Logo Przewdonik Katolicki

Mając niezawodną nadzieję, można przyjąć teraźniejszość

Ks. Wojciech Nowicki
Ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny | fot. Zuzanna Szczerbińska

Zaakceptować nawet trudną i uciążliwą teraźniejszość ze względu na cel, jakim jest Ten, który sam poniósł krzyż, by upewnić nas w nadziei, która zawieść nie może. Tak patrzyłem na Franciszka

Widok był poruszający z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że był wyczekiwany. Po drugie, bo zobaczyliśmy człowieka cierpiącego, który stara się nie tracić ducha. I po trzecie, ponieważ mimo słabości ciała nie stracił tego, za co tak wielu go pokochało.
Ale po kolei. Do kliniki Gemelli papież trafił 14 lutego. Wówczas kamery uchwyciły go po raz ostatni, gdy kończył planowaną audiencję i pojechał do szpitala. Przez kolejnych 38 dni skazani byliśmy jedynie na komunikaty prasowe Watykanu i lekarzy. I jedno zdjęcie, ukazujące papieża modlącego się w kaplicy szpitalnej. Nie pokazano jednak twarzy.
Gdy więc przed dwoma tygodniami usłyszeliśmy, że papież pozdrowi zgromadzonych przed szpitalem wiernych, a następnie wróci do domu, dało się odczuć jakiś rodzaj ulgi i wzruszenia zarazem. Widać było, że papież jest zmęczony chorobą. Widać było też jego ograniczenia. Nie był w stanie podnieść ręki. Jego gest pozdrowienia początkowo interpretowałem jako jakiś rodzaj odmowy, być może wypowiedzi, bo towarzyszyła mu wymiana zdań z mężczyzną stojącym za nim. Ale gdy papież pobłogosławił zebranych, stało się jasne, jak bardzo choroba ograniczyła jego możliwości fizyczne. Znak krzyża wykonany z trudem i z trudem wypowiedziane słowa podziękowania za modlitwę i towarzyszenie mu w dniach hospitalizacji. Najbardziej wzruszający wydał mi się jednak moment, gdy papież zwrócił uwagę na kobietę trzymającą bukiet kwiatów, i dziękując wiernym do tego gestu się odniósł. Pomyślałem: cały Franciszek. Uważny na to, co dzieje się dokoła. Zwracający uwagę pośród tłumu na człowieka. Doceniający proste, ludzkie gesty. I to wszystko, gdy na jego barkach złożony został krzyż fizycznego cierpienia, odbierający mu sprawność ciała.
Zacząłem od przywołania tej sytuacji sprzed dwóch tygodni, bo – wydaje się – że dobrze oddaje klimat, w który wchodzimy wraz z V niedzielą Wielkiego Postu. Nasza myśl, początkowo skoncentrowana wokół tematu nawrócenia, teraz biegnie w stronę Męki Pańskiej. Zastanawiamy się więc w tym numerze, dlaczego tę mękę rozważamy i jakim językiem o niej mówić współcześnie, gdy temat cierpienia wydaje się spychany na margines, wstydliwy i niewygodny.
Przed reformą liturgiczną po Soborze Watykańskim II niedziela, którą dziś celebrujemy, była już pierwszą niedzielą Męki Pańskiej. Zgodnie z przepisami obecnie sprawowanej liturgii, dopiero od tej niedzieli powinniśmy śpiewać pieśni o męce i krzyżu. Może przy tym wydawać się dziwne, że krzyż, o którym będziemy śpiewać i który będzie teraz bardziej eksponowany, zostaje zasłonięty. Już w starożytności ten przerażający symbol śmierci stał się dla uczniów Chrystusa szlachetnym znakiem zbawienia. Szlachetność postanowiono uzewnętrznić, stąd krzyże były coraz bardziej zdobne, wysadzane drogocennymi kamieniami. W porównaniu z ascetycznym wymiarem Wielkiego Postu blask krzyża zdawał się nadto kontrastować. Postanowiono więc je przysłaniać, podobnie zresztą jak obrazy i figury, często również cenne i ozdobne. To niejedyna interpretacja, bo też tradycji i zwyczajów liturgicznych jest więcej niż tylko ten znany z Rzymu. O tym więc dlaczego zasłaniano i wciąż zasłaniamy krzyż od V niedzieli Wielkiego Postu pisze Dawid Gospodarek. A ks. Artur Stopka zwraca uwagę, by rozważania męki Chrystusa nie zbanalizować i nie sprowadzić jedynie do emocjonalnych poruszeń.
Wrócę do papieża Franciszka. Cieszy nas jego powrót do domu i mamy nadzieję na jego stopniowe dochodzenie do sił i zdrowia. Ale mamy też świadomość, że będzie to długa droga. Tymczasem trwa ogłoszony przez papieża Rok Jubieluszowy, sprawy Kościoła toczą się swoim rytmem, problemy nie zniknęły i trzeba je rozwiązywać. Ponadto papież zapowiedział kontynuację procesu synodalnego na nowym poziomie. Wszystko to rodzi pytania, jak będzie teraz wyglądało przewodzenie Kościołowi? Pytamy o to naszego rzymskiego korespondenta, Michała Kłosowskiego.
Nie stracić nadziei, uważności, wrażliwości pomimo osobistego cierpienia. Zaakceptować nawet trudną i uciążliwą teraźniejszość, by odwołać się do pierwszego akapitu encykliki o nadziei Spe salvi, ze względu na cel, jakim jest Ten, który sam poniósł krzyż, by upewnić nas w nadziei, która zawieść nie może. Tak patrzyłem na Franciszka, dziękującego za bycie z nim. I ten obraz jest dobrym wprowadzeniem w ten ostatni etap Wielkiego Postu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki