Logo Przewdonik Katolicki

Dom Pokoju na Górze Oliwnej

Agnieszka Dziarmaga
Fot.

W Izraelu, kraju wielkich kontrastów politycznych, klimatycznych, geograficznych, w kraju będącym skarbnicą biblijnych zabytków i zarazem nazywanym bombą zegarową w sercu Bliskiego Wschodu, można odnaleźć enklawy, które nieodmiennie niosą pokój, rodzą nadzieję. Polska elżbietanka, s. Rafaela Włodarczak, założycielka "Home of Peace" (Domu Pokoju) w Jerozolimie twierdzi, że pierwszym...

W Izraelu, kraju wielkich kontrastów politycznych, klimatycznych, geograficznych, w kraju będącym skarbnicą biblijnych zabytków i zarazem nazywanym bombą zegarową w sercu Bliskiego Wschodu, można odnaleźć enklawy, które nieodmiennie niosą pokój, rodzą nadzieję. Polska elżbietanka, s. Rafaela Włodarczak, założycielka "Home of Peace" (Domu Pokoju) w Jerozolimie twierdzi, że pierwszym krokiem, by zapanował tam pokój "jest rozsiewanie maleńkich ziarenek miłości". Siostry czynią to nieprzerwanie od 1967 roku.



Dom znajduje się na zboczu Góry Oliwnej, wygląda bezpiecznie i dość imponująco. Siostra Rafaela zawsze przyjmuje Polaków bardzo serdecznie, nie bacząc, jak w naszym przypadku, na dość późną porę odwiedzin (zabłąkaliśmy się w zaułkach Góry Oliwnej).
Pięć sióstr elżbietanek- wszystkie przybyłe z Polski (i prawie wszystkie z prowincji poznańskiej) - sprawnie rozstawiają kubki z herbatą, a zaraz potem wprowadzają w tajniki życia domu, pokazują zdjęcia. Siostra Rafaela z werwą opowiada o "wariackich początkach". Wiążą się one z wojną sześciodniową (1967 r.), gdy w konflikcie żydowsko-arabskim bardzo wiele dzieci straciło rodziców. Siostry Rafaela Włodarczak i Imelda Płotka zbierały na ulicach osierocone, bezdomne dziewczynki, głównie arabskie. Izraelczycy przeznaczali pewne środki na opiekę nad "swoimi" sierotami, zaś Palestyńczykom pozostawały tylko zaułki Jerozolimy. Gdy nadeszła pora deszczowa, dramatycznie pogarszała się sytuacja sierot. - Nie mając ani dachu nad głową, ani funduszy, zbierałyśmy dzieci w wynajętych pokojach, grywałyśmy na gitarach i śpiewałyśmy po dworcach i hotelach, licząc na ofiary, ale głównie na to, że Pan Bóg jakoś to załatwi - opowiada s. Rafaela.
I chyba rzeczywiście uzyskanie gruntu w 1971 r. i budowa sierocińca na zboczu najbardziej pożądanej przez inwestorów góry świata - Oliwnej - z najpiękniejszym widokiem na Jerozolimę - to po prostu cud. Łańcuch niezwyczajnych wydarzeń stanowiły zabiegi o grunt, fundusze pozyskiwane z zagranicy (np. od Polonii Amerykańskiej), w tym od ludzi różnych wyznań, perypetie budowlane (łącznie z mieszkaniem przez jakiś czas w... jaskiniach), a także szczególna i zawsze niezawodna opieka Serca Jezusowego.
W lipcu 1975 r. dom, jeszcze całkowicie niewykończony, został poświęcony przez kard. Jana Króla z Filadelfii.

Dać im Boga, chleb, abecadło


Siostry już u początków swej pracy w Jerozolimie miały świadomość, że konflikt izraelsko-palestyński nie rokuje bliskiego końca, zatem osierocone dzieci będą tutaj prawdopodobnie zawsze. Gromadziły pod swoim dachem sieroty, półsieroty, dzieci z rodzin wielodzietnych, bez względu na wyznanie, przy zachowaniu zasad pełnej tolerancji religijnej. Jak oka w głowie, w odpowiedzi na gorący apel samego Jana Pawła II, bardzo zatroskanego o los Ziemi Świętej, strzegły "tętna życia chrześcijańskiego w Ojczyźnie Chrystusa". Odpowiadały tym samym na wciąż ponawiane apele Caritas w Jerozolimie. Apel z przełomu minionego roku podkreśla dramatyczne pogorszenie się sytuacji Palestyńczyków w ciągu ostatnich czterech lat trwania intifady i zbrojnego konfliktu izraelsko-palestyńskiego. 1,4 mln Palestyńczyków codziennie potrzebuje pomocy żywnościowej. 24 tys. mieszkańców Strefy straciło dach nad głową po podejmowanych przez izraelskie wojsko akcjach burzenia ich domów.
Obecnie w "Home of Peace" stale przebywa 30 dzieci, w tym muzułmańskie, chrześcijańskie, etiopskie, a nawet jedno z RPA. Ponadto kilkanaścioro dzieci jest stale wspomaganych poza domem. - Najtrudniejsza nauka, jaką chcemy im wpoić, związana jest z tym, by potrafiły przebaczyć - śmierć matki, ojca, najbliższych - wyznaje siostra.
Zazwyczaj w polskim domu do stołu siada ponad czterdzieści osób. Dzieci są dobrze ubrane i dobrze karmione, z godnością - jak twierdzą siostry - zachowują się w szkołach, do których są zawsze doprowadzane przez opiekunki (szkoły te także prowadzą zakonnice). Każda z podopiecznych polskich sióstr powinna zdać maturę, bowiem wówczas dość łatwo znajdzie pracę, nawet na wyższych stanowiskach urzędniczych.
Wychowanki "Home of Peace" są dobrze wykształcone i przygotowane do życia, znają kilka języków (w domu obowiązuje angielski, ponadto uczą się arabskiego, hebrajskiego, włoskiego, hiszpańskiego).
Praca polskich elżbietanek cieszy się sympatią, szczególnie ze strony muzułmańskich sąsiadów, którzy doceniają tolerancję oraz wymowny fakt, że ktoś bezinteresownie towarzyszy ich codziennemu życiu, problemom, chce z nimi tutaj po prostu być.
Podobną działalność już wkrótce siostry będą realizowały w Betlejem, gdzie wybudują placówkę na ziemi należącej do Kościoła katolickiego, aby nieść pomoc sierotom i podtrzymywać życie chrześcijańskie w obrębie Autonomii Palestyńskiej. - Widzieliście zapewne w telewizji, siostry i bracia z Polski, mur budowany w Betlejem. On wciąż rośnie i rośnie - opowiada s. Rafaela. - Dzieli rodziny, interesy, wspólnoty. A mur to mur, nie rozwiąże tutejszych problemów. Mnożą się akty bezprawia, terror. Chrześcijanie masowo opuszczają Betlejem, w ogóle Autonomię, bo nie widzą ani przyszłości dla siebie, ani żadnych pokojowych perspektyw - wyjaśnia.
Podczas wizyty Jana Pawła II w Jerozolimie w 2000 r. władze izraelskie nie zezwoliły na jego wizytę w "Home of Peace". Ale dzieci wraz z siostrami mogły odwiedzić Papieża. "Jesteście podwalinami miłości i solidarności na Ziemi Świętej" - powiedział wtedy do nich wielki Papież.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki