Logo Przewdonik Katolicki

W poszukiwaniu... niedzieli

Danuta Chodera
Fot.

Lato to okres, kiedy wiele osób wyjeżdża na urlop czy na wakacje za granicę. Nie zawsze przed przyjazdem na miejsce można zorientować się, czy w okolicy jest świątynia katolicka, prawosławna bądź innego wyznania chrześcijańskiego, w której w drodze wyjątku można będzie wziąć udział w niedzielnej Mszy św. Jak się okazuje, nie trzeba wyjeżdżać na drugi koniec świata, by mieć...

Lato to okres, kiedy wiele osób wyjeżdża na urlop czy na wakacje za granicę. Nie zawsze przed przyjazdem na miejsce można zorientować się, czy w okolicy jest świątynia katolicka, prawosławna bądź innego wyznania chrześcijańskiego, w której w drodze wyjątku można będzie wziąć udział w niedzielnej Mszy św. Jak się okazuje, nie trzeba wyjeżdżać na drugi koniec świata, by mieć problemy z odróżnieniem dnia codziennego od niedzieli. Wystarczy udać się do nieodległej Bułgarii...



Właśnie z Bułgarii wrócili niedawno moi znajomi, których skusiło ciepłe morze, piękna pogoda i stosunkowo niewysokie ceny pobytu. Pogoda i ciepła woda rzeczywiście nie zawiodły. Smaczna i niedroga okazała się też kuchnia bułgarska. Rozczarowały ich natomiast drogi. W tym nastawionym na turystów kraju (co krok buduje się tam nowe hotele) poza głównymi arteriami trudno znaleźć szosę bez ogromnych dziur, wybojów czy kolein, co nie zachęca do zwiedzania okolicznych miejscowości własnym autem. Nieprzyjemne wrażenie wywierają też plaże, na których znajduje się sporo różnego rodzaju śmieci.
Jednak prawdziwe rozczarowanie sprawiła moim znajomym niedziela. Gdyby nie liczyli skrzętnie szybko uciekających dni wypoczynku, żadne znaki na niebie i na ziemi nie pozwoliłyby im zgadnąć, że oto nadszedł dzień Pański, a przynajmniej dzień wolny od pracy. Wszystkie sklepy były pootwierane, jak w dzień powszedni, nie przerywano też robót na budowach. Nikt poza nielicznymi turystami nie wyróżniał się też odświętnym strojem. Mimo tych niepokojących okoliczności znajomi, pełni nadziei, udali się do pobliskiej cerkwi (w okolicy nie było żadnego kościoła katolickiego). I tu kolejny szok… W świątyni była tylko garstka starszych ludzi, głównie kobiet, które modliły się po cichu, każda z osobna. Po dłuższej chwili znajomi zapytali miejscowych, czy przyjedzie kapłan, zależało im bowiem na uczestnictwie we Mszy św. W odpowiedzi usłyszeli, że dziś już chyba nie, może za tydzień. Ale, niestety, w następnym tygodniu sytuacja się powtórzyła - celebrans nie dojechał, a znajomi mogli cieszyć się modlitwą w świątyni tylko przez godzinę, bo po tym czasie zamykano ją na cztery spusty. Kiedy wracali do swojego hotelu, z pewnym niedowierzaniem i żalem patrzyli zwłaszcza na starszych ludzi, którzy nie mając już nic do roboty, siedzieli całymi dniami przed swoimi domostwami i w ogóle nie przyszło im do głowy, że mogliby pójść pomodlić się do cerkwi. Takie duchowe spustoszenie zostało w spadku po rządach komunistycznych. I choć obecnie nie ma już żadnych zakazów i szykanowania z powodu sprawowania praktyk religijnych (a może właśnie dlatego?), cerkwie świecą pustkami. Znajomi na Mszę św. "załapali" się dopiero przy okazji ślubu miejscowej pary. Była to na tyle piękna uroczystość, że zrekompensowała im w pewnym stopniu wcześniejsze rozczarowania.
Jakim komfortem pod względem duchowym są jednak wakacje w kraju...

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki