Logo Przewdonik Katolicki

Maja w domu i ogrodzie

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Z Mają Popielarską, popularną prezenterką telewizyjną, rozmawia Jadwiga Knie-Górna Budzi się wiosna, a wraz z nią budzą się nasze ogrody. Wielu z nas jakoś automatycznie kojarzy sobie ten fakt z Pani programem Maja w ogrodzie. Czy jest on realizacją Pani pomysłu? Pomysł na ten program zrodził się dość dawno w mojej głowie, ale na szczęście także w głowie...

Z Mają Popielarską, popularną prezenterką telewizyjną, rozmawia Jadwiga Knie-Górna


Budzi się wiosna, a wraz z nią budzą się nasze ogrody. Wielu z nas jakoś automatycznie kojarzy sobie ten fakt z Pani programem „Maja w ogrodzie”. Czy jest on realizacją Pani pomysłu?
– Pomysł na ten program zrodził się dość dawno w mojej głowie, ale na szczęście także w głowie pana Mariusza Waltera, który zaproponował mi, abym zastanowiła się nad jego formułą. Początkowo nasz zamysł różnił się nieco od końcowego efektu, ale teraz po trzech latach jego nadawania myślę, że zbliża się do naszych pierwotnych planów, i mam nadzieję, że jest coraz lepszy. Odwiedzamy coraz więcej ogrodów, w trochę inny sposób pracuje kamera, systematycznie wzrasta liczba programów wyjazdowych, chcemy też pokazywać naszym widzom więcej metamorfoz ogrodowych. Myślę, i mam nadzieję, że nasz program przez cały czas ewoluuje, a my wraz nim.

Jest to program bliski Pani sercu, gdyż z wykształcenia jest Pani architektem krajobrazu. Czy łatwiej wykonuje się pracę, która tak bardzo związana jest z pasją?
– Wbrew pozorom jest to trudne, gdyż można bardzo łatwo wpaść w pewną pułapkę połączenia prywatności z zawodem. Niewątpliwie ogrody, kwiaty, rośliny i wszystko, co jest z tym związane, jest moją wielką pasją, co nie zmienia faktu, że zrobienie każdego odcinka wymaga ogromnego wkładu ciężkiej pracy. Na pewno jestem wielką szczęściarą, ponieważ udało mi się połączyć hobby z pracą, która również jest moją wielką pasją. Mam także nadzieję, że ma to również wpływ na naszych widzów, którzy odczuwają, że program ten tworzą ludzie zakochani w tym, co robią. Jesteśmy małym zespołem, pracuję z Anią Słomczyńską, która jest jego producentem, obie zaś jesteśmy jego wydawcami. Poza tym Ania w tej branży jest od bardzo wielu lat, więc nie tylko ma większe doświadczenie, ale i ogromną wiedzę. Program współtworzą także operator i dźwiękowiec, z którymi tworzymy właściwie już jedną rodzinę. Znamy się wszyscy bardzo dobrze – swoje dobre strony, ale również i te słabsze. Jak to w rodzinie, także kłócimy się i gorąco dyskutujemy, dlaczego coś nam wychodzi lepiej, a coś gorzej. Jednak zarówno kłótnie, jak i dyskusje są bardzo konstruktywne. Wiemy też, że możemy na sobie bezwzględnie polegać. W tak trudnej i niezwykle stresującej pracy jest to bardzo cenna rzecz.

Pani Maju, czy istnieje coś takiego jak ogrodnicza moda?
– Oczywiście, choć nie jest to taka sezonowa moda jak w przypadku ubiorów. Trendy tak w jednym, jak i drugim przypadku powtarzają się, ale też cały czas rozwijają i zmieniają. Jakiś czas temu byliśmy zakochani w iglakach, teraz z kolei chcemy, aby nasze ogrody były kolorowe. Myślę, że nie jest to tylko nasz kaprys, ale spowodowane jest to faktem, że odkrywamy inne uroki ogrodów niż tylko samą zieleń. Zauważamy, że kwiaty wprowadzają w naszych ogrodach wiele życia, bo wraz z nimi pojawiają się owady i inne zwierzęta. Cenne jest również to, że chcemy uczyć się stosować kolory, gdyż wbrew pozorom nie jest to wcale łatwa sztuka.

Powiedziała Pani, że ma inne spojrzenie na ogród. Co to znaczy?
– Bardzo lubię kolorowe ogrody, ale w swoim preferuję stonowane barwy. Początkowo sadziłam pojedyncze egzemplarze roślin, a teraz zdecydowanie operuję dużymi roślinnymi plamami. Niewątpliwie efektowniejsze jest sadzenie większych kęp, np. ładniej wygląda kępa brzóz, która jest nie tylko pięknym, mocnym i wyróżniającym się akcentem, ale również takim, który nie będzie nas drażnił. Największą bowiem sztuką jest to, aby w ogrodzie odpowiednio zestawić rośliny, tak by wszystkie ze sobą harmonizowały. Jest to niemal artystyczne wyzwanie.

Wyobrażam sobie, tak jak zapewne większość widzów Pani programu, że ogród Mai jest „zaczarowanym ogrodem”…
– Mam nadzieję, że kiedyś tak będzie, i bardzo bym tego chciała, ale ogród jest bardzo pracochłonny, wymaga od nas nieustannej uwagi. Nawet te pozornie zaniedbane są jakoś przez człowieka systematycznie utrzymywane. Teraz jestem w trakcie zmiany ogrodu, więc liczę na to, że będzie się w nim dużo działo. Cieszę się, że mam w nim stare, ukochane przeze mnie polskie gatunki.

Przyznam się szczerze, że trochę zdziwiłam się, widząc Panią prowadzącą program poświęcony zdrowiu. Czy jest to chęć jakiejś odmiany, podjęcia wyzwania w innym kierunku?
– Z jednej strony jest to inna tematyka, z drugiej jednak wszystkie te programy mają wspólną podstawę: człowieka w świecie. Wszystkie te elementy, jak: pogoda, ogrody i zdrowie, łączą się jakoś w naszym życiu, stąd też zrodził się ten pomysł. Myślę, że jestem osobą bardzo otwartą na różne problemy człowieka, poza tym staram się, o ile jest to możliwe, dbać o siebie nie tylko jako kobieta, ale przede wszystkim jako człowiek, – czyli o duszę i ciało. Dlatego przyjęłam tę propozycję.

Telewizja ma dwa oblicza – jedno bardzo przyjemne, związane z popularnością, drugie dużo mniej przyjemne, ingerujące w życie prywatne. Jak Pani sobie z nimi radzi?
– Zacznę od tej drugiej strony. Bardzo popularne powiedzenie, że im więcej masz zajęć, tym więcej masz czasu, jest prawdą, bo trzeba bardzo się sprężyć i dobrze zorganizować, aby wszystko pogodzić. Nie ukrywam, że także bardzo zależy mi na odpowiednim poziomie tego, co robię, dlatego nieustannie angażuję się. Na pewno nie jest to łatwe, bo chciałabym mieć więcej czasu, aby np. spontanicznie móc gdzieś wyjechać i coś zwiedzić, nie mówiąc, jakim komfortem byłyby choćby wolne weekendy…

Podejmując pracę w telewizji, nie myślałam o popularności, która na pewno jest przyjemna, ale też pewnie w jakiś sposób nas ogranicza. Widzowie pewnie chcieliby, abyśmy wychodząc z pracy, byli dokładnie tacy sami jak na wizji. Zapewniam, że choć już nie mamy telewizyjnego make-upu, to wewnętrznie jesteśmy tacy sami, a może nawet fajniejsi, bo telewizja trochę jak gorset trzyma nas w określonych ryzach. Prawdą jest również to, że nie każdy człowiek umie sobie radzić z popularnością, szczególnie wtedy kiedy ona spada znienacka, i nie wie, jak odpowiednio na nią zareagować. Wówczas najczęściej wpada się w jej pułapkę. W telewizji pracuję już jedenaście lat i przyznam szczerze, że swoją „popularność” odczuwam dopiero od dwóch, no, może trzech lat.

Jak odreagowuje stres, zdaniem widzów, najsympatyczniejsza i najmilsza prezenterka telewizyjna?
– W tym samym miejscu, w którym mnie łapie. Nie potrzebuję niczego szczególnego do odreagowania, może chwilę spokoju, wyciszenia. Może to banalnie zabrzmi, ale bardzo pomagają mi pozytywne myśli, ludzie, dobre otoczenie i słońce. Szukam takiej alternatywy, która w danym momencie jest dla mnie dostępna. Ponieważ jestem introwertyczką, dlatego nie potrafię wykrzyczeć swoich złych emocji.

Staram się żyć na zdrowych relacjach, opartych na naturalnych zachowaniach, nie lubię sytuacji konfliktowych, wręcz się ich boję. Nie lubię też chorych rywalizacji czy też manipulacji, które nie leżą w mojej naturze. Myślę, że ważne jest, aby umieć sobie wyjaśnić, co nas boli, umieć po prostu porozmawiać ze sobą, ale jak się okazuje, ta sztuka w dalszym ciągu jest dla nas bardzo trudna do osiągnięcia.

Chciałabym porozmawiać o Pani najnowszym „dziecku”, czyli książce „Pokochać ogród. Poradnik dla każdego”. Czy spodziewała się Pani, że odniesie ona taki sukces?
– Myślę, że każdy, kto pisze książkę, ma taką nadzieję. Ale mówiąc poważnie, nie spodziewałam się, że moja książka tak szybko odniesie sukces. Tym bardziej że publikacji dotyczących ogrodów jest bardzo dużo, także przedruków zachodnich wydawnictw, okraszonych pięknymi zdjęciami. Na pewno sukcesowi mojej książki pomógł fakt, że ogrody są teraz bardzo modne. Słyszałam też, że ogród nie tylko fajnie jest mieć, ale także wypada go mieć. Staje się coraz częściej pasją oraz ucieczką od szarej, mało przyjaznej miejskiej rzeczywistości.

A jak Kubuś radzi sobie z faktem, że mamy tak często nie ma w domu?
– Powiem teraz jak każda dumna mama, że Kubuś jest nadzwyczajnym dzieckiem. Myślę, że wszystkie mamy, które pracują, mają stałe wyrzuty sumienia i będą je mieć, ale jeśli robią to, co lubią, i z tego powodu są szczęśliwe, przełoży się to także na dziecko.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki