"Kościół był zawsze ze społeczeństwem, gdy broniło swoich podstawowych praw i gdy walczyło o ich przywrócenie. One mu się słusznie należą. Teraz też Kościół nie opuści narodu w jego trudnych chwilach" - tak mówił ojciec Stefan Miecznikowski, jeden z bohaterów książki Mateusza Wyrwicha "Kapelani Solidarności", podczas kazania 13 grudnia 1981 roku.
W tamtych czasach chodziłam do szkoły podstawowej i jedynym przejawem mojej "działalności opozycyjnej" było noszenie wpiętego do swetra opornika. Niewiele wiedziałam na temat prawdziwej walki o niepodległość Polski. Byłam dzieciakiem, ale dla ilu dorosłych ta walka kończyła się na pokazowych marszach czy uczestnictwie raz w tygodniu w tak zwanej Mszy za Ojczyznę. Pamiętam, że kościoły były pełne i ludzie lubili wznosić dłonie z palcami ułożonymi w kształt litery V, śpiewając "Boże coś Polskę". Z tamtych czasów pamiętam jeszcze kult, jakim darzono ks. Jerzego Popiełuszkę i to już wszystko.
Książka Mateusza Wyrwicha przychodzi z pomocą tym, którzy nie znają faktów lub którzy uwierzyli propagandzie wmawiającej do dziś, że księża niepotrzebnie za dużo czasu poświęcają polityce. To tylko częściowa prawda, bo kapłani wtedy poświęcali się nie tyle polityce, ile ludziom zniewolonym przez system, który ich upokarzał i tłamsił. Ostatnie sensacyjne informacje pojawiające się w prasie na temat tego, kto z kleru był współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa sprawiają, że przeciętny czytelnik będzie miał niezbyt dobre zdanie o Kościele w czasach reżimu komunistycznego. Nie chodzi o to, by Kościół bezkrytycznie wybielać, ale o prawdę, która się mu należy.
Czy rolą księdza jest rozprowadzanie ulotek? Nie, to zadanie dla działacza. Kapłani opisani w publikacji Mateusza Wyrwicha nie byli działaczami, a duszpasterzami, dla których drugi człowiek, świecki, był bratem. Pomoc przez nich udzielana była różna, również ta najbardziej widoczna, a więc humanitarna. Przykładów takich jest wiele - to właśnie księża doskonale wiedzieli, komu i jakie potrzebne są lekarstwa, kto nie ma z czego żyć, bo jedyny żywiciel rodziny został właśnie internowany; komu przydałyby się ubrania itd. Jednak ofiarowali też pomoc bardziej wartościową, o wiele ważniejszą, choć może mniej zauważalną na pierwszy rzut oka - pomoc duchową. Ta jest zawsze nieoceniona. Ludzie prześladowani, którym zabierano nadzieję na lepsze życie, prości robotnicy żyjący bez godności, w warunkach, w których prawda była przekleństwem, potrzebowali wsparcia prawdziwego, nie tylko materialnego. Potrzebowali nadziei i umocnienia, potrzebowali wiary. W publikacji "Kapelani Solidarności" najbardziej uderzył mnie właśnie ten aspekt historii Polski - głód wiary, która została przez komunistów zabrana, ale odrodziła się tak mocno w tamtych solidarnościowych latach. Moja koleżanka opowiadała mi, że opuszczenie wówczas Mszy św. było nie do pomyślenia. Podobne słowa odnajduję w tej książce, w świadectwach różnych ludzi związanych z "Solidarnością". Msza Święta dawała moc, siłę, umożliwiała przebaczenie wrogom. Mateusz Wyrwich opisał trzynastu kapłanów, których ludzie nazywali "kapłanami "Solidarności"". To oczywiście nie wszyscy, pozostali czekają na wydanie drugiego tomu. A przecież było ich więcej - to księża, którzy chcieli być z ludźmi w tym trudnym czasie. Nie tylko dawali lekarstwa i pieniądze, dawali nadzieję poprzez ewangelizację. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile osób dzięki ich obecności podczas strajków i w obozach internowania pojednało się po latach z Bogiem, ile zobaczyło w sakramentach świętych ratunek, ile w ogóle o Bogu usłyszało.
Podczas promocji książki w Domu Dziennikarza w Warszawie autor podkreślał, że napisał ją o ludziach dziś zapomnianych, którzy przecież mieli olbrzymi wkład w doprowadzenie Polski do wolności. Na spotkaniu wspominano czasy internowania i niezwykłej pomocy duchowej, jaką dawali księża dziś anonimowi, ci, którzy nie znaleźli się na kartach tego wydania. Gościem spotkania był ojciec Ludwik Wiśniewski, jeden z bohaterów książki, który powiedział rzecz znamienną - jak przystało na osobę pokorną wskazał na prawdziwych bohaterów tamtego okresu, ludzi prostych, robotników, którzy w tak trudnym momencie wykazali się ogromną odwagą i bohaterstwem. - Trzeba odszukać tych prostych ludzi, dla których byłem pełen podziwu. Pamięć o nich trzeba utrwalić - dodał. To jest prawdziwy obraz kapłana, który nie w sobie, ale w drugim widzi osobę najważniejszą.