Logo Przewdonik Katolicki

Synod nadziei, synod niepokojów

Ks. Wojciech Nowicki
fot. Zuzanna Szczerbińska/PK

Być może czas przełamać strach, że dawne formy mogą dziś już nas nie karmić i przez to wymagać zmiany, byle ich źródłem było wciąż niezmienne Objawienie

Po dwóch dniach rekolekcji w środę 2 października papież zainauguruje drugą fazę rzymskiego etapu Synodu o synodalności. W ubiegłym roku Kościół w Polsce reprezentowali trzej biskupi: arcybiskup poznański Stanisław Gądecki i arcybiskup krakowski Marek Jędraszewski, pełniący odpowiednio funkcję przewodniczącego i zastępcy przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, oraz arcybiskup katowicki Adrian Galbas. Niedawno dowiedzieliśmy się, że z tej trójki tym razem nie pojedzie nikt. To ewenement, bo choć zdarzają się sytuacje, gdy część składu podlega wymianie, zdaje się, że nie było przypadku, by zmianie uległ cały skład delegacji. Kolejnym zaskoczeniem może być to, że nie będą to już członkowie prezydium KEP. Do Watykanu pojadą: abp Józef Górzyński, metropolita warmiński, bp Sławomir Oder z Gliwic i bp Jacek Grzybowski z diecezji warszawsko-praskiej. Do zaskoczeń można dodać fakt, że informacja ta długo nie była upubliczniona, a i do czasu zamknięcia tego numeru trudno znaleźć informację, dlaczego właściwie taka zmiana nastąpiła.
O tym, jaki jest harmonogram tegorocznych prac synodalnych w Watykanie, dowiemy się z artykułu Michała Kłosowskiego, który w międzyczasie podąża za papieżem do Belgii. Franciszek przebywał w tym kraju oraz w Luksemburgu od 26 do 29 września.
Wracając jednak do synodu. Punktem wyjścia dla prac jest jak zwykle tzw. dokument roboczy – Instrumentum laboris. To ciekawa lektura, nie tylko dla tych, którzy sprawami synodu żyją. Dokument nie tylko zbiera dotychczasowe rezultaty synodalnych dyskusji, ale podaje je w formie, która przybiera charakter małego traktatu eklezjologicznego. Inaczej mówiąc: tekst opowiada o tym, jak Kościół rozumie samego siebie (albo właściwie samą siebie, bo w greckim oryginale i łacińskim odpowiedniku ecclesia jest rodzaju żeńskiego, i to w kontekście tej refleksji nie jest bez znaczenia). Dokument zaczyna od fundamentów i buduje narrację wokół Kościoła rozumianego jako Lud Boży, prowadząc nas w głąb do zrozumienia, co właściwie znaczy, że jesteśmy braćmi i siostrami w Chrystusie. To ujęcie jest wyraźnym odniesieniem do soborowej konstytucji Lumen gentium i rozwinięciem tej koncpecji. Jest też mowa o różnorodności, ale punktem wyjścia jest różnica i zarazem jedność w godności mężczyzny i kobiety. Dalej dokument ukierunkowuje już ojców i matki synodalne na temat roli kobiet.
Co ciekawe, dokument wyciąga temat ewentualnych święceń diakonatu (nie ma w ogóle mowy o święceniach prezbiteratu) dla kobiet, przenosząc go do specjalnej komisji pracującej niezależnie od prac synodu. Wyraźnie jednak podkreśla konieczność dopuszczenia kobiet do udziału w gremiach kierowniczych i decyzyjnych.
W kilku miejscach dokument mówi o próbie nowego spojrzenia, ale bez ducha rewolucyjnego. Jakby autorzy chcieli podkreślić, że tu nie chodzi o tworzenie czegoś nowego, ale – chyba nie sposób nie wrócić do myśli Jana XXIII – o ukazanie niezmiennych prawd w nowym blasku. Być może czas przełamać strach, że dawne formy mogą dziś już nas nie karmić i przez to wymagać zmiany, byle ich źródłem było wciąż niezmienne Objawienie. I pewnie czas, by umieć także spojrzeć krytycznie na zewnętrzne szaty, w które Kościół na przestrzeni wieków się ubierał – przyjęte struktury, formy organizacyjne, sposoby podejmowania decyzji. To wszystko może podlegać zmianie, łącznie z językiem, nie tracąc przy tym zasadniczego celu, jaki Jezus pozostawił swemu Kościołowi: by był sakramentem zbawienia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki