Biało-czerwoni
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TCHR
Piszę te słowa na kilka godzin przed tzw. meczem o honor. To kolejna absurdalna nazwa. Nazwa napuszona, patetyczna, a zarazem odsłaniająca dewaluację wartości. Honor jest w tradycji i kulturze myślenia pewną wartością. O honor należy zabiegać, o honor trzeba walczyć. Nie od czasu do czasu, ale wytrwale i stale. Meczem o honor był więc mecz i z Ekwadorem, i z Niemcami. Mecz z Kostaryką...
Piszę te słowa na kilka godzin przed tzw. meczem o honor. To kolejna absurdalna nazwa. Nazwa napuszona, patetyczna, a zarazem odsłaniająca dewaluację wartości. Honor jest w tradycji i kulturze myślenia pewną wartością. O honor należy zabiegać, o honor trzeba walczyć. Nie od czasu do czasu, ale wytrwale i stale. Meczem o honor był więc mecz i z Ekwadorem, i z Niemcami. Mecz z Kostaryką jest meczem towarzyskim, o nic. Jest meczem z konieczności. W całej porażającej kompromitacji polskich piłkarzy, trenerów i działaczy (zawinionej co prawda przez dziennikarzy) pozytywne wrażenie czynią jedynie kibice. Nie tylko przez swój entuzjazm, przez doping, przez obecność, ale przez wierność i wytrwałość. Przez życie nadzieją wbrew rozsądkowi, przez husarskie szarże na trybunach, szarże entuzjazmu i siły.
Tyle że to wszystko nie ma właściwie znaczenia. Ba, cały ten wysiłek jest absurdalny. A jednak go podejmujemy. Bo jest w nas gdzieś głęboko identyfikacja z bielą i czerwienią, z orłem, z polskim etosem i logosem, z „Mazurkiem Dąbrowskiego”. Jest w nas gdzieś w głębi zapotrzebowanie na patriotyzm. Ten patriotyzm, który został wyszydzony w dobie ludowej ojczyzny (nawet Norwidowskie słowa o ojczyźnie jako wielkim zbiorowym obowiązku brzmiały ironicznie). Ten patriotyzm, który ze świata realnego musiał uciec do świata symboli, sportu (gest Kozakiewicza wobec Sowietów), kabaretu… Dziś jest szansa na to, by o patriotyzmie porozmawiać poważnie, realnie. By zrozumieć jego rolę w tworzeniu państwowości, naszego wczoraj, dziś i jutro. Tymczasem sam pomysł edukacji patriotycznej wywołuje alergię. Bo… Bo garstka młodzieży i ich światłych wychowawców nie lubi Giertycha. Jasne, mogę to zrozumieć. Można nie lubić Giertycha, a lubić Dodę Elektrodę. To wolny kraj. Istotnie, bardziej sensownym jest okazywanie patriotyzmu na stadionach niemieckich, gdzie każdy i w każdym czasie może dokopać biało-czerwonym.