W czasach przedbiskupich był kanclerzem księcia wielkopolskiego Władysława Laskonogiego. Razem ze swoim protektorem ostentacyjnie krytykował i blokował działalność reformatorską arcybiskupa gnieźnieńskiego Henryka Kietlicza. Później wkradł się w jego łaski, zyskał przychylność i wreszcie został jego następcą.
Wincenty z Niałka to postać dość kontrowersyjna. Pochodził z możnego rodu Jeleniów-Niałków, którzy zamieszkiwali na pograniczu wielkopolsko-śląskim nad rzeką Obrą. Był wykształcony, dobrze sytuowany i doskonale zorientowany w stosunkach rzymskich. W okresie przedbiskupim miał żonę i dwóch synów – Wincentego i Mirosława. Dla współczesnych fakt ten może wydawać się mało zrozumiały i gorszący, jednak na początku XIII wieku nie budził zdziwienia. Duchowni – zwłaszcza ci mający niższe święcenia – często zakładali rodziny, mimo że Kościół zalecał rezygnację z małżeństwa. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać dopiero za rządów arcybiskupa Henryka Kietlicza, który żądał od duchowieństwa bezwzględnego przestrzegania celibatu. Na efekty jego reformatorskich działań trzeba było jednak poczekać, ale o tym już pisałam.
Wyklęty
Pewnym jest, że w 1212 roku Wincenty żony już nie miał. Od 4-5 lat był kanclerzem u księcia Władysława Laskonogiego i z powodzeniem „uczył” go wyrafinowanych metod działania na forum publicznym. Niewykluczone, że to właśnie on doradził Laskonogiemu, by paraliżował reformatorskie działania Henryka Kietlicza i jednocześnie zabiegał o dobre relacje ze Stolicą Apostolską. Z działań tych arcybiskup gnieźnieński doskonale zdawał sobie sprawę i najpierw wyklął księcia, a później jego kanclerza. Nie zaszkodziło to jednak karierze tego ostatniego. W 1213 roku został kanonikiem gnieźnieńskim, a niebawem zasiadł w kapitule poznańskiej. W 1216 lub 1217 roku arcybiskup Kietlicz wyniósł go do godności proboszcza – najwyższej w kapitule metropolitalnej. Ów awans trudno wytłumaczyć.
Być może Kietlicz przekonał się do Wincentego i nagrodził jego lojalność, a może zdobył się na gest w czasie chwilowego „zawieszenia broni”. Stało się to zresztą u schyłku życia arcybiskupa. Zmarł rok później, w 1217 roku. Jego następcę wybrano dopiero trzy lata później.
Kompromis
Dlaczego trwało to tak długo? Otóż kanonicy gnieźnieńscy nie byli zgodni. Część popierała miejscowego dziekana Hugona, część natomiast opowiadała się za Boguchwałem, proboszczem katedry krakowskiej. Koniec końców spór trafił przed oblicze papieża Honoriusza III, a ten obie elekcje unieważnił i mianował na stolicę gnieźnieńską własnego kandydata, Iwona Odrowąża, dotychczasowego biskupa krakowskiego. Hierarcha jednak odmówił, tłumacząc się chęcią wstąpienia do zakonu. Sprawa ponownie wróciła do Rzymu. Tym razem papież powierzył misję zorganizowania elekcji swoim delegatom. Z zadania wywiązali się znakomicie. Nowym arcybiskupem gnieźnieńskim został wybrany jednomyślnie Wincenty z Niałka. Dlaczego on? Niewykluczone, że uczestnikom elekcji zależało na zmniejszeniu tempa i gwałtowności w realizowaniu reformy kościelnej, którą z impetem zapoczątkował Henryk Kietlicz. Widocznie Wincenty z Niałka był tego gwarantem. Czy spełnił oczekiwania? Trudno powiedzieć. Zachowało się niewiele wzmianek na temat jego wewnątrzkościelnej działalności. W 1226 roku zwołał synod biskupów, nie wiadomo jednak, o czym na nim dyskutowano. Jako polityk był raczej ugodowy. Podobnie jak poprzednicy pełnił rolę mediatora pomiędzy skłóconymi książętami. W czasie klęski głodu w latach 1222-1224 rozdał potrzebującym żywność z dóbr arcybiskupich. Zmarł w 1232 roku, po 12 latach rządów.
źródło: „Słownik biograficzny arcybiskupów gnieźnieńskich i prymasów Polski” – ks. K. Śmigiel