Wyznanie
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz TCHR
Uświadomiłem sobie kilka bardzo prostych spraw. Najpierw tę, że pontyfikat, którego jubileusz obchodzimy, to ponad połowa mojego życia. Także i tę, że pontyfikat ten tworzył pewne ramy hierarchii myślenia, wartościowania, pewne obszary gestów i znaków, w których nie tylko się poruszałem i wzrastałem.
Nagle uświadomiłem sobie, że zamiast zastanawiać się nad znaczeniem pontyfikatu...
Uświadomiłem sobie kilka bardzo prostych spraw. Najpierw tę, że pontyfikat, którego jubileusz obchodzimy, to ponad połowa mojego życia. Także i tę, że pontyfikat ten tworzył pewne ramy hierarchii myślenia, wartościowania, pewne obszary gestów i znaków, w których nie tylko się poruszałem i wzrastałem.
Nagle uświadomiłem sobie, że zamiast zastanawiać się nad znaczeniem pontyfikatu Jana Pawła II dla świata, dla Europy i dla Polski - warto odnieść siłę osoby tego Papieża do własnego życia. Wszak ono jest najtrudniejsze do zmiany...
To, co odkryłem, było dla mnie samego zaskoczeniem. Najpierw dostrzegłem wolność od lęku. Zwłaszcza lęku wobec władzy, która nie opiera się na prawie. Ta władza jest wówczas tak bardzo bezsilna. Tak bezsilna, jak bezczelna i agresywna. Ale przede wszystkim bezsilna.
Wolność od lęku wobec bezprawnej władzy wiąże się zarazem z szacunkiem wobec autorytetu. Autorytet jest oparty na prawdzie, na wartościach, na umiłowaniu dobra i dobrym miłowaniu.
Bezprawna władza i prawdziwy autorytet mogą występować w naszym życiu obok siebie. Wręcz na wyciągnięcie ręki... Wobec jednego można okazać współczucie, wobec drugiego respekt i pragnienie bliskości...
Druga rzecz, którą odkryłem w sobie, to moc prawdy, o której tak często mówi Ojciec Święty. Ona przecież każdego z nas na swój sposób wiąże od środka. Ale przez to związanie nie zniewala, lecz - wyzwala. Poznałem (na miarę moich możliwości) prawdę i jestem jej wierny. To oczywiście, z reguły, kosztuje. Naraża na ostracyzm i upokorzenia. Bo prawda nie jest neutralna, nie można wobec niej pozostać obojętnym. Można z nią walczyć ślepo i nienawistnie albo ją umiłować. Umiłowana nakazuje wierność. Bo niewierność oznacza sprawę prostą - przestaję być sobą! Staję się nieprawdziwy, nieautentyczny, człowiekiem w masce, niewidocznym nawet dla samego siebie. Czy warto? Oczywiście, wiem, że nie.
Być prawdziwym, autentycznym, człowiekiem twarzy... I stawać się sobą coraz bardziej, dzięki wzorom, autorytetom, a zwłaszcza dzięki Osobie Chrystusa, bez którego nie jestem w stanie zrozumieć ani miłości, ani ofiary, ani życia.
Dlatego dziękuję Bogu za te 25 lat swojego życia.