Logo Przewdonik Katolicki

Modlić się za żywych i umarłych

Elżbieta Wiater
fot. Unsplash

Bóg daje nam to, czego potrzebujemy, a to niekoniecznie jest tożsame z tym, czego w danej chwili konkretnie chcemy. On z pewnością nas słyszy i wysłuchuje, ale wie lepiej, co jest dla nas i tych, za którymi się wstawiamy, dobre.

Wiele lat temu ówczesny redaktor naczelny portalu dominikanie.pl poprosił mnie o tekst na temat św. Moniki. W pierwszym odruchu odmówiłam, ale zakonnik naciskał, powiedziałam więc, że przemodlę sprawę.
Jak obiecałam, tak zrobiłam, i w trakcie odmawiania koronki w mojej głowie pojawił się pomysł, który przelałam potem na klawiaturę i wysłałam do redakcji. W mailu napisałam, czemu zmieniłam zdanie, a w odpowiedzi na niego przeczytałam, że w tym samym czasie co ja modlił się także redaktor – o moją zgodę i natchnienie dla mnie. I tak wespół w zespół uprosiliśmy ten artykuł, który ostatecznie okazał się hitem pod względem klikalności. Może dlatego, że szczerze w nim wyraziłam swoje uprzedzenie do matki św. Augustyna z powodu jej emocjonalnego „przyklejenia się” do syna, na które nawet on sam delikatnie utyskiwał w Wyznaniach.
Monika została jednak kanonizowana nie ze względu na to, że miała olbrzymią trudność z odcięciem pępowiny, ale dlatego, że jej modlitwa wydobyła syna z pogaństwa, następnie z sekty, wreszcie ze związku, który w świetle rzymskiego prawa nigdy nie mógł stać się legalnym małżeństwem ze względu na różnicę w statusie społecznym Augustyna i jego konkubiny. Zapewne to jej łzy wylane przed Bogiem przyprowadziły go ostatecznie do katedry mediolańskiej, w której usłyszał genialne kazania św. Ambrożego, a w noc nawrócenia otworzyły mu serce na Boże słowo. Nie tylko przyjął chrzest, ale stał się wspaniałym biskupem i jednym z największych nauczycieli Kościoła, nie zapominajmy też o wspaniałych dziełach literackich, które pozostawił, w tym wspomnianej wyżej autobiografii duchowej, należącej do pereł literatury łacińskiej. Tego wszystkiego by nie było, gdyby nie żarliwa, wierna, bo trwająca dziesiątki lat, modlitwa jego matki; miłość przywołująca miłosierdzie.

Za żywych
Historia Kościoła jest pełna opowieści o sile modlitwy wstawienniczej za żywych, ale znajdziemy jej przykłady już w Starym Testamencie. Jednym z najbardziej wymownych jest opowieść o bitwie Izraelitów z Amalekitami, kiedy to Mojżesz wyszedł na górę, by się modlić o zwycięstwo. Dopóki jego ręce były podniesione w górę, wojska dowodzone przez Jozuego zwyciężały, ale jak wszyscy wiemy, to trudna do utrzymania pozycja ciała. Ostatecznie ramiona modlącego się podtrzymywali jego towarzysze i dzięki temu wytrwał z podniesionymi rękami do wieczora, kiedy walka ostatecznie się zakończyła. Zwycięstwem Izraela (zob. Wj 17, 8–13).
To jedna z historycznych ilustracji prawdziwości stwierdzenia św. Jakuba, że „wielką moc posiada modlitwa sprawiedliwego” (Jk 5, 16b), a tekst grecki precyzyjnie wskazuje, że chodzi o czynne wstawiennictwo. Owszem, można zasłaniać się pokornym stwierdzeniem, że żadni z nas sprawiedliwi, a do Mojżesza czy Eliasza, którego przywołuje we wspomnianym rozdziale apostoł, to nawet nie mamy jak się porównać. Takie stwierdzenie jest jednak przejawem co najmniej dwóch błędów w myśleniu.
Po pierwsze, zakłada ono, że JA mam czegoś dokonać, tymczasem prośba za drugiego jest zwróceniem się do Boga, żeby to ON coś zrobił. Owszem, nie zawsze nasze nalegania zostaną wypełnione w sposób, jaki sobie założyliśmy, ale zostaną wysłuchane. Święty Paweł opowiada w Drugim Liście do Koryntian, że trzy razy prosił, by Bóg oddalił od niego wysłannika szatana, który apostoła policzkował. Pan jednak odmówił, w zamian za to zapewnił go, że nie zabraknie mu Bożej łaski do zmagań. Bóg daje nam to, czego potrzebujemy, a to niekoniecznie jest tożsame z tym, czego w danej chwili konkretnie chcemy. On z pewnością nas słyszy i wysłuchuje, ale wie lepiej, co jest dla nas i tych, za którymi się wstawiamy, dobre. Wiem, bywa, że ta prawda jest przeraźliwie trudna do przyjęcia, ale tu pojawia się drugi błąd, czy raczej przejaw naszej słabości.
Mam na myśli wiarę w Boże miłosierdzie. On szanuje naszą wolność, więc trzeba abyśmy prosili, bo to jest wyraz naszego pragnienia, by zaczął działać – głęboko w pamięć zapadły mi słowa tynieckiego opata, o. Szymona Hiżyckiego, że mnisi modlą się także w zastępstwie tych, którzy tego robić nie chcą lub nie są w stanie. Aby taka modlitwa miała jednak sens (to już moje dopowiedzenie), potrzebna jest wiara, iż Bóg chce dawać, chce przebaczać, chce być przy nas i dla nas. Prawdę tę potwierdza już samo to, że istniejemy i istnieje świat, bo nie jest to oczywiste czy konieczne. Istniejemy, bo On tego chce. Więcej – zatrzaśnięte grzechem drzwi do wieczności stoją przed nami otworem, bo On się wcielił i pozwolił ukrzyżować. Wspaniale o tej tęsknocie Boga za naszą bliskością opowiadał dominikanin o. Cyprian Klahs w serii o teologii mistycznej Mistrza Eckharta (do znalezienia na YouTube), ale stwierdzenia o wołającym nas ku sobie Bożym miłosierdziu powracają jak referen w każdym pokoleniu mistyków i teologów. Jesteśmy sprawiedliwi nie sami z siebie, ale dzięki Temu, który nas usprawiedliwia.

Za zmarłych
O ile wstawiennictwo za żywych bywa odruchem, to do modlitwy za zmarłych, szczególnie współcześnie (takie mam wrażenie), rzadko jesteśmy zachęcani, może poza początkiem listopada, kiedy przypada wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. Prawda o czyśćcu i tym, że przebywający w tym stanie zmarli rozpaczliwie potrzebują naszego wstawiennictwa, bywa wypowiadana półgębkiem i jakby wstydliwie. I do tego jeszcze te odpusty o „szemranej” opinii, których zbieranie lepiej zostawić kościelnym „babciom”, bo oświeconym katolikom jakoś nie wypada…
Juda Machabeusz stanął po stronie pierwszej z tych grup. W Drugiej Księdze Machabejskiej możemy przeczytać, że kiedy przy ciałach poległych Izraelitów znaleziono pogańskie artefakty, dowódca, zamiast ich potępić, nakazał złożenie ofiary przebłagalnej w świątyni w intencji tych zabitych: „Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu. Gdyby bowiem nie był przekonany, że ci zabici zmartwychwstaną, to modlitwa za zmarłych byłaby czymś zbędnym i niedorzecznym” (2 Mch 12, 38–45). Ktoś może jednak argumentować, że po Passze Jezusa sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo ci, którzy w Niego wierzą i zostali ochrzczeni, są już odkupieni, więc ich grzechy zostały zmyte raz na zawsze. To prawda, ale jeśli za czyjąś wiarą nie idą odpowiadające jej uczynki (zob. Jk 2, 14–26), nie dokonuje się w nim wewnętrzna przemiana pozwalająca na jak najgłębsze zjednoczenie z Bogiem. Święty Jakub wskazuje wręcz na przykład złych duchów, które też wierzą i drżą, ale to nie sprawia, że są jedno z Panem, wręcz przeciwnie.
Dlatego pewnie św. Paweł pisze, że ten, którego czyny nie będą dobre, ocaleje na sądzie, ale „jakby przez ogień” (1Kor 3, 15). Bóg pozwala nam wstawiać się za tymi, których to oczyszczenie dotyka. Dodatkową zachętą do tego może być to, co napisał w liście do rodziny br. Gwala Torbiński, odpowiadając na pytanie o dusze czyśćcowe i modlitwę za nie – gorąco do niej zachęcał, argumentując, że jest ona uczynkiem miłosierdzia, którego, kiedy sami umrzemy, też będziemy potrzebować. Skoro zaś Jezus obiecał, że błogosławieni są miłosierni, bo sami miłosierdzia dostąpią, to jeśli teraz wyświadczamy je za pomocą modlitwy w intencji zmarłych, możemy liczyć, że go doświadczymy, kiedy sami do Niego odejdziemy.
Modlitwa wstawiennicza jest wyrazem nadziei na Bożą bliskość, Jego wychylenie ku Nam i to, że chce tym, za którymi się wstawiamy udzielać swoich dobrodziejstw. A kiedy modlimy się za zmarłych, okazujemy tym samym również, że podobnie jak Juda Machabeusz, wierzymy, że kiedyś wszyscy zmartwychwstaniemy. Do pełni szczęścia.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki