Logo Przewdonik Katolicki

Zdrowa pobożność maryjna

ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny
fot. Piotr Łysakowski

Właściwie istotą tej pobożności jest jej prywatne praktykowanie. Prywatne to nie znaczy indywidualne. Może być w rodzinie, w grupie, wspólnocie. Nie stanowi jednak kultu par excellence. Tym jest bowiem liturgia, w centrum której znajduje się Eucharystia, karmiąca nas słowem Boga i Słowem Wcielonym. I oczywiście wznosząca się w Kościele każdego dnia pieśń pochwalna, czyli liturgia godzin.

Pielęgnujcie swoją wrażliwość na pobożność ludową, która jest inna we wszystkich kulturach, ale równocześnie zawsze podobna, bo ostatecznie takie samo jest ludzkie serce. Oczywiście w pobożności ludowej są elementy irracjonalne, czasem może nawet pewna powierzchowność. Jednak odrzucanie jej jest całkowicie błędne. Dzięki niej wiara zagościła w sercach ludzi, przeniknęła do ich uczuć, zwyczajów, wspólnego sposobu odczuwania i życia. Dlatego pobożność ludowa jest wielkim dziedzictwem Kościoła". 
To słowa Benedykta XVI, które napisał w niedługim liście do seminarzystów w 2010 roku. Byłem wtedy adresatem tego listu, mniej więcej w połowie formacji. Pamiętam, że duże wrażenie zrobiło na mnie to, że papież napisał list dedykowany właśnie nam. Specjalnie do nas. Chciał się podzielić swoim doświadczeniem lat seminaryjnych, ale też spojrzeniem na nie z perspektywy wielu lat kapłaństwa i zmian w Kościele i na świecie, jakie od tego czasu nastąpiły. Może dlatego tak dobrze pamiętam poszczególne wątki tego listu, które rozważałem, do których często wracałem.
Dlaczego przywołuję akurat ten fragment? Przede wszystkim dlatego, że – jak usłyszymy z kościelnych ambon i nie tylko – maj jest miesiącem szczególnie poświęconym Maryi, zaproszeni więc będziemy do większego zaangażowania w różne formy pobożności maryjnej. Naturalnie, królować będą nabożeństwa majowe, których centralnym punktem jest Litania do Najświętszej Maryi Panny. Gdzieniegdzie zachował się może wciąż zwyczaj śpiewania maryjnych pieśni i piosenek przy grotach czy figurach Matki Jezusa, których w Polsce nie brakuje. Do tych form należą niewątpliwie i różaniec, i apel jasnogórski. 13 maja jest też pierwsze nabożeństwo fatimskie, w nawiązaniu do pierwszego objawienia się Maryi w 1917 r. Wszystko to, co wymieniłem, choć przybrało formę nabożeństw również wobec Najświętszego Sakramentu, to wciąż jednak pobożność ludowa.
Właściwie istotą tej pobożności jest jej prywatne praktykowanie. Prywatne to nie znaczy indywidualne. Może być w rodzinie, w grupie, wspólnocie. Nie stanowi jednak kultu par excellence. Tym jest bowiem liturgia, w centrum której znajduje się Eucharystia, karmiąca nas słowem Boga i Słowem Wcielonym. I oczywiście wznosząca się w Kościele każdego dnia pieśń pochwalna, czyli liturgia godzin.
Nieżyjący już papież Benedykt kończy wspomniany przeze mnie niewielki podpunkt słowami: „Oczywiście pobożność ludowa musi wciąż być oczyszczana, połączona z centrum, ale zasługuje na naszą miłość, bo sprawia, że my sami stajemy się w całkowicie rzeczywisty sposób «ludem Bożym»”.
Problem, jaki sami wytworzyliśmy w naszych kościołach, polega na tym, że przesunęliśmy punkt ciężkości. Wszelkie formy pobożności ludowej powinny nas prowadzić do liturgii, nie odwrotnie. Obserwuję czasem, jak w trakcie Mszy św. ludzie zaczynają się gromadzić w kościele, bo po niej odbędzie się nabożeństwo. Zastanawiam się, czy jakiekolwiek nabożeństwo powinno być sprawowane po Mszy św., skoro jest ona najdoskonalszym wyrazem modlitwy Kościoła? Czym innym oczywiście jest adoracja Najświętszego Sakramentu, która z natury rzeczy jest przedłużeniem kultu eucharystycznego. Często też różne formy pobożności znajdują większe zainteresowanie wśród wierzących niż Eucharystia. To nie znaczy, że pobożność ludową należy skasować. Nie, w duchu tego, co pisał Benedykt XVI, należy ją oczyszczać, nadać właściwą rangę, tak by połączona z centrum naszej chrześcijańskiej pobożności, z centrum naszego chrześcijańskiego kultu, mogła faktycznie pociągać nas ku Bogu żywemu i prawdziwemu.
Ufam, że zostanę dobrze zrozumiany, ale jeśli pobożność nie prowadzi nas ku temu, ku czemu powinna, trzeba postawić sobie pytanie, czy nie upodabniamy się wtedy do Izraela, który czcił cielca na pustyni? Wydawało mu się, że oddaje cześć Bogu, ale jednak według własnych zasad i skrojonemu na własną miarę. To właśnie dlatego wszelkie modlitwy i nabożeństwa powinny zyskać kościelną aprobatę, by nie ograniczały się jedynie do samozaspokojenia jakiejś grupy modlących się, by nie kierowały się do wewnątrz, ale na zewnątrz, wzwyż, ku Temu, któremu jako jedynemu należy się adoracja. Dlatego o liturgii, która jest oficjalnym kultem Kościoła, możemy powiedzieć, że jest drogą pewną, drogą, do której powinniśmy dojrzewać i którą przede wszystkim powinniśmy iść.
Na majówkę proponujemy więc naszym Czytelnikom niejako numer w numerze, poświęcony pobożności maryjnej. Proponujemy zaczerpnąć najpierw z modlitw i tradycji starożytności chrześcijańskiej, gdzie pamięć o Matce Jezusa była żywa. Przyglądamy się też ikonografii i godzinkom i z nich próbujemy odczytać właściwy charakter czci oddawanej Theotokos – Bożej Rodzicielce. Pytamy też, co Maryja może powiedzieć dzisiejszym kobietom.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki