Logo Przewdonik Katolicki

Sprawiedliwy wśród Narodów Świata

Danuta Chodera
Fot.

21 lutego, podczas uroczystego spotkania w Auli Lubrańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wręczono medale i dyplomy Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, przyznane pośmiertnie dwóm polskim rodzinom, które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów w czasie II wojny światowej. Spośród ok. 21 tysięcy osób uhonorowanych od 1953 r. najwyższym izraelskim...

21 lutego, podczas uroczystego spotkania w Auli Lubrańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wręczono medale i dyplomy „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata”, przyznane pośmiertnie dwóm polskim rodzinom, które z narażeniem własnego życia ratowały Żydów w czasie II wojny światowej.

Spośród ok. 21 tysięcy osób uhonorowanych od 1953 r. najwyższym izraelskim odznaczeniem cywilnym nadawanym nie-Żydom przez Instytut Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie największą grupę, bo aż sześć tysięcy, stanowią Polacy. Jak podkreślił na spotkaniu w Poznaniu Yaakov Filkenstein, attaché kulturalny Ambasady Izraela w Polsce, choć historie nagrodzonych rodzin są nieporównywalne, to jednak łączy je to, że podobnie jak wszyscy „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”, wykazały się ogromną odwagą, miały w sobie dość miłości i współczucia dla drugiego człowieka i wielkie poczucie odpowiedzialności za życie innych ludzi.

Podziękowanie po latach
Państwo Zofia i Józef Darowscy, mieszkający w czasie wojny w Listopadówce na Ukrainie, przez trzy lata ukrywali żydowską dziewczynkę Lusię. Jak wspomina córka pani Zofii, Bronisława Szymańska, mama zobaczyła kiedyś smutną Lusię na ulicy i zapytała ją, dlaczego jest taka przygnębiona. – Bo mnie tu źle traktują. – To chodź do mnie. – Kiedy? – Możesz iść zaraz. I Lusia poszła z panią Zofią tak jak stała.

Została na trzy lata. Opiekowała się synkami państwa Darowskich – Eugeniuszem i Kazimierzem. Pod koniec wojny Lusię odnalazła ciocia. Po wojnie rodzina Darowskich wyjechała z Ukrainy do Polski. Lusia, czyli Ludmiła Przewotskaya, odnalazła ich i w 1978 r. Przyjechała ich odwiedzić w Chociulach k. Świebodzina, gdzie mieszkali od 1960 r., akurat w przeddzień ślubu Eugeniusza. – Nikt ich sobie nie przedstawił. A brat spojrzał – potężny mężczyzna, dwa metry wzrostu, a ona maleńka: – Nic mi nie mówcie! – popatrzył chwilę i tylko krzyknął: Lusia! A potem nogi pod sufit i kupa płaczu – wspomina pani Bronisława. – Proszę sobie wyobrazić, brat, którego ona kiedyś nosiła na rękach, po schodach wniósł ją do domu – dodaje druga córka pani Zofii – Irena Neryng. – Ona taka krucha dziewczyna była, blondynka, nie wyglądała na Żydówkę.

Jak takiemu czteroletniemu dziecku, Eugeniuszowi, utkwiło to w pamięci przez tyle lat, że ją od razu rozpoznał? Józef Darowski zmarł w 1979 r., jego żona Zofia – w 2002 r. W ich imieniu pośmiertne wyróżnienie, przyznane z inicjatywy Lusi, „za bezinteresowną pomoc, za niespotykaną odwagę”, odebrały córki Teresa, Bronisława i Irena. – Żałujemy wszyscy, że rodzice nie dożyli tej chwili, choć na pewno nie myśleli o sobie, że są bohaterami – powiedziała dumna z rodziców i wzruszona Teresa Giniewicz. Z Lusią, która jest już na emeryturze i mieszka w Tłapse w Gruzji, korespondują do dziś.

Ukrywani pod stodołą
W imieniu państwa Katarzyny i Michała Nowickich, którzy przez 14 miesięcy ukrywali trzy rodziny żydowskie: Flesznerów, Sarów i Sasów w jamie wykopanej pod stodołą we wsi Sokolniki na Ukrainie, medal „za nieopisaną odwagę i umiejętność podejmowania najbardziej heroicznych wysiłków mimo grożącego niebezpieczeństwa, za okazanie miłości i serdeczności wobec innych ludzi, za uratowanie pięciu istnień ludzkich” odebrała córka Maria Widzińska. Ojciec pani Marii zginął w czasie wojny, matka zmarła kilkanaście lat temu. Prośbę o nadanie swoim wybawcom tytułu „Sprawiedliwych” w ubiegłym roku zgłosiła mieszkająca w Tel Awiwie Pola (Fela) Ewron, córka Szoszany i Mordechaja Flesznerów. Pani Widzińska i jej rodzina cały czas mają kontakt z Polą oraz z mieszkającymi w Legnicy Flesznerami i Sarami. – Jeszcze cała jestem roztrzęsiona, bo ani się człowiek nie spodziewał czegoś takiego – powiedziała po uroczystości pani Maria. – Żałuję tylko, że mama nie dożyła tej pięknej uroczystości. Mama byłaby zadowolona. Ale mówię, kwiaty są, to zaraz jutro jej na cmentarz zawiozę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki