Ostry protest chińskich władz wywołało odznaczenie duchowego przywódcy Tybetańczyków Dalajlamy XIV Złotym Medalem Kongresu – najwyższym cywilnym odznaczeniem amerykańskim. Irytacja Pekinu była tym większa, że u boku Dalajlamy po raz pierwszy publicznie pojawił się prezydent Stanów Zjednoczonych. Rzecznik chińskiego MSZ Liu Jianchao oświadczył, iż ta „farsa”, stanowi „jawną ingerencję w wewnętrzne sprawy Chin, a także krok poważnie podważający stan stosunków amerykańsko-chińskich”. Podkreślił też, iż „Tybet jest niezbywalną częścią chińskiego terytorium i kwestia tybetańska jest wyłącznie wewnętrzną sprawą Chin”.
Tymczasem prezydent USA George W. Bush stwierdził, że „Amerykanie nie mogą, widząc cierpienie ludzi, nękanych z powodu ich religii, zamknąć oczu i odwrócić się od nich”. Dalajlama (laureat Pokojowej Nagrody Nobla w 1989 roku), od pół wieku – czyli do czasu, gdy Chiny krwawo stłumiły powstanie w Tybecie – przebywa na wygnaniu w Indiach.