Logo Przewdonik Katolicki

Rzeczpospolita języka śląskiego

Jacek Borkowicz
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Czy uznanie narodowości śląskiej i śląskiego języka wzmogłoby antypolski separatyzm? Niekoniecznie, a nawet – raczej nie

Sejm zagłosował za uznaniem mowy śląskiej za język regionalny. W momencie ukazania się tego felietonu projekt stosownej ustawy będzie już po głosowaniu w senacie. Jeżeli przejdzie – na co są duże szanse – może jednak zostać zawetowany przez prezydenta.
Gdyby stał się prawem, język śląski jako drugi, po języku kaszubskim, cieszyłby się w Polsce uprawnieniami języka regionalnego. Mógłby być uczony w szkołach, w miejscowościach, gdzie jest używany, stanęłyby dwujęzyczne tablice drogowe. Co istotne, jako potwierdzona oficjalnie mowa ojczysta części obywateli korzystałby ze wsparcia instytucji państwowych.
Dobrze to czy źle? Pytam w ten sposób, ponieważ sprawa budzi spore emocje, i to bynajmniej nie tylko na Śląsku. Co więcej, wpisana jest w fatalny spór PiS-PO, „polskich Tutsi i Hutu” – jak trafnie określił jeden z publicystów. Przeciwnicy uznania mowy śląskiej za język to przeważnie elektorat pierwszej z wymienionych partii. Obawiają się oni, że głos za językiem śląskim jest „ukrytą opcją niemiecką”, która Polskę osłabi, promując niebezpieczny separatyzm. Efektownym wyrazicielem tego poglądu stał się ostatnio także poseł Konfederacji Roman Fritz, który z sejmowej trybuny czystą ślonskom godkom przekonywał słuchaczy, że dialekt śląski nie istnieje jako język, gdyż jest tylko prastarą, zakonserwowaną jak owad w bursztynie wersją polszczyzny. Jest w tym stwierdzeniu sporo racji, co jednak wcale nie przeszkadza uznaniu śląskiego za odrębny język. Spróbujmy porozmawiać o tym spokojnie.
Już w podstawówce przyzwyczajono nas do szufladkowania wszystkiego, także w kwestii lingwistycznej. Wiadomo, są języki polski, niemiecki, fiński itd. Ale co to znaczy „są”? Zawsze były? I kto postawił im ten stempelek oficjalności? Otóż ludzka mowa, jak wszystko, co ludzkie, jest zjawiskiem dynamicznym: rodzi się, rozwija lub degeneruje, a nawet z czasem wymiera. Dlatego o tym, która z nich może nosić dumne miano języka, która zaś pozostaje tylko jego częścią, czyli dialektem lub gwarą, nie decydują sztywne reguły gramatyki ani też podręcznik. Wyznaczniki, zupełnie inne, są dwa. Po pierwsze, liczy się fakt, czy dana mowa wyraża, czy też nie, odrębną świadomość narodową lub regionalną. A jeśli wyraża – czy generuje własną, wysoką literaturę. Wysoką, czyli traktującą nie tylko o kolorowych wycinankach lub wzbudzającą śmichy-cichy, ale też prowokującą do rozważań na tematy uniwersalne.
Pierwszy warunek mowa śląska wypełnia. Drugi – wypełniać zaczyna. Wystarczy wymienić tu chociażby Szczepana Twardocha. Co prawda pisarz ten tworzy głównie w języku polskim, a jego najważniejsze utwory są dopiero na śląski tłumaczone. Ale tak samo było np. z pierwszą generacją pisarzy fińskich, która pisała po szwedzku. A przecież nikt dzisiaj nie kwestionuje istnienia fińskiego języka literackiego, który, notabene, nawet w niepodległej Finlandii egzystuje pokojowo z literackim szwedzkim.
No właśnie… Czy uznanie narodowości śląskiej i śląskiego języka wzmogłoby antypolski separatyzm? Niekoniecznie, a nawet – raczej nie. Mamy przecież precedens narodowości kaszubskiej i kaszubskiego języka. Czy ktoś ostatnio słyszał o żądaniach Kaszubów odłączenia się od Polski? Przeciwnie, kaszubskie nazwy miejscowości, które mijamy, jadąc latem nad morze, dodają tylko barwy naszej polskiej panoramie. A narodowości, powtarzam, są jak ludzie – rodzą się i dorastają. Skoro jesteśmy dumni z tradycji Rzeczypospolitej wielu narodów, pozwólmy na godziwe spisanie metryki chrztu naszego najmłodszego, śląskiego dziecka.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki