Od wielu lat przyjaźniłeś się i blisko współpracowałeś z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim. Był odważny, silny i bezkompromisowy, a co za tym idzie – czasem wywoływał kontrowersje wewnątrz struktury Kościoła. Jaki był na co dzień? Co w nim najbardziej podziwiałeś i ceniłeś?
– Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, kiedy znało się kogoś blisko 40 lat… Pamiętam wesołego, młodego księdza, który na letnich obozach wygłupiał się, żeby rozbawić naszych niepełnosprawnych przyjaciół. I pamiętam Tadeusza smutnego, obolałego, kiedy nie mógł się porozumieć ze swoim biskupem, albo kiedy ktoś zwierzył mu się z jakiejś bardzo trudnej sprawy, a on nie wiedział, jak mu pomóc. Tych radosnych wspomnień jest więcej, ale trudno wymazać z pamięci także te drugie. Najbardziej odprężony był w Radwanowicach, między podopiecznymi Schroniska dla Niepełnosprawnych, które zbudował. Lubił do nich zachodzić, wspólnie oglądali mecze, żartowali, przekomarzali się. Wtedy znowu był tym młodym, pogodnym księdzem. A co najbardziej podziwiałem? Chyba to, że żył naprawdę skromnie, że nigdy niczego dla siebie nie pragnął. To było niezwykłe: ksiądz prezes, który za cały majątek ma kilka regałów z książkami, bo i samochód, i maleńkie mieszkanie na terenie Schroniska nie były jego własnością.
Gdyby nie ks. Isakowicz-Zaleski, nie powstałaby Fundacja im. Brata Alberta. Zmienił życie wielu ludzi. Często się zdarza, że organizacje nie mogą się odnaleźć po śmierci lidera. Co będzie z jego dziełami?
– Fundacja jest bezpieczna, bo Tadeusz tak ją ustawił, żeby mogła funkcjonować również bez niego. To też było piękne, że był niekwestionowanym liderem, a jednocześnie pozwalał poszczególnym dyrektorom i kierownikom na dużą samodzielność. Zobaczyłem to jeszcze wyraźniej po jego śmierci, kiedy musieliśmy usiąść i przygotować jego pożegnanie. Żadnych animozji, zgrzytów, wszystko działało jak w zegarku.
Pogrzeb był piękny, ks. Isakowicz-Zaleski spoczął w Radwanowicach. Wcześniej jednak w mediach wybrzmiała krytyka jego przełożonych, za, mówiąc oględnie, brak autentycznej, ojcowskiej troski. Mimo doświadczania za życia wielu przykrości od „swoich”, ks. Tadeusz był wierny Kościołowi. Dawał świadectwo głębokiej wiary i ofiarnej miłości. Umiał walczyć o prawdę, umiał też przebaczać. Jak sobie radził z poczuciem niezrozumienia?
– Czuł się odpowiedzialny: za podopiecznych, za tych, którzy powierzyli mu swoje sprawy. To było kluczowe. W pewnym momencie stał się rzecznikiem ofiar przestępstw seksualnych: osób, które zostały wykorzystane przez duchownych. Mówił wtedy, że w Kościele wszystko jest postawione na głowie: biskupi martwią się o krzywdzicieli, a skrzywdzeni muszą czekać; dlaczego biskup nie pojedzie do nich, nie porozmawia, nie zaoferuje pomocy? W tych i podobnych sprawach był pryncypialny: najpierw ofiary, potem reszta. Denerwował się, kiedy słyszał mętne, pokrętne tłumaczenia; nie znosił takiego kluczenia. Uważał, że o takich sprawach trzeba mówić jasno, bez relatywizowania.
O jakim Kościele marzył?
– Myślę, że marzył o Kościele, w którego centrum są ludzie potrzebujący, zranieni, niepełnosprawni. W centrum, a nie na obrzeżach. Kiedy w latach 80. ubiegłego wieku organizował jedne z pierwszych w Polsce wspólnot skupionych wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną, powtarzał nam, młodym wolontariuszom, że trzeba chodzić tam, gdzie nikt nie chodzi. Kościół nie powinien się „mościć” w państwie, bo z natury swojej musi być trochę w opozycji: upominać się o tych, o których państwo zapomina lub niedostatecznie się o nich troszczy. Zawsze krytycznie wypowiadał się o sojuszu ołtarza z tronem, niezależnie od tego, która partia była u władzy. Jego Kościół to Kościół Brata Alberta. Czyli Kościół, który jest z ubogimi i który sam nie jest zamożny. Który jest barwny, atrakcyjny przez to, że jest plurali--styczny. Tadeusz był księdzem zarówno obrządku łacińskiego, jak i ormiańskiego. Księdzem, któremu nie zależy na władzy i wpływach, ale na tym, żeby wcielać w życie ideały ewangeliczne.
---
Wojciech Bonowicz
Wiceprzewodniczący Rady Fundacji im. Brata Alberta, założonej przez ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego; poeta, publicysta, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Znakiem”, autor biografii ks. Józefa Tischnera