Uczniów, którzy zawrócili z drogi do Emaus, przepełniała wielka radość. Postanowili natychmiast podzielić się nią z tymi, którzy pozostali w jerozolimskim Wieczerniku. Była to niebywała, zdumiewająca nowina: Pan żyje, a oni Go spotkali. Relacjonując te wydarzenia, wciąż nie dowierzali, że zbawienie dokonało się na ich oczach, że byli świadkami spełnienia obietnic Boga, które zmieniły dzieje świata. Ktoś mógłby powiedzieć, że uczniowie Jezusa byli uprzywilejowani: mogli Go dotknąć, rozmawiać z Nim, na własne oczy zobaczyć, jak spożywa pieczoną rybę. Po chwilowym zamieszaniu, a nawet lęku, zrozumieli, że zmartwychwstał, bo naprawdę Go widzieli.
Z perspektywy wieków i naszych doświadczeń dziwić jednak może fakt, że apostołowie zachowywali się, jakby byli nieprzygotowani. Jakby zmartwychwstanie Jezusa było dla nich absolutnym zaskoczeniem. Jakby dotknęła ich amnezja i nie pamiętali nie tylko biblijnych zapowiedzi i proroctw o przyjściu Mesjasza, ale przede wszystkim nauk samego Zbawiciela, który przez trzy lata przygotowywał ich do tego, że będą świadkami zbawczych wydarzeń. Przedziwna jest ludzka natura. Trudności z uwierzeniem Zmartwychwstałemu mieli nie tylko ci, którzy nie widzieli, ale także najbliżsi, ci, którzy widzieli i słyszeli.
Pan jednak ma odpowiedź na nasz sceptycyzm i nie przestaje wychodzić do nas, zmartwychwstały i żywy, i tak jak uczniom w Wieczerniku, pokazuje nam swoje rany, spożywa z nami posiłek, wyjaśnia Pisma. Przychodzi do nas, by umocnić i pokazać, że słowo Boga nie jest pustą obietnicą, ale przymierzem miłości. Mimo to wciąż zadajemy sobie pytanie, czego potrzebujemy, by uwierzyć Zmartwychwstałemu? Co musi się stać, by i nas przepełnił entuzjazm i zachwyt pierwszych uczniów Pana, byśmy wołali całemu światu: oto nasz Bóg żyje i jest obecny pośród nas?
We wszystkich kościołach świata dotykamy Chrystusa w Jego słowie i Chlebie, gromadzimy się wokół Niego na uczcie przy jednym stole, spotykamy Go na modlitwie, odkrywamy we wspólnocie Jego żywą obecność i dzielimy się darem Jego pokoju. Tu doświadczamy, że zmartwychwstanie nie jest wspominaniem przeszłości, ale rzeczywistością, która wciąż trwa. Spotykamy Mistrza na naszych drogach do Emaus i dajemy Mu się zaskakiwać w różnych sytuacjach życia.
Zmartwychwstałego Pana spotykamy we wspólnocie. Ktoś przynosi radość jak uczniowie z Emaus, ktoś inny powątpiewa, jak Tomasz, ktoś jeszcze zmaga się z różnymi niepokojami i trudnościami. Kiedy jednak między nami, jak między uczniami w Wieczerniku, staje Jezus i pokazuje swoje rany, wszystkie te emocje, chwile uniesień i kryzysów, nasze ludzkie biedy i niedostatki, wzruszenia codzienności, stają się częścią wspólnoty. Już nie jesteśmy z nimi sami. Rozpoznajemy Pana w zdumieniu i zachwycie, w dobrych chwilach i momentach szczęścia, ale także w ranach naszych i naszych bliźnich, we wszystkim tym, co bolesne, co jest historią zła i krzywdy. On sam te trudne historie przemienia. Wraz z Nim, mimo wszystkich ran, zmartwychwstajemy do życia i nadziei.
Jesteśmy chrześcijanami, uczniami Jezusa, świadkami zmartwychwstania. Nie jesteśmy teoretykami religii, ale ludźmi, którzy spotkali Pana. Wiara nie jest abstrakcją, ale żywą obecnością, osobistą relacją z Bogiem i drugim człowiekiem. „Wy jesteście świadkami tego!” – tymi słowami kończy się dzisiejsza Ewangelia. Spotkanie Jezusa nie jest prywatną historią. Świadek żyje po to, by opowiadać, by własnym życiem zaświadczać o tym, że Pan żyje i działa – w nim samym, we wspólnocie, w świecie.