Logo Przewdonik Katolicki

Z szacunkiem, ale bez przywiązania

ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny
fot. Piotr Łysakowski

Nie ma się co oburzać na to, że pewne nabożeństwa czy modlitwy znikają z Kościoła, bo pojawiają się przecież nowe.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej zwyczajowo nazywamy po prostu Bożym Ciałem. Ma to swoje historyczne uzasadnienie. Zanim zreformowano kalendarz liturgiczny po Soborze Watykańskim II, była osobna uroczystość Ciała Chrystusa i osobna Krwi Chrystusa. Tę drugą obchodzono w pierwszą niedzielę lipca. Przez to cały lipiec poświęcony był w pobożności ludowej Krwi Pańskiej, tak jak czerwiec Sercu Jezusa, a maj – Maryi.
Łącząc więc w jedną uroczystość cześć oddawaną Ciału i Krwi Chrystusa, siłą rzeczy osłabiono lipcowy kult Krwi. Co ciekawe, przetrwał, przynajmniej w Polsce, zwyczaj procesji eucharystycznych wokół kościołów przez kolejnych osiem dni po Bożym Ciele, a na zakończenie często ponawia się procesję do czterech ołtarzy. To zaszłość ze zniesionej po reformie liturgicznej oktawie Bożego Ciała.
Intuicja reformatorów wydaje mi się słuszna. Dlaczego rozdzielać od siebie Ciało i Krew Chrystusa? Wszak przez trzynaście wieków wierni przyjmowali komunię pod obiema postaciami. Pisze o tym Elżbieta Wiater. Już teraz mogę zapowiedzieć, że w lipcu, nawiązując do wspomnianej tradycji, przybliży nam w minicyklu artykułów sens kultu Krwi Pańskiej, zwłaszcza dzisiaj.
Przenikanie się tego, co dawne, i tego, co nowe, jest dla mnie nie tylko ciekawe poznawczo, ale wydaje się też słuszną drogą rozwoju. Uczonych w Prawie, którzy decydowali się zostać uczniami Chrystusa, Jezus porównuje do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare. Do znajomości Starego Testamentu dodaje więc poznanie rzeczy nowych – Ewangelii, Jej świeżość.
Są formy, które trwają niezmiennie, i te, które się zmieniają. Sprawujemy niezmiennie kult Boga. Nie zmienia się istota tego kultu, zmienia się jednak sposób jego sprawowania. W tym sensie nie ma się co oburzać na to, że pewne nabożeństwa czy modlitwy znikają z Kościoła, bo pojawiają się przecież nowe. Kiedy „wchodziła” do modlitwy Kościoła Koronka do Bożego Miłosierdzia, obawiano się, że kult Miłosierdzia przez swe podobieństwo do kultu Serca Jezusa zupełnie wyprze ten drugi. Dziś wiemy, że nie tylko tak się nie stało, ale obie formy modlitwy ze sobą współegzystują, wzajemnie się uzupełniają.
Wciąż przy wielu kapliczkach rozsianych po całej Polsce gromadzą się ludzie, by śpiewać pieśni maryjne. Co nie mniej ważne, ta wspólna modlitwa jest też okazją do spędzenia czasu, rozmowy, spotkania. I to właśnie te majówki poza budynkiem kościoła są często najbardziej wspólnototwórcze. Nie potrzeba tu księdza, wszystko mogą zorganizować świeccy. Co nie znaczy, że ksiądz nie jest tam mile widziany. Jest, może również przyjść, bo jest częścią wspólnoty; a jak przyjdzie, będzie mógł udzielić błogosławieństwa. 
Czasem słyszy się głos rozżalenia, że nie ma na tych nabożeństwach młodych. Być może na tych, tak zwanych tradycyjnych, ich nie ma, ale są na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej albo idą do Santiago de Compostela. To nie jest tak, że ich nie ma. Oni szukają swojej drogi duchowej, czasem jej nie odnajdują, bo my za bardzo jesteśmy przywiązani do znanych form.
Głos żalu daje się słyszeć także w kontekście procesji. Że z roku na rok coraz mniej ludzi idzie ulicami miast i wsi za Jezusem obecnym w Eucharystii. A jednak, mamy w Poznaniu akademicką procesję Bożego Ciała, podobną, choć w nieco innej formie, albo – nie lubię tego słowa, ale niech będzie – „oprawie”. Są tam tłumy młodych ludzi, którzy chcą iść (i nie tylko chcą, oni idą!) za Chrystusem.
Chyba brakuje nam czasem namysłu nad tym, co robimy. Czasem po prostu działamy według określonego, powtarzalnego schematu. Przechodzimy w cyklu roku liturgicznego przez te wszystkie znane nabożeństwa, organizujemy te same wydarzenia. Ale czy pytamy, czy odpowiada to dzisiejszej potrzebie człowieka? Czy uwzględnia jego styl życia? Inny przecież jest tryb życia w mieście, inny na wsi. Inaczej myśli i czuje człowiek młody, inaczej stary. Inaczej przeżywa duchowość student, inaczej ojciec, inaczej emeryt. Czy nasza propozycja duszpasterska daje też odpowiedź na pytania, które ludzie stawiają? Ojciec Jan Góra, dominikanin, twórca Lednicy, mawiał, że odpowiadamy na pytania, których ludzie nie zadają, a nie odpowiadamy na te, które stawiają.
My w tym numerze próbujemy odmalować portret współczesnej młodzieży. Przede wszystkim, żeby ją poznać i zrozumieć. Przyglądamy się, analizujemy, szukamy. 
Szanujemy to, co było, będąc otwartym na to, co nowe i nieznane. Ale przede wszystkim jesteśmy pewni, że w naszych poszukiwaniach zawsze obecny jest z nami Pan. O tym zresztą przypominają wszystkie obchodzone w Kościele święta i uroczystości.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki