Logo Przewdonik Katolicki

Żyli i umierali w przyjaźni z Bogiem

ks. Jan Glapiak
Fot.

Przypadający 21 stycznia Dzień Babci, a następnego dnia Dzień Dziadka to dobra okazja, aby wyrazić im wdzięczność. Jedni mogą to uczynić za pomocą serdecznych życzeń, bezpośrednio, inni przez wspomnienie i modlitwę w intencji tych, którzy już odeszli do domu Ojca. Miałem wspaniałych dziadków. Mogę tak powiedzieć, ponieważ widziałem ich życie z bliska w okresie od mego dzieciństwa...

Przypadający 21 stycznia Dzień Babci, a następnego dnia Dzień Dziadka to dobra okazja, aby wyrazić im wdzięczność. Jedni mogą to uczynić za pomocą serdecznych życzeń, bezpośrednio, inni przez wspomnienie i modlitwę w intencji tych, którzy już odeszli do domu Ojca.

Miałem wspaniałych dziadków. Mogę tak powiedzieć, ponieważ widziałem ich życie z bliska w okresie od mego dzieciństwa aż do ich śmierci. Mieszkaliśmy razem, więc mieli oni także znaczny wpływ na wychowanie moje i mojego rodzeństwa. Zwłaszcza babcia, która zawsze była w domu i miała nas wszystkich „na oku”. A przyszło jej obserwować kolejno czterech chłopców i jedną dziewczynkę (po jej śmierci urodziła się jeszcze jedna siostra). Podczas gdy mama pracowała w gospodarstwie, babcia gotowała obiady, wysyłała nas na zakupy i zawsze w kieszeni swego fartucha miała cukierki. Chociaż posiadała tylko podstawowe wykształcenie, była kobietą mądrą, która widziała wszystkie sprawy w Bożej perspektywie i dlatego potrafiła dobrze doradzić także w sprawach doczesnych.
Dziadek był zawsze blisko koni. Były one jego pasją, a zarazem stanowiły niezastąpioną pomoc w jego codziennej rolniczej pracy. Każdy wyjazd w pole rozpoczynał znakiem krzyża św. i słowami „w imię Boże”. Potem, kiedy o godzinie 12 i 18 słyszał kościelne dzwony albo gdy wskazówki kieszonkowego zegarka wskazywały tę właśnie godzinę, odmawiał modlitwę Anioł Pański. O świętowaniu niedzieli i uczestnictwie we Mszy św. niedzielnej nie muszę zapewniać. To było oczywiste.
Obecnie z perspektywy czasu, najbardziej podziwiam przywiązanie moich dziadków do nabożeństw wynagradzających Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. W każdy pierwszy piątek miesiąca, obojętnie czy była zima czy lato, czy było dużo pracy czy mało, w pogodę i niepogodę, o wyznaczonej godzinie dziadek zjeżdżał z pola do domu, mył się, odświętnie ubierał i wyruszał razem z babcią do kościoła. Przystępowali do spowiedzi, potem uczestniczyli we Mszy św., a następnie w nabożeństwie wynagradzającym Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. W centrum było przyjęcie Komunii św. W sobotę, już od rana, szykowali się na śpiewanie Godzinek przed Mszą św., podczas której przyjmowali Komunię św. wynagradzającą Niepokalanemu Sercu Maryi. W ten sposób pragnęli spełnić prośbę Matki Bożej z Fatimy, która powiedziała, że „tym wszystkim, którzy w ciągu pięciu miesięcy, w pierwsze soboty, wyspowiadają się, przyjmą Komunię św., odmówią cząstkę Różańca i będą mi towarzyszyć przez kwadrans, rozważając 15 tajemnic różańcowych w intencji zadośćuczynienia Mnie, w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia”.
Żywię głębokie przekonanie, że ta obietnica Pani z Nieba prawdziwie spełniła się w godzinie śmierci mojej babci i dziadka. Byłem przy ich przejściu z tego świata. Babcia zmarła w dniu mego wyjazdu do seminarium, a dziadek, podczas moich kleryckich wakacji po czwartym roku. Obecność przy ich śmierci poczytuję sobie jako łaskę z nieba.
Kiedy nadszedł ów dzień wyjazdu do seminarium, babcia leżała nieprzytomna. Właśnie miałem się z nią pożegnać, kiedy mama powiedziała: „Chodźcie szybko, bo babcia umiera...”. Wziąłem jej książeczkę z modlitwami i zacząłem odmawiać Litanię do św. Józefa. Babcia zmarła otoczona modlitwą swoich bliskich. Tego samego jeszcze dnia jeden z księży diakonów powiedział mi: „Widocznie tak miało być, masz jednego orędownika w niebie więcej”.
Było mi dane być także przy śmierci dziadka. Był lipiec, wakacje. W mojej rodzinnej parafii odbywały się rekolekcje dla młodzieży należącej do Pomocników Matki Kościoła. Byłem tam jednym z animatorów. Pewnego dnia, wieczorem, mój dziadek zasłabł. Rodzice poprosili proboszcza, aby przyszedł do niego z sakramentami. Podczas liturgii namaszczenia chorych był przytomny, ale coraz słabszy. Po wyjściu kapłana pozostałem przy dziadku. Trzymałem go za rękę i odmawiałem Różaniec – najpierw tajemnice bolesne, następnie chwalebne. Kiedy rozpocząłem drugą chwalebną – Wniebowstąpienie – dziadek przestał oddychać.
Teraz, z perspektywy, widzę jeszcze wyraźniej, jak wielką łaską było mieć takich dziadków i że Matka Boża w chwili śmierci nie opuszcza tych, którzy Ją czczą za życia.
ks. Jan Glapiak

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki