Logo Przewdonik Katolicki

Procesja eucharystyczna: czy jeszcze do nas przemawia?

ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny
fot. Piotr Łysakowski

Owszem, Jezusowi nie jest to potrzebne, ale jest potrzebne nam. Żebyśmy z tej bliskiej relacji Boga do nas nie uczynili relacji nadto poufałej. Bóg jest nam bliski, ale pozostaje Bogiem.

Procesje z okazji uroczystości Bożego Ciała – i w, choć zniesionej formalnie przez Piusa XII, to wciąż żywej w polskich parafiach, oktawie – są wyrazem pobożności ludowej. W wiekach średnich wyglądały one zupełnie inaczej. Towarzyszył im wesoły śpiew, inscenizacje teatralne, taniec. Była to prawdziwa fiesta. Coś na wzór wielkich procesji, które obserwować możemy jeszcze w Hiszpanii, Włoszech czy na Malcie, gdzie przy okazji odpustów ku czci świętych wędruje się z ich figurami, hucznie celebrując. Towarzyszy temu prawdziwa zabawa. Równolegle do tej tradycyjnej, ludycznej formy procesji miały miejsce te bardziej nobliwe, poważne, wynikające z tradycji kanoników i zakonników. Obie tradycje jakoś się przenikały, dając zapewne w efekcie to, co mamy dzisiaj: procesję uporządkowaną, może nieco pompatyczną, a jednocześnie barwną, pełną folkloru, kolorowych strojów, sztandarów i feretronów. I, nie bójmy się tego jasno powiedzieć, również kiczu.
Można sobie zadać pytanie, czy taka procesja dzisiaj jeszcze przemawia. Święto Bożego Ciała pojawiło się w kalendarzu liturgicznym Kościoła w XIII wieku. Z tych samych wieków średnich wywodzi się procesja. Wacław Oszajca, jezuita, w tekście dla internetowej „Więzi” takie pytanie postawił. Czy postronny obserwator w idącej ulicami procesji dostrzeże to, co najważniejsze? A właściwie Tego, który jest najważniejszy? To pytanie warto sobie postawić, jeśli weźmiemy pod uwagę wysyp memów, wśród których jednym z popularniejszych jest przypisywanie bohaterom obrazu przedstawiającego procesję wśród pól Artois w północnej Francji różnych zdań, które padają podczas procesji. Analogiczne memy powstają przy okazji odwiedzania grobów zmarłych. Wśród prześmiewczych nawiązań do procesji jest pomysł przyznawania dyplomu za udział w dorocznym festiwalu kucania. To powinno nas zastanowić, na ile uczestnicy procesji wiedzą, w czym uczestniczą, a na ile ich uczestnictwo jest jedynie wyrazem kulturowej tradycji przodków bez pogłębienia istoty.
Zacząłem czytać tekst Wacława Oszajcy z zaciekawieniem, ale każdy kolejny akapit był dla mnie coraz trudniejszy do zaakceptowania. „Czy obserwator dostrzeże to, co najważniejsze, czyli chleb?” – pyta jezuita. Pytanie z pozoru trafne, ale jednak nie o chleb tu idzie, a Chleb. Idzie o realną i prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii. Słusznie przytacza wątpliwości księdza greckokatolickiego, który pyta: dlaczego nosicie chleb, który jest pokarmem? Dziwi mnie jednak, że o. Oszajca nie próbuje na to pytanie odpowiedzieć, ale przytacza je po to, by w jakimś sensie z samą procesją polemizować.
Faktem jest, że Jezus pozostawił nam siebie w Najświętszym Sakramencie do spożywania. On jest Chlebem, który zstąpił z nieba. Kto Go spożywa, ma życie wieczne. A jednak, w pobożności katolickiej zrodziła się z czasem również adoracja tego Chleba – adoracja Obecności, Boga-z-nami – Emmanuela. Przecież podniesienia Ciała Pańskiego w czasie Mszy nie było od początku. Ten moment pojawił się, gdy ludzie w czasie konsekracji, słysząc bicie dzwonów, zbiegali się do kościoła, by „popatrzeć” na Boga. Najpierw podniesienie, a potem wyjęcie tego momentu poza obrzędy Mszy – tak zrodziła się adoracja Chrystusa wystawionego w Najświętszym Sakramencie w monstrancji. Czy z tego też należałoby zrezygnować, skoro Chleb jest do jedzenia, a nie do patrzenia? Czy można zanegować owoce wielowiekowej tradycji wpatrywania się i adorowania Tego, który jest Miłością? Czy powstające dziś w tak dużej liczbie kaplice adoracji nie są znakiem czasu?
Być może procesja eucharystyczna, maryjna czy jakakolwiek inna nie przemawia dzisiaj do postronnych obserwatorów. A co z tymi, którzy w niej uczestniczą? Czy należy im ją odebrać, zmienić? A może im nie przeszkadza, że Hostię niesiemy w złotej monstrancji, pod baldachimem, okadzamy, dzwonimy, sypiemy kwiaty? Owszem, Jezusowi nie jest to potrzebne, ale jest potrzebne nam. Żebyśmy z tej bliskiej relacji Boga do nas nie uczynili relacji nadto poufałej. Bóg jest nam bliski, ale pozostaje Bogiem.
Być może trzeba sobie postawić pytanie, dla kogo jest ta procesja. Czy dla tych, którzy siedzieli w ogródkach piwnych albo restauracjach i przyglądali się idącym za Najświętszym Sakramentem ludziom, widząc w tym lokalny folklor, atrakcję, niezrozumiałą, wyjętą z dawnych czasów obrzędowość? Czy dla tych, którzy w procesji poszli, dla których był to znak, że wierzą w obecność Chrystusa pośród ich codzienności i że chcą, by Chrystus był obecny wszędzie tam, gdzie Oni są? By błogosławił tym miejscom. Że wiara nie jest dla nich skansenem, zamkniętym w czterech ścianach kościoła, ale czymś żywym, co przenika ich codzienność, obecną na ulicach, którymi codziennie podążają do swych obowiązków? Czy dla tych pierwszych nie ma w Kościele innych form ewangelizacji, żeby wspomnieć chociażby katechezy uliczne wspólnot neokatechumenalnych czy ewangelizację miast, jak choćby poznańska Misja Talitha Kum?
Jesteśmy mistrzami w krytykowaniu tego, co jest, rzadko dając propozycję czegoś w zamian. Choć, trzeba uczciwie przyznać, że o. Oszajca propozycję daje. By pójść w procesji z bochenkiem chleba. Zastanawiam się jednak: po co? Po co mielibyśmy organizować procesję ze zwykłym chlebem? Zresztą, taka procesja już jest. W Eucharystii, gdy chleb przynosimy w procesji z darami, by chlebem przestał być, a stał się innym pokarmem. Czy obnoszenie zwykłego chleba ulicami miast nie byłoby bałwochwalstwem? Wszak Tomasz z Akwinu, rozważając, kiedy dokonuje się przeistoczenie, mówi, że nawet jeśli nie potrafimy wskazać wyraźnie momentu, w którym chleb staje się Ciałem Chrystusa, z całą pewnością możemy powiedzieć, że jest Nim wówczas, gdy ksiądz przyklęka. Bo przecież przed chlebem się nie przyklęka, ale przed Chlebem – Ciałem Chrystusa – owszem. Adorujemy więc nie zwykły chleb, a zupełnie inny Chleb, którego skutki działania są zgoła inne.
Po soborze watykańskim II na Zachodzie pojawiła się silna tendencja do rugowania pobożności ludowej, w tym do procesji z Najświętszym Sakramentem. Faktem jest, że wiele w tej pobożności bywało nadużyć, że często wymagały one oczyszczenia tak, by były zgodne z Objawieniem, które przynosi nam Pismo Święte i Tradycja. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment listu Benedykta XVI do kleryków z 2010 roku. Pisał w nim m.in.: „Pielęgnujcie swoją wrażliwość na pobożność ludową, która jest inna we wszystkich kulturach, ale równocześnie zawsze podobna, bo ostatecznie takie samo jest ludzkie serce. Oczywiście w pobożności ludowej są elementy irracjonalne, czasem może nawet pewna powierzchowność. Jednak odrzucanie jej jest całkowicie błędne. Dzięki niej wiara zagościła w sercach ludzi, przeniknęła do ich uczuć, zwyczajów, wspólnego sposobu odczuwania i życia. Dlatego pobożność ludowa jest wielkim dziedzictwem Kościoła. Wiara stała się ciałem i krwią. Oczywiście pobożność ludowa musi wciąż być oczyszczana, połączona z centrum, ale zasługuje na naszą miłość, bo sprawia, że my sami stajemy się w całkowicie rzeczywisty sposób «ludem Bożym»”.
Mam świadomość, że dla niektórych papież Benedykt jest ucieleśnieniem minionej epoki, jeśli idzie o modę liturgiczną. Wszak Wacław Oszajca przywołuje słowa Franciszka, krytykującego noszenie koronek, jakby w jednym zestawiając to z folklorem procesji eucharystycznych. Niech zatem na koniec przemówi Franciszek, tak inny w stylu liturgicznym od swego poprzednika, który również na Sycylii powiedział następujące słowa: „Pobożność ludowa jest wielkim bogactwem i musimy jej strzec, towarzyszyć jej, aby nie została utracona. Ponadto należy ją wychowywać. Paweł VI mówił na temat pobożności ludowej: oczyśćcie ją od wszelkich zabobonnych gestów, ale zachowajcie to, co jest w niej istotne”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki