Czekałem na książkę abp. Georga Gänsweina, ale już mi przeszło. Sekretarz Benedykta XVI, następnie zaś papieża seniora, niewątpliwie wykazał się inicjatywą w autopromocji, jeszcze przed publikacją książki przekazując prasie pewne jej fragmenty, głównie te, w których w roli bohatera obsadził samego siebie. Media ochoczo podchwyciły np. skargi abp. Gänsweina, który poczuł się skrzywdzony decyzją papieża Franciszka, który w 2020 r. pozbawił go funkcji prefekta domu papieskiego. No, ale, zdaje się, nie o abp. Gänsweinie miała to być książka.
Drugie, znacznie poważniejsze moje zastrzeżenie wynika z faktu, że autor wyraźnie gra na podział pomiędzy papieżem seniorem a Franciszkiem, starając się uwypuklać różnice, jakie, jego zdaniem, zachodziły w ich myśleniu o tradycji i magisterium Kościoła. Chodzi m.in. o dokument Tradtionis custodes z 2021, który mocno ogranicza sprawowanie w Kościele liturgii w rycie rzymskim sprzed reform Pawła VI.
Wieść o tym, że człowiek tak bliski Josephowi Ratzingerowi przygotowuje publikację o latach spędzonych u jego boku, mocno mnie zaintrygowała. Bo przecież Joseph Ratzinger to nie tylko teolog, kardynał, papież; to jeden z najmądrzejszych ludzi XX i XXI wieku. Liczyłem na opowieść o tym niezwykłym człowieku i o tym, jak u kresu życia „destyluje” on swoją wiedzę i refleksje o Kościele i świecie. Oczekiwałem opowieści o duchowych i intelektualnych przygodach wybitnego teologa; o przeżywaniu przezeń starości i choroby; o myślach towarzyszących mu w perspektywie przeprawy na „drugi brzeg”. Miałem nadzieję, że ktoś, kto przez dwadzieścia lat był przy Benedykcie od świtu do nocy, skupi się na pogłębieniu jego wizerunku. Ze wstępnych opisów książki wynika, że zawiera ona także i takie wątki. A jednak autor zdecydował się zwabić uwagę mediów kwestiami drugorzędnymi, np. dając wyraz osobistej, nieskrywanej niechęci do postaci następcy Benedykta.
Chcąc nie chcąc, swoją książką znany w świecie arcybiskup wsparł i tak już mocny w Kościele nurt przeciwstawiający prawdziwego papieża Benedykta jego „uzurpatorskiemu” następcy. Jak wiemy, także w Polsce takie tezy stawia się śmiało i to niemal od początku obecnego pontyfikatu. Można mieć wątpliwości czy wspieranie takiego typu myślenia, tym bardziej w tak burzliwych – dla Kościoła i świata – czasach, jest odpowiedzialne, roztropne i sprawiedliwe.
Bycie sekretarzem papieża to wielki przywilej, ale i szczególna odpowiedzialność. Dlatego chciałbym wierzyć, że we wspomnieniach zatytułowanych Tylko prawda. Moje życie u boku Benedykta XVI najważniejszy jest jednak Benedykt. Tak, jak w Świadectwie kard. Dziwisza główną postacią był Jan Paweł II, a w książce rozmów z abp. Capovillą U boku dobrego papieża w centrum stał Jan XXIII. Powracając do lat spędzonych w Watykanie ks. Capovilla tak przedstawiał swoją rolę: „wykonawca powinności wynikających z litości, miłości, uprzejmości, obecności – jednym słowem: anonim, który modli się i cierpi ze swoim Dominus et Pater, łamie z nim chleb, słucha, rozważa, milczy”. No właśnie.