gen. dyw. Zbigniew Głowienka
Dowódca Pomorskiego Okręgu Wojskowego
Patrząc z perspektywy mojej wieloletniej służby wojskowej - w tym od 10 lat na stanowiskach generalskich - może wydać się dziwnym, iż najbardziej utkwiła mi w pamięci moja pierwsza Wigilia po ukończeniu szkoły oficerskiej. Był to rok 1973, kiedy jako świeżo promowany podporucznik objąłem stanowisko dowódcy plutonu w jednej z liniowych jednostek. Jako kawalera, zgodnie z panującym wówczas zwyczajem, wyznaczono mnie na służbę pomocnika oficera dyżurnego w Wigilię i pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Była to moja pierwsza służba i zarazem pierwsze Święta spędzone poza rodzinnym domem. Przeżycie było więc dla mnie wyjątkowe. Myślami, co oczywiste, byłem wtedy przy wigilijnym stole wraz z moimi rodzicami. Miałem pewność, że oni także są ze mną, a jedno nakrycie na stole pozostawiono właśnie dla mnie. Grzało mnie więc jakby wewnętrzne ciepło, a zaznaczyć muszę, że zima była wyjątkowo sroga - ponad 30 st. mrozu. Nie byłem oczywiście wówczas sam. Do moich obowiązków należała m.in. kontrola posterunków, pamiętam więc do dziś czerwone od mrozu twarze wartowników, którzy strzegli w tamtą noc obiektów jednostki. Utkwiła mi też w pamięci żołnierska wieczerza wigilijna na wartowni, którą spożyłem wspólnie z wartownikami. Cały czas mam przed oczami ten wzruszający obraz: choinkę przy stojakach z bronią, kolędy dobiegające z radia, życzenia przy opłatku i symboliczne podarunki, które wręczyłem żołnierzom. Niepowtarzalny był też nastrój tej chwili: serdeczność wynikająca z tej swoistej wspólnoty, smutek i tęsknota za rodzinami, z drugiej zaś strony - poczucie jakby dumy, że choć tak daleko od nich - pełnimy służbę.
Te niepowtarzalne chwile zachowałem do dziś w mojej pamięci, stąd też właśnie tę Wigilię sprzed ponad 30 lat wspominać będę jako wyjątkową.