zaledwie kilkunastu dni udało mu się zdobyć dwa ośmiotysięczniki: Dhaulagiri i Cho Oyu (były to zresztą pierwsze w ogóle zimowe wejścia na oba szczyty) – wyczyn bezprecedensowy w dziejach całego himalaizmu.

14 x 8000
Kiedy Kukuczka zdobył w 1979 roku swój pierwszy ośmiotysięcznik – Lhotse, Reinhold Messner miał ich na swoim koncie już sześć.

„O prawdziwym wyścigu nie mogło być mowy. I nawet w 1986 roku, kiedy mogłoby się wydawać, że mogę mu zagrozić, nie łudziłem się, że tak doskonały i doświadczony alpinista da się prześcignąć przy jego możliwościach finansowych i organizacyjnych, których nawet nie można porównywać z moimi” – mówił Jurek w jednym z wywiadów już po zdobyciu, jako drugi człowiek w historii, Korony Himalajów i Karakorum.

Mimo to podjął z wielkim Tyrolczykiem rywalizację – tak, właśnie rywalizację, a nie żaden tam wyścig – w konkurencji, którą nazywał 14 x 8000. Skoro nie mógł być pierwszy, chciał być lepszy. I był. Wspinał się na ośmiotysięczniki w ekstremalnie trudnych zimowych warunkach albo wchodził na nie zupełnie nowymi trasami. To on, a nie Messner, wyznaczał kanony alpinizmu. Preferował wejścia w stylu alpejskim, w malutkich zespołach – bez helikopterów, armii tragarzy, ton sprzętu i milionerów branych na przyczepkę, aby w zamian za to swoimi dolarami finansowali wyprawę – bo nie uważał, że cel uświęca środki. Twierdził, że to tak, jakby zażywać proszki dopingujące i potem wypinać pierś do medali. Był klasykiem – może jednym z ostatnich w ogóle...

A mimo to zrobił swoją „Czternastkę” w czasie dwukrotnie krótszym niż Messner – zajęło mu to tylko 8 lat. Dumny Tyrolczyk doceniał jednak wielką klasę rywala. To dlatego napisał do Kukuczki tę po tysiąckroć powtarzaną później depeszę: „Nie jesteś drugi, jesteś wielki”.

Ale dla niezwykle ambitnego Polaka była to zbyt mała satysfakcja. Drugich się nigdy nie pamięta – powtarzał. Dlatego kiedy w 1989 roku dowiedział się o fiasku wyprawy Messnera na niezdobytą wcześniej południową ścianę Lhotse, tego samego Lhotse, na którym „Kukuś” zaczynał swoją himalajską karierę, postanowił pokazać, kto tu tak naprawdę rządzi. Żonie i przyjaciołom mówił, że to będzie jego ostatnia wyprawa, że potem kończy ze wspinaczką. I w pewnej mierze dotrzymał danego słowa...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki