W wielu marketach i sklepach internetowych zaraz po zniczach w ofercie pojawiają się świąteczne prezenty. Marketingowcy dbają o to, byśmy – najlepiej już w listopadzie – zaczęli myśleć o kupowaniu podarunków. Część z nas jednak świadomie rezygnuje z obdarowywania swoich bliskich prezentami – a także nie planuje tych prezentów przyjmować.
Rozsądek nakazuje oszczędzać
Dla wielu polskich rodzin czas okołoświąteczny jest szczególnie trudny pod względem finansowym. Organizacja rodzinnych spotkań, koszt podróży do mieszkających daleko krewnych i – w przypadku osób pracujących w niektórych branżach – mniejsza liczba dni pracujących w grudniu wiąże się z obciążeniami, na które nie zawsze jesteśmy gotowi. Dane z ubiegłego roku wskazywały, że na świąteczne prezenty Polacy przeciętnie przeznaczą 565 zł, a dla 30 proc. badanych bieżące dochody nie są wystarczające, aby w całości pokryć wydatki związane z organizacją świąt i aby zrealizować plany, będą musieli sięgnąć do oszczędności lub wspomóc się pożyczką.
Rezygnacja z prezentów bywa więc czasami po prostu jednym ze sposobów na zaoszczędzenie pieniędzy. Rozsądnym jest, aby w obliczu kłopotów finansowych zrezygnować z zakupu kolejnych świątecznych skarpet i swetrów, a pieniądze zamiast na prezenty (nierzadko nietrafione i kupione „na siłę”) przeznaczyć na spłatę zobowiązań lub pilniejsze zakupy. Podjęcie decyzji o świętach „bezprezentowych” jest jednak niełatwe – oznacza to konfrontację z faktem, że sytuacja materialna nie jest taka, jak byśmy chcieli. Czasami bowiem rodziny, w których brakuje pieniędzy, uruchamiają mechanizm obronny, jakim jest zaprzeczenie – a zakup prezentów na święta stanowi jeden ze sposobów, w który się on wyraża. Nazwanie trudności – w tym przypadku nie najlepszej sytuacji finansowej – jest jednak pierwszym krokiem do tego, aby nastąpiła zmiana.
„Chodziło o zasady i wiarę”
Dla niektórych z nas rezygnacja z kupowania prezentów jest również tożsama z przekuwaniem w czyn własnego światopoglądu. Nikola i jej obecny mąż podjęli taką decyzję wiele lat temu – i do tej pory są w niej konsekwentni… z małymi wyjątkami. – Poznaliśmy się, gdy mieliśmy po osiemnaście lat – opowiada Nikola. – Wiadomo, że jest to często okres buntu i robienia rzeczy „po swojemu” – w przypadku moim i ukochanego tak właśnie było. Słuchaliśmy punk rocka i byliśmy przeciwnikami rozwoju kapitalizmu, uważaliśmy, że komercjalizacja świąt to wielkie zło. Do tego oboje byliśmy i jesteśmy wierzący. Nie podobało nam się, że ludzie robią z wydarzenia religijnego, w którego centrum powinien być Jezus, cyrk i okazję do wydawania absurdalnych sum pieniędzy. Nam chodziło o zasady i wiarę, więc na pierwsze święta, które spędziliśmy jako para, nie daliśmy sobie nic. Byliśmy młodzi i zapatrzeni w swoje ideały, odnosiliśmy się krytycznie do tych, którzy jednak obdarowywali się prezentami. Moje otoczenie machnęło na to ręką, ale Mateusz usłyszał od swojej krewnej, że przeze mnie zdziczał. Do tej pory mamy trochę buntowniczą naturę. Na święta dajemy sobie czułość i czas. Ale ugięliśmy się na trzecie urodziny syna – był wtedy zafascynowany traktorami, kombajnami i w ogóle rolnictwem. Jego urodziny wypadają cztery dni przed Wigilią, więc postanowiliśmy, że po prostu położymy mu prezent pod choinką – bardzo się cieszył, choć nie mamy poczucia, że drewniany traktor odmienił jego życie. Te święta „prezentowe” były takie jak każde inne. Dzisiaj nie oceniam tak surowo ludzi, którzy dają sobie prezenty świąteczne. Bardziej niepokoi mnie to, jak łatwo odtwarzamy tradycje, które mogą nie mieć sensu. Co roku ludzie sprzedają przez internet prezenty, które im się nie podobają. Łatwiej byłoby nam wszystkim, gdybyśmy nie wydawali pieniędzy na siłę i skupili się na odpoczynku, byciu razem i długich rozmowach – puentuje Nikola.
Opowieść ta jest również po części o tym, że naprawdę trudno jest całkowicie zrezygnować z kupowania bliskim przedmiotów na święta – jest to czynność, którą mamy od lat bardzo, ale to bardzo głęboko wdrukowaną. Korporacyjny duch świąt szuka dostępu do każdego z nas – i doskonale umie wykorzystać nasze „słabości”, jak chociażby chęć sprawienia radości małemu dziecku.
Plastiku mamy dość
Współcześnie motywacją do rezygnacji z prezentów świątecznych bądź ich znacznego ograniczenia bywa także troska o środowisko naturalne i sprzeciw wobec rozbuchanego kapitalizmu, który każde święto zmienia w okazję do nadmiarowego kupowania. Decyzja o niekupowaniu staje się obecnie wręcz deklaracją polityczną – nie dlatego, że wiąże się z nią zapisanie do jakiejś partii czy ruchu, ale dlatego, że dotyczy ona władzy. Jeśli postanawiamy na tle „ideologicznym” nie kupować prezentów, to po części ograniczamy władzę korporacji i specjalistów od marketingu nad życiem naszej rodziny – a to, co dotyczy władzy, jest polityczne w szerokim znaczeniu tego słowa. W chwili obecnej przemyślana rezygnacja z prezentów stanowi też wyraz pewnego buntu i nonkonformizmu – a niekiedy jest także elementem większego „przemeblowania” we własnym życiu, polegającego na intencjonalnym ograniczaniu konsumpcji. Marta Sapała w książce-reportażu Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków opisała, jak bardzo uwikłani jesteśmy w nadmierną i bezrefleksyjną konsumpcję (nie tylko w okresie okołoświątecznym). Dziennikarka wspomniała, że w imię pracy nad nawykami oraz eksperymentu polegającego na ograniczaniu wydatków do niezbędnego minimum postanowiła na święta podarować swoim bliskim prezenty niewymagające kupowania – np. „kartę podarunkową” na wykonanie na ich rzecz dowolnej przysługi. Brak materialnych prezentów na święta przy jednoczesnym dążeniu do uszczęśliwienia drugiej osoby wymaga zatem pewnej kreatywności i odwagi do łamania zastanych schematów. Bez wątpienia ograniczenie shoppingu jest także zgodne z duchem encykliki Laudato si’, w której papież Franciszek pisze o konsekwencjach wydzierania planecie jej zasobów w imię chwilowej przyjemności. Karolina, zaangażowana obrończyni praw zwierząt i zwolenniczka idei zero waste, przyznaje, że raczej nie czyta papieskich encyklik, ale całą sobą popiera zaprzestanie bezsensownego kupowania – również w święta. – Odpowiedzmy sobie na pytanie: ile świątecznych prezentów otrzymanych w ciągu ostatnich pięciu lat naprawdę się nam do czegoś przydało? Z ilu rzeczy znalezionych pod choinką zrobiliśmy użytek więcej niż parę razy? – zauważa. Świąteczne swetry i kolczyki z choinką nie są nam do niczego potrzebne, kupujemy je, bo tak „trzeba”. Ale ten plastik nie znika magicznie – on zostanie z nami przez kilkaset lat. Ja, mój narzeczony i jego rodzina nie dajemy sobie żadnych prezentów. Jeśli czegoś potrzebujemy, to kupujemy to w odpowiednim czasie – nie dam się wpędzić w myślenie, że prezenty są niezbędne dla świętowania. Mam nadzieję, że za parę lat będę miała dzieci i je też będę chciała tak wychować. To nie jest trudne kupić dziecku lalkę – sztuką jest nauczyć je, że rezygnacja z kupna czegoś, co kupują „wszyscy”, przyniesie nam o wiele większe korzyści. Mamy jednak znajomych, z którymi co roku dajemy sobie symboliczne drobiazgi. Kiedyś były to breloczki albo kubki, ale doszliśmy do wniosku, że to też jest konsumpcjonizm. Obecnie dajemy sobie tylko co, co już mamy – pieczemy sobie nawzajem ciastka ze składników, które i tak są w kuchni, albo oddajemy rzeczy, których nie wykorzystujemy (ja oddałam koleżance nieużywaną talię kart, którą kiedyś dostałam, mimo że nawet nie grywam). To jest jedyna opcja prezentów, którą uważam za sensowną. Ludziom niczego dzisiaj nie brakuje, bo większość naszych mieszkań jest zagracona. Potrzebujemy przestać niszczyć świat, na którym żyjemy, bo nie mamy planety zapasowej.
Dzieciństwo bez Mikołaja
Nie każdemu rezygnacja z prezentów przychodzi łatwo, nawet jeśli widzi w tej idei głęboki sens. Decyzja taka – podjęta siłą rzeczy przez dorosłych – bywa szczególnie trudna do przyjęcia dla dzieci. Maluchy są wręcz „warunkowane” społecznie do tego, by Boże Narodzenie postrzegać jako czas, gdy Mikołaj, Aniołek lub Gwiazdor (w zależności od regionu Polski) przynosi im prezenty. Również w szkołach i przedszkolach dzieci są często obdarowywane prezentami. Niekiedy kupują je sobie wzajemnie, kiedy indziej – w odwiedziny do placówki przychodzi Mikołaj, który wręcza im to, co wcześniej zakupiono z rodzicielskiej składki na ten cel. Rodzic, który podejmuje decyzję o niekupowaniu prezentów pod choinkę, będzie musiał zmierzyć się z przekazami, które otaczają dziecko: że podarunki są nieodzownym elementem świętowania, a Mikołaj zawsze przychodzi do „grzecznych” dzieci. Wówczas niezbędne będzie wytłumaczenie maluchowi, że brak prezentu absolutnie nie oznacza, że był on niegodny podarunku, a prawdziwą istotą świąt jest zupełnie coś innego. Istotne jest, by dziecko nie było raczone opowieściami, że prezenty dostają tylko grzeczne dzieci lub że Mikołaj ma listę wszystkich nieposłusznych maluchów – w takiej sytuacji brak prezentu może wiązać się dla niego z poczuciem winy, odrzucenia i stanowić wręcz urazowe doświadczenie. Starszemu dziecku, które wie już, skąd biorą się prezenty pod choinką, można oczywiście wytłumaczyć powody naszej decyzji bardziej precyzyjnie. Biorąc jednak pod uwagę trud, z jakim wiąże się rozmowa z dzieckiem na temat braku prezentów, niektórzy rodzice – nawet bardzo przeciwni idei czynienia tego typu świątecznych zakupów – decydują się mimo wszystko przygotować dla dzieci choćby symboliczne upominki. Osoby, które praktykują minimalizm (w różnym stopniu), a jednak chcą obdarować dzieci z okazji świąt, decydują się czasami na sprezentowanie dzieciom voucherów czy „wejściówek” do ciekawych miejsc – jest to prezent niematerialny, który choć wiąże się z wydatkiem pieniężnym, to jednak nie „zalega” przez lata na półce i nie zabiera miejsca w dziecinnym pokoju. Wejściówka do ciekawego miejsca może także obudzić w dziecku nową pasję lub zachęcić je np. do aktywności fizycznej.
---
Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się podarować dzieciom zabawki lub słodycze, czy lubimy wręczać i otrzymywać świąteczne prezenty – warto zadać sobie samemu i bliskim pytanie, co stanowi dla nas istotę świąt. Jeśli będziemy to wiedzieć, to mamy większą szansę na przeżycie tego czasu tak, by coś w nas poruszył i zmienił. Prezenty – nawet te najbardziej wyszukane – same w sobie nie posiadają takiej mocy.