14 sierpnia na Jasną Górę dotarła 296. Warszawska Pielgrzymka Piesza. Ponad 8 tys. osób wędrowało w tym roku pod hasłem „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego”. Pątnicy na szlak wyruszyli tradycyjnie 6 sierpnia, w święto Przemienienia Pańskiego. Pielgrzymkę rozpoczęła Msza św., sprawowana przez nowego metropolitę warszawskiego abp. Kazimierza Nycza. Pątnicy przez 9 dni pokonali ok. 230 km.
Ojciec Dariusz Cichor, kierownik pielgrzymki, wyjaśnia, że hasło wędrówki jest związane z Jasnogórskimi Ślubami Narodu, których przyrzeczenia będą rozważane przez najbliższych 9 lat. – Nie chodzi tu o oficjalne obwołanie Jezusa Chrystusa królem Polski, ale byśmy na co dzień żyli Jego przykazaniami – podkreśla paulin. Według niego, piesza wędrówka na Jasną Górę to wspaniałe rekolekcje w drodze. Pozostawiamy codzienne zmartwienia i obowiązki i możemy głębiej wejść w rzeczywistość Królestwa Bożego, by nią zacząć żyć. – W tym czasie możemy „zaczepić się” o Jezusa, sprawić, by faktycznie On był naszym jedynym Panem i Zbawicielem – dodaje o. Cichor.
Głosić Słowo Boże
Zakonnik zaznacza, że poprzez pielgrzymkę każdy z nas ma zbliżyć się do Pana Boga, poznać Jego smak, szukać Królestwa Bożego. O. Cichor zwraca uwagę, że pielgrzymka to również wyzwanie dla kapłanów, którzy powinni szczególnie intensywnie głosić Słowo Boże. – Atmosfera jedności i braterstwa, która panuje podczas wędrówki, jest dowodem, że nie jest ona wydarzeniem płytkim i dewocyjnym, ale jest głęboko zakorzeniona w rzeczywistości Kościoła – mówi. Podkreśla, że kapłani są sługami wiernych, którzy idą w pielgrzymce. – Na co dzień w naszym życiu jest zbyt mało Słowa Bożego, potrzeba zdecydowanie więcej modlitwy. Na pielgrzymce dzięki skupieniu, ciszy i modlitwie Duch Święty może w nas kształtować nowego człowieka. O. Dariusz Cichor uważa, że podczas rekolekcji w drodze możemy uświadomić sobie, że nasze życie zależy jedynie od Pana Boga, a nie jak często myślimy – od innych ludzi, polityków czy systemów społeczno-polityczno-ekonomicznych.
Ponadto zauważa, że pielgrzymowanie jest przede wszystkim znakiem istotnego kierunku, jaki człowiek obiera w życiu. – Całe nasze życie to pielgrzymka, od narodzin aż do śmierci idziemy w kierunku Pana Boga. Pielgrzymka to też znak dla świata – który goni za pieniądzem, pustą rozrywką – że są sprawy istotniejsze – podkreśla.
Rodzinna tradycja
Wielu pątników nie wyobraża sobie przeżycia roku bez udziału w pielgrzymce. W wielu rodzinach to niemal już międzypokoleniowa tradycja. Barbara Antosik z Warszawy, która w tym roku wędrowała po raz 15., piesze pielgrzymowanie uważa za wspaniałe rekolekcje, czas odnowy duchowej. Po raz pierwszy na Jasną Górę, oczywiście pieszo, zabrała ją mama. – Z kolei ja zawsze pielgrzymowałam z moimi dziećmi, które do tej pory wędrują ze mną, chociaż teraz w innej grupie, młodzieżowej. Wspólne rodzinne pielgrzymowanie wzmacnia więzi, sprawia, że jesteśmy dla siebie lepsi – mówi pani Barbara.
Beata Choroszczyńska wraz z mężem Dariuszem w tym roku pielgrzymowała na Jasną Górę po raz drugi. – Pierwszy raz poszliśmy, kiedy umarła moja przyjaciółka, wieloletnia piesza pątniczka. Postanowiliśmy, że musimy ją zastąpić na szlaku – mówi kobieta.
I choć kilometry pokonywane każdego dnia wymagają wielkiego wysiłku i poświęcenia, to jednak warto. – Czujemy, że odnawiamy się duchowo, poznajemy te zakamarki duszy, w które na co dzień nie mamy czasu zajrzeć – podkreśla pan Dariusz. Małżonkowie dostrzegają także podczas pielgrzymki wyjątkową atmosferę braterstwa i jedności między ludźmi. – Wspaniałe byłoby to, gdyby wszyscy na co dzień byli dla siebie tak dobrzy jak w drodze na Jasną Górę – zauważają zgodnie.
Daje ukojenie
Warszawscy pątnicy podkreślają, że piesze pielgrzymowanie wciąga.
I mimo że niektórym zdarzają się kilku- czy nawet kilkudziesięcioletnie przerwy, to jednak wracają na szlak. Tak właśnie było w przypadku Krystyny Ciecierskiej, uczestniczącej w pielgrzymce po raz 8. Rozpoczęła wędrowanie już w latach 70. Przerwy spowodowane były, jak sama mówi, zawirowaniami życiowymi. Jednak – opowiada – pewnego dnia po 19 latach przerwy niedaleko jej miejsca pracy – Akademii Medycznej w Warszawie – przechodziła pielgrzymka. – Wtedy poczułam, że za rok muszę się wybrać do Matki Bożej – wspomina. Dla niej pielgrzymka to odnalezienie drogi życia, samej siebie. – Przez te kilkanaście lat szukałam sama nie wiem czego, goniłam nie wiadomo za czym. Tymczasem to pielgrzymka dała mi ukojenie – mówi ze wzruszeniem.
Rodzi powołania
Bardzo często to właśnie na pielgrzymkach rodzą się powołania do kapłaństwa czy życia zakonnego. Dowodem na to jest historia o. Dariusza Laskowskiego, paulina, tegorocznego neoprezbitera, który pierwszy raz do Częstochowy szedł 21 lat temu jako sześcioletni chłopak. Na pielgrzymkę co roku zabierali go rodzice, którzy również teraz pieszo wędrują na Jasną Górę. Z tamtych lat wędrówki zapamiętał przede wszystkim zmęczenie i częste pytania o odpoczynek. Przyznaje też, że jako nastolatkowi zdarzało mu się nie być specjalnie zainteresowanym tematem konferencji i iść z tyłu grupy. – Rozumiem teraz dzięki temu młodzież, która czasami nudzi się podczas konferencji. Staram się zatem prowadzić je tak, aby zdobyć i utrzymać ich zainteresowanie – mówi paulin. W tym roku po raz pierwszy prowadził własną grupę, przede wszystkim młodych. Neoprezbiter przyznaje, że jego powołanie zostało wymodlone na pielgrzymce. – Na pewno rodziło się na pielgrzymce i dojrzewało w kaplicy Matki Bożej. Tam postanowiłem, że wstąpię do zakonu. O. Darek podkreśla, że piesza pielgrzymka to przede wszystkim dawanie świadectwa. – Najwięcej w człowieku może zmienić świadectwo bliźniego, przykład bliźniego ma na nas największy wpływ. Chcemy być przykładem dla naszych bliskich, że warto uczestniczyć w rekolekcjach w drodze – mówi.
Jak się zaczęło
Historia pątniczego szlaku ze stolicy na Jasną Górę sięga początków XVIII wieku. Po raz pierwszy pielgrzymi z Warszawy na szlak wyruszyli w 1711 roku. Była ona wypełnieniem ślubowania złożonego przez członków istniejącego przy kościele Świętego Ducha Bractwa Pana Jezusa Pięciorańskiego. Od 1707 roku w Warszawie panowała zaraza. Szczególne jej nasilenie nastąpiło w czerwcu następnego roku. W mieście chowano codziennie setki zmarłych. W tym czasie według danych historycznych zmarło w Warszawie około 30 tys. mieszkańców. Właśnie w 1711 roku przybył do miasta paulin, o. Bernard Pągowski, który miał być duszpasterzem Bractwa. W tej wspólnocie zrodziła się myśl, by podczas pielgrzymki na Jasną Górę prosić Boga o odwrócenie epidemii.
Pierwsza pielgrzymka
Źródła podają, że w pierwszą pielgrzymkę wyruszyło 20 mężczyzn pod przewodnictwem kuratora Bractwa Antoniego Gromadzkiego. 2 sierpnia 1711 r. złożyli na Jasnej Górze tablicę – srebrne wotum, będące wyrazem wiary w odwrócenie nieszczęść – która zachowała się do dzisiaj. Znajduje się na niej postać Ducha Świętego, pod Nim widnieje wizerunek Madonny Jasnogórskiej, niżej postaci św. Pawła Eremity, św. bp. Stanisława ze Szczepanowa, Stanisława z Oporowa, Józefa, Walentego, Aniołów Stróżów, Katarzyny, Barbary i Rozalii. Poniżej zamieszczono makietę kościoła Świętego Ducha, pod nią modlących się wiernych, a obok leżące zwłoki zadżumionych mieszczan. Ramkę napisów wieńczy u góry herb Arcybractwa: serce, dwie przebite dłonie i dwie stopy, u dołu jako herb Warszawy: leżąca Syrena z mieczem. Całą tablicę obwiedziono ramą, na której wygrawerowano słowa modlitwy: „Sub Tuum presidium”. Motyw wdzięczności odgrywał tutaj istotną rolę i wyrażał raczej postawę zaufania względem Pana Boga niż asekuracji. Jeśli jeszcze w roku 1770 marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski mobilizował mieszkańców Warszawy do budowania wałów ochronnych przeciw „morowemu powietrzu”, to wcale nie dziwi takie odwołanie się do Bożej wszechmocy. Od tej pamiętnej daty Bractwo Pięciorańskie przyjęło na siebie obowiązek organizowania i odbywania pielgrzymki. Można powiedzieć, że funkcję tę pełniło Bractwo aż do połowy XX wieku. Najstarsza notatka dotycząca liczby pielgrzymów wykazuje liczbę 250 osób i pochodzi z 1823 roku. Jednym zaś z najtragiczniejszych wspomnień jest fakt wymordowania wszystkich pielgrzymów wraz z księdzem w 1792 roku przez wojska zaborcze. Każdego roku w ósmym dniu zdążania na Jasną Górę pątnicy zatrzymują się na modlitwę przy tzw. grobach pątniczych. Zbiorowa mogiła znajduje się na trasie do Częstochowy w odległości
10 km od św. Anny pod Przyrowem w kierunku Mstowa.
II wojna światowa i lata powojenne
Podczas II wojny światowej pielgrzymowania nie zaprzestano. Uczestnicy pielgrzymek w czasie okupacji poczuwali się do obowiązku podtrzymywania i kontynuowania jej tradycji mimo niebezpieczeństw, jakie na nich czyhały. W pisemnym oświadczeniu pani Irena J., zdążająca w roku 1944 na Jasną Górę, stwierdza: „Szłam tą samą trasą i od ludzi po drodze dowiadywałam się, że pielgrzymka idzie do Częstochowy, lecz w małych grupkach, po kilka osób”. Świadectwo to zasługuje na szczególne podkreślenie, gdyż osoba ta do 1974 roku uczestniczyła w pielgrzymce 50 razy. Także cennym świadectwem są wypowiedzi pana Stanisława Zaboklickiego, który przejął kierownictwo pielgrzymki w 1940 r. Według jego relacji, podczas okupacji pielgrzymka zawsze wychodziła z kościoła paulińskiego Świętego Ducha i każdorazowo liczyła około 60-80 osób.
Pierwszym powojennym przewodnikiem pielgrzymki był ks. Stefan Batory, orionista, były więzień obozu koncentracyjnego. Pielgrzymka wyszła z kościoła św. Jakuba, ponieważ paulińska placówka była kompletnie zniszczona. Pątnicy na Jasnej Górze złożyli wieniec cierniowy
z napisem na szarfie: „Naszej Jasnogórskiej Pani – zawsze wierna Warszawa”. Od 1946 r. przewodnictwo pielgrzymki objęli księża misjonarze z kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Przez ten okres aż do roku 1949 włącznie wyruszała ona z tej właśnie świątyni, a prowadził ją ks. Dymek. W 1950 roku pielgrzymkę ponownie przejęli paulini, którzy powrócili do swego odbudowanego kościoła. O. January Stawiarsk, pierwszy przeor klasztoru paulińskiego w powojennej Warszawie, tak relacjonuje tamte wydarzenia: „W kilka tygodni po przybyciu do Warszawy oznajmiono mi, że tradycyjna pielgrzymka, ostatnimi laty prowadzona przez księży misjonarzy, powinna wrócić do paulińskiego kościoła. Udałem się do proboszcza parafii Świętego Krzyża, by omówić tę sprawę. Zgodzili się odstąpić nam kierownictwo pielgrzymki. Nie znaliśmy ludzi, korzystaliśmy z usług najbardziej nam oddanych. (...) Pielgrzymkę pobłogosławił, Mszę św. odprawił i kazaniem zaszczycił JE Ks. Prymas. Trasa wiodła ulicami: Podwalem, Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Alejami Jerozolimskimi do kościoła św. Jakuba. Zapisanych było około czterech tysięcy osób, a w ostatniej chwili jeszcze dołączyli inni. (...) Pielgrzymka na czele z asystą (...) szła piątkami, prawą stroną ulicy. Nikt nie zakłócał spokoju i śpiewu pieśni”.
Czasy komunizmu
W okresie komuny liczba pielgrzymów w Polsce ustawicznie wzrastała. Dawniej pielgrzymi szli w jednej grupie, od roku 1953 pielgrzymkę podzielono na dwie grupy, a w dalszych latach na cztery, by w 1967 roku poszczególnym grupom Pieszej Pielgrzymki Warszawskiej przydzielić numery od 1 do 16. Numer siódmy przydzielono Duszpasterstwu Rodziny Rodzin. W następnym roku kierownictwo tej grupy przejęli duszpasterze akademiccy i odtąd będzie ona wychodzić z kościoła św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu. Ze względu na zwiększającą się szybko liczbę pielgrzymów, a więc i liczbę grup, zdecydowano, że „siedemnastki” (potoczna nazwa grup akademickich) będą wyruszać z różnych miejsc i spotykać się na wspólnej Mszy św. u Źródeł pod Mstowem blisko Częstochowy. W roku 1981 osiem grup studenckich z Warszawy wyruszyło do Częstochowy przez Niepokalanów i otrzymało nazwę Warszawska Akademicka Pielgrzymka Diecezjalna (od 1993 r. Warszawska Akademicka Pielgrzymka Metropolitalna). W tej pielgrzymce jedną z grup – zieloną – od roku 1984 prowadzą salwatorianie.
Ponadto z Warszawy wyrusza Praska Pielgrzymka Rodzin, Pielgrzymka Niepełnosprawnych i Praska Pielgrzymka Piesza.