Czterdziestoletni post
Łukasz Krzysztofka
Fot.
Tylko błyszczał, czy rzucał też cień? Niezłomny i oddany do końca, jak Wyszyński oraz Popiełuszko, czy zastraszony i uległy, niczym współpracujący z władzami księża patrioci? Polski Kościół w spotkaniu z komunizmem.
Krótko po II wojnie światowej niewiele zapowiadało, że jednym z głównych celów nowego systemu politycznego w Polsce będzie walka...
Tylko błyszczał, czy rzucał też cień? Niezłomny i oddany do końca, jak Wyszyński oraz Popiełuszko, czy zastraszony i uległy, niczym współpracujący z władzami „księża patrioci”? Polski Kościół w „spotkaniu” z komunizmem.
Krótko po II wojnie światowej niewiele zapowiadało, że jednym z głównych celów nowego systemu politycznego w Polsce będzie walka z Kościołem. 3 maja 1945 r. władze komunistyczne, na czele z Bolesławem Bierutem, wzięły udział w nabożeństwie u warszawskich karmelitów, niedługo potem Bierut uczestniczył w poświęceniu odnowionego posągu Chrystusa przed kościołem Świętego Krzyża w Warszawie. Gdy składał przysięgę na konstytucję, mimo że był ateistą, kończył ją słowami: Tak mi dopomóż Bóg. Choć rząd zerwał konkordat ze Stolicą Apostolską z 1925 roku, Polskie Radio rozpoczynało nadawanie programów od emisji pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”.
Taka, wydawałoby się, życzliwość trwała trzy lata. Była to jednak sprytnie zaplanowana przez Stalina strategia, określana „taktyką salami”, czyli odcinania po plasterku swobód i wolności opozycji. Do połowy 1947 r. w więzieniach znalazło się już sześćdziesięciu duchownych, a liczba ta zaczęła bardzo szybko rosnąć. Tego samego roku Julia Brystygierowa, szefowa Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, oskarżyła prymasa Hlonda o realizowanie germanofilskiej i proamerykańskiej polityki Watykanu. W listopadzie 1948 r. prymasem został Wyszyński. Ataki na Kościół jeszcze bardziej się nasiliły. Paląca pozostawała kwestia uregulowania sytuacji prawnej na Ziemiach Zachodnich. Władze starały się rozbić jedność Kościoła od wewnątrz. „Przy klerze: nie zrobicie nic, dopóki nie dokonacie rozłamu na dwie odrębne przeciwstawne sobie grupy. Propaganda masowa to rzecz konieczna, ale samą propagandą nie zrobi się tego, co potrzeba, nie nastawiacie się na rozłam, bez rozłamu wśród kleru nic nie wyjdzie, prawa karne potrzebne, ale one nie rozstrzygają” – brzmiała specjalna dyrektywa Stalina z sierpnia 1949 roku.
Cienie przeszłości
Pod koniec 1949 roku utworzono organizację pod nazwą Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), a przy niej specjalną sekcję dla księży otwarcie manifestujących poparcie dla władz komunistycznych. W latach 60. było w Polsce około dziewięciuset „księży patriotów”, co stanowiło niecałe dziesięć procent wszystkich księży diecezjalnych. Czy da się dziś mówić o Kościele w PRL-u bez odniesienia do jego współczesnych problemów?
Temat lustracji zdominował dyskusję o komunistycznych dziejach Kościoła w Polsce, zorganizowaną w ramach XIII Targów Wydawnictw Katolickich w Warszawie. – Rozmowy o przeszłości Kościoła pokazują, jaka jest jego kondycja dzisiaj – uważa dr Adam Dziurok z katowickiego IPN-u. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, były kapelan krakowskiej „Solidarności”, podkreśla: – Ewangeliści mogli nie napisać o wielkim tygodniu, zwłaszcza o zdradzie Judasza, a jednak nie przemilczeli tego. Jego zdaniem, błąd niektórych duchownych polega na tym, iż myślą, że fakt współpracy części księży z SB uda się jeszcze ukryć. – Nie można pordzewiałych miejsc pociągnąć białą farbą i twierdzić, że sprawa jest zamknięta. Lustracji w Polsce już nie zatrzymamy – uważa ks. Zaleski.
Piąta władza?
Ogromna odpowiedzialność za właściwe odczytanie przeszłości Kościoła spoczywa na historykach. Ci, mający dostęp do akt IPN-u, są najbardziej kompetentni, by stwierdzić, czy ktoś rzeczywiście współpracował z SB i jaki ta współpraca miała charakter. – Warsztat historyka w przypadku konfrontacji jest doświadczeniem, którego wszyscy się uczymy. Ma on obowiązek powiedzieć: nie wiem, jeśli wynika tak z badanych dokumentów oraz jego pracy – podkreśla dr hab. Jan Żaryn z UKSW. Oczekiwania wobec badających przeszłość są dzisiaj coraz większe. Często słyszymy, że historyk to także adwokat, prokurator i sędzia, bo nie tylko broni i oskarża, ale też wydaje wyrok. – Wymaga się dziś od historyka za dużo – uważa Dziurok. – Nikt nie wie do końca, co kierowało konkretnym człowiekiem i co było w jego późniejszym życiu, dlatego historycy nie mają prawa wydawać sądów moralnych – mówi mgr Bartłomiej Noszczak z IPN-u. Musimy też pamiętać, że znaczna część materiałów źródłowych jest rozproszona i niepełna, więc poznanie całej prawdy wymaga nieraz długotrwałej pracy.
Nie da się spokojnie
Jaka w tym wszystkim jest rola mediów? Wielu dziś oskarża je o atak na Kościół. Czy słusznie? – Żyjemy w epoce dominacji mediów, które odciskają silne piętno na naszej świadomości. Proces ujawniania prawdy ma charakter sensacyjny i żywiołowy, ale nie może być inaczej – mówi dr hab. Antoni Dudek, doradca prezesa IPN-u. – Jest zbyt wielu wpływowych ludzi, którzy robią wszystko, aby proces ten nie następował, więc siłą rzeczy nie można go przeprowadzić w sposób uporządkowany i spokojny. Będzie tak jeszcze przez dwadzieścia, trzydzieści lat – twierdzi historyk z UJ. Wtóruje mu Żaryn. – Media są spluralizowane, często się kłócą, stosują nawet argumenty „poniżej pasa”. I tak będzie. Bo obywatele to posiadacze wiedzy, a nie ignoranci.
Właściwa skala zjawiska
Największe nawet nagłaśnianie spraw współpracy księży z władzami komunistycznej Polski nie zmieni faktu, że był to problem zdecydowanie niewielkiej części duchowieństwa. Tysiące księży konsekwentnie i wytrwale odmawiało współpracy, wielu ponosiło za to ogromną cenę. Na ponad trzydziestu biskupów, jakich liczył w 1953 roku Episkopat Polski, dziewięciu przebywało wówczas w więzieniach lub miejscach odosobnienia. Postawa internowanego przez trzy lata Prymasa Wyszyńskiego stała się narodowym symbolem sprzeciwu wobec zbrodniczego systemu. Choć władze próbowały zmusić najbliższych współpracowników kard. Wyszyńskiego do zeznawania przeciw niemu, nie odniosły sukcesu. Tak było m.in. z abp. Antonim Baraniakiem, kapelanem Prymasa i późniejszym ordynariuszem poznańskim, który mimo okrutnych tortur, jakich doznał w warszawskim więzieniu na Mokotowie, nie dał się złamać. Zapłacił za to zdrowiem. Ks. Popiełuszko zapłacił życiem. Podobnie jak księża Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec, Sylwester Zych i wielu innych, zabitych w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. To także jest prawda, której poznanie należy się lustrującemu się Kościołowi.