Termin „geniusz kobiety” autorstwa Jana Pawła II ma wiele różnych interpretacji, a jego zakres bardziej zależy od poglądów tego, kto go interpretuje, niż od badań naukowych czy też nauczania Kościoła. Używa go również papież Franciszek. Czym jest „geniusz” według Księdza Kardynała? I po co powstał?
– Wypada zacząć od tego, że nie było tego terminu przed Janem Pawłem II – on go wymyślił. A ja mam szczególny tytuł, by o tym mówić również dlatego, że pierwszy raz użył go w Łodzi – w 1987 r.
na spotkaniu z włókniarkami z Łódzkich Zakładów Przemysłu Bawełnianego „Uniontex”.
Trwała trzecia pielgrzymka do Polski.
– Terminu użył w przemówieniu trzy razy. Dopiero rok później trafił on do listu apostolskiego Mulieris dignitatem (O godności i powołaniu kobiety), potem – do innych dokumentów papieża. Wydarzenie z Łodzi jest ważne choćby z historycznego punktu widzenia, ale też pokazuje kontekst, w jakim określenie powstało.
Jest to o tyle ciekawe, że spotkanie papieża „z kobietą” odbyło się w potężnej fabryce włókienniczej, a on był tym bardzo poruszony. Mówił, że wiele razy był w różnych zakładach pracy, gdyż tam, dokąd jedzie, spotyka się z robotnikami. Ale pierwszy raz doświadcza sytuacji, w której absolutną większość pracowników fabryki stanowią kobiety. Między innymi z tego powodu nie mógł mówić – choćby chciał – że kobieta to tylko dom, kuchnia, gospodarstwo domowe itd. Rozmawiał z ludźmi bardzo ciężkiej, strasznej wręcz pracy. Nie była ona jednak przecież przymusowa, lecz w jakiejś mierze wybrana; więc papież musiał postawić sobie pytanie o sens i wartość pracy zawodowej kobiet i jej odniesienie do tworzonych przez nie środowisk domowych. Mówił więc o tym, że kobiety powinny być wszędzie – w świecie polityki, w rozmaitych kręgach społecznych, kręgach pracy, we wszystkich możliwych środowiskach. Zarazem zastanawiał się głośno nad tym, co jest „geniuszem kobiet”, to znaczy pewnym szczególnym atutem, który one prezentują. Słowo „geniusz” oznacza, że ktoś jest w czymś znacznie lepszy niż inni. To są jego szczególne kwalifikacje, unikatowe. Ma coś, czego reszta nie ma. Przy założeniu, że kobieta i mężczyzna są równi, mają równą godność, pozycję, prawa, szacunek, możliwości, to, kto prezentuje jaki geniusz – czyli w czym jest naprawdę wyjątkowy i wyjątkowy jest jego wkład – zależy od różnicy płci.
Co jeszcze mówił papież?
– W łódzkim przemówieniu były dwa wymiary. Wprost mówił o macierzyństwie. Druga rzecz to wychowanie. Mówił o kobiecie jako wychowawczyni. Mężczyzna też oczywiście ma być wychowawcą dzieci, ale nigdy nie będzie w tym tak dobry jak kobieta. Ponieważ ona jest nastawiona na wartości humanistyczne, na człowieka, co papież wyjaśnia w Mulieris dignitatem.
A na co nastawiony jest mężczyzna?
– Ufam, że również na wartości humanistyczne, ale najwyraźniej nie w takiej mierze jak kobieta (albo łatwiej o tym zapomina). Związek geniuszu kobiety z personalizmem, z człowiekiem i relacjami, przewija się przez cały ten dokument.
Wracając do tekstu z Łodzi – dobrze jest, kiedy kobieta jest wszędzie, natomiast w tym właśnie obszarze jest genialna.
List apostolski powstał z okazji Roku Maryjnego, ale byłby inny, gdyby nie włókniarki…
– W Mulieris dignitatem Jan Paweł II nie pyta o geniusz kobiety. To określenie pojawia się na samo zakończenie. Pisze natomiast przede wszystkim o godności kobiety. Jej źródłem jest po prostu fakt, że kobieta jest człowiekiem. To, że jest człowiekiem, oznacza, że jest odniesiona do Boga. Największa godność i kobiety, i mężczyzny polega na tym, że człowiek jest zdolny wchodzić w relację z Panem Bogiem. Tym bardziej, iż jest stworzony na Jego obraz i podobieństwo, a Bóg jest komunią Trzech Osób. Ale im dalej biegnie narracja Listu, tym bardziej papież pokazuje, że kobiecie owa relacja z Bogiem wychodzi jednak trochę lepiej niż mężczyźnie. I dlatego stawia Maryję jako wzór człowieka. Mówi o Niej jako kobiecie spełnionej, w przeciwieństwie do Ewy. Problemem Ewy jest to, że zakwestionowała swoją relację z Bogiem, odrzuciła ją, dlatego pozostaje niespełniona. Maryja natomiast do tego stopnia jest wzorcem wchodzenia w relację, że cały Kościół myśli o sobie jako o kobiecie. Najistotniejsze postawy człowieka wierzącego najpierw wykrystalizowały się w kobiecie, a nie w mężczyźnie. W kwestii odniesienia do Boga.
Tak czytam Mulieris dignitatem. Nasza godność polega ostatecznie na zdolności do miłości. Ta polega według papieża na byciu bezinteresownym darem z siebie dla drugiego.
Ks. Franciszek Blachnicki mówił: „Potrzebujemy Maryi, aby od Niej uczyć się tego, czego nie możemy się nauczyć od Chrystusa, czyli relacji do Niego samego. W tym sensie Maryja jest wzorem nie tylko dla kobiet, ale dla wszystkich wierzących, czyli dla tych, których tożsamość jest określona przez relację do Chrystusa”. Chrystus jest i człowiekiem, i Bogiem. Maryja, Miriam, jest jedynym człowiekiem we wzorcowej, intymnej relacji z Bogiem.
– Blachnicki jest jednym z najbardziej twórczych polskich teologów w obszarze mariologii. Tytułem Maryi, wokół którego buduje swoją refleksję, jest „Matka Kościoła”. Zastanawia się, skąd bierze się macierzyństwo Maryi wobec Kościoła; i odpowiada, iż jest ono owocem Jej oblubieńczej relacji z Panem. Jest Matką, ponieważ jest Oblubienicą. W tym także pozostaje istotnym wzorem dla Kościoła: jeśli Kościół chce być matką (tzn. dawać życie, a nie przekazywać ideologię), musi najpierw pozostawać w autentycznej i żywej relacji z Bogiem. Musi być zakochany – relacja osobowa z Bogiem jest kluczem do jego misji.
Pamiętam rekolekcje, jakie Ksiądz Kardynał wygłosił dla kobiet w katedrze w Łodzi przed tegoroczną uroczystością Zmartwychwstania Pańskiego. Były nietypowe. Wzorcem nie była Matka, lecz Chrystus. Chrystus jest wzorem dla ucznia i uczennicy. Może m.in. dlatego św. Paweł mówił, że „w Chrystusie nie ma kobiety ani mężczyzny”?
– Również Maryja jest wzorem człowieka – i dla kobiety, i dla mężczyzny. Jedno z drugim się nie wyklucza. Mówimy cały czas o różnicy płci, ale tej, która wytwarza komplementarność, uzupełnia się, a nie jest przeciwieństwem. Z tej perspektywy znika zdumienie, że także mężczyzna może się czegoś nauczyć od kobiety. Oczywiście, że może – i chwała Bogu. Biada, jak się nie uczy.
Niestety, w duszpasterstwie słychać zupełnie inny sposób myślenia.
– To są nauki stanowe.
Analiza aktywności z uwzględnieniem płci jest postulatem ruchu gender, nosi nazwę „gender index”. Filtr płci w podejściu do pracy służy zwalczaniu dyskryminacji. Według Kościoła ona i on najpierw są jednak człowiekiem – oboje zdolni do miłości, mają rozum i wolną wolę. Co zrobić, gdy kobieta słyszy na kazaniu – co też da się znaleźć w Mulieris dignitatem – że ma dwa powołania: do bycia matką i do bycia dziewicą?
– Trzeba troszkę poszerzać perspektywę. Stwierdzenie to jest o tyle dla mnie ważne, że ono pokazuje dziewictwo jako drogę miłości. Co ma ogromnie znaczenie, z tym że zarówno w stosunku do kobiet, jak i do mężczyzn. W obiegowym, potocznym myśleniu, wszystkim się wydaje, że droga dziewicza jest drogą rezygnacji z miłości. To jest bzdura. Kiedy dziewictwo/celibat są przeżywane jako rezygnacja z miłości, stają się co najwyżej „staropanieństwem” albo „starokawalerstwem”. W istocie rzeczy to charyzmat i Boże wyposażeniedo miłości.
Mulieris dignitatem trzeba czytać w świetle reszty nauczania Kościoła, poczynając choćby od Humanae vitae Pawła VI. Papież wyraźnie tam mówi, że kobieta i mężczyzna są powołani do małżeństwa – a współżycie małżonków jest przede wszystkim znakiem „wzajemnego oddania osób”. To jest jego pierwszy cel. Na drugim miejscu jest płodność. Pierwsze znaczenie współżycia to oddanie się osób sobie wzajemne. Stanowi ono wyraz miłości wzajemnej, szczególnej bliskości, intymności i jedności. I tego nie wolno przeskoczyć! Bo wtedy faktycznie lądujemy w alternatywie: macierzyństwo a dziewictwo. Najpierw jest miłość, która jest miłością mężczyzny i kobiety, ten wymiar powołania jest niesłychanie istotny.
O tym, skąd w Kościele ogromne uprzedzenia wobec ciała, mówimy w książce Mistrzowie drugiego planu, zwłaszcza w rozdziale „Miłość drugiego planu” o Pieśni nad Pieśniami. Od wieków bezcielesne dziewictwo było wartościowane dużo wyżej niż miłość oblubieńcza.
– Czytając Mulieris dignitatem, miałem w sobie jeszcze drugą refleksję. Papież wyraża tam przekonanie, że dojrzałość człowieka wyraża się w macierzyństwie czy w ojcostwie – na różny sposób przeżywanym. Także w wymiarze duchowym, nie tylko tym naturalnym, fizycznym. I właśnie o tym mówił do włókniarek – kobiety są wychowawczyniami. Pewnie tak jest. Ucieczka od macierzyństwa lub ojcostwa jest ucieczką od odpowiedzialności za drugiego człowieka. Nie mnie oceniać, ale może to być traktowane jako rezygnacja z jakiegoś ważnego wymiaru dojrzałości w życiu.
Kiedy słucham Księdza Kardynała, słyszę namysł nad Biblią, nad sednem chrześcijaństwa i podejście humanistyczne. W zasadzie się z tym zgadzam, nic mi tu jako kobiecie nie zgrzyta lokalnym ideałem matki Polki. W dyskusji o geniuszu kobiety dominuje jednak narracja obronna. Można też usłyszeć absurdalne tezy, jakoby kobieta miała dwie główne potrzeby: piękna i poczucia bezpieczeństwa. Gdyby Maryja szukała poczucia bezpieczeństwa, nigdy nie urodziłaby Jezusa. Co można z tym zrobić?
– Odpowiedzi jest pewnie kilka. Wśród nich jest i ta, że dobrej nowiny o rodzinie dzisiaj trzeba rzeczywiście bronić! Ona jest w epicentrum dzisiejszych sporów antropologicznych. Drugą odpowiedź można wyprowadzać z chrześcijańskiego rozumienia pracy (papież podejmuje ten temat w Mulieris dignitatem): każda praca jest w wykładzie chrześcijańskim ostatecznie ukierunkowana na człowieka. Praca wtedy ma sens, kiedy jest humanistycznie centryczna. Z czego to wynika? Nie ma w świecie nic ważniejszego niż człowiek. To, jak on się pojawia na świecie, jak się rozwija itd. Dlatego na przykład dla rodziny praca jest tak istotna – bo idzie o człowieka, który potrzebuje jak najlepszego środowiska do wzrostu i rozwoju. Są rozmaite patologie i nie wolno dobra rodziny przeciwstawiać dobru konkretnego człowieka. Ale trzeba ją ochraniać i wspierać. Tymczasem problemy i patologie w niektórych rodzinach są dziś podnoszone, by uzasadnić zamianę jej modelu na związki bez zobowiązań. Liczy się to, co jest rodziną „dla mnie”, w moim subiektywnym odczuciu. Płeć nie ma znaczenia, może to być grupa przyjaciół z pracy.
Co można zrobić z dyskursem? Odpowiedź jest dawana w Kościele od dobrych kilkudziesięciu lat, co Duch Święty ewidentnie pokazuje Kościołowi. Jaki jest dziś termin najbardziej istotny w Kościele? Nowa ewangelizacja. Chodzi w nim o wyjście Kościoła do świata. Przeszkadza temu właśnie ciągła postawa obronna. Odzywamy się na jakiś temat dopiero wtedy, kiedy coś zostało zniszczone, zaatakowane, sprofanowane, sponiewierane. To oczywiście bywa czasem potrzebne: dobra apologetyka – byle była robiona po chrześcijańsku, czyli z miłością. Jednak to, co dziś jest naprawdę istotne, to pozytywne wyjście do ludzi, uprzedzające. To, co do nich przemawia, to tak naprawdę Ewangelia, sama w sobie. My mamy niezwykle cenny przekaz, prawdziwy, piękny i właściwy, ale nie głosimy go w sposób pozytywny. Tylko najczęściej w formie obrony czegoś, co zostało zaatakowane. A wtedy ten przekaz ulega redukcji i zniekształceniu. Nie jest prezentowany tak, jak to być powinno.
Do tego dochodzi pytanie, czy bronimy tradycji i konserwatywnego ładu, czy Ewangelii. W kwestii kobiet też się to myli…
– Słuszna uwaga. Pytanie, czy potrafimy odróżnić jedno od drugiego? Od tej obrony o wiele istotniejsze jest teraz wyjście z pozytywnym przekazem. Uprzedzające.
Nie wiem, z czego wynika ten problem. Całe wakacje spędziłem w tym roku z młodymi ludźmi. Nie mam wrażenia, że jeśli przedstawia się im Ewangelię jako pozytywną propozycję, to nie słuchają, nie rozumieją i jej nie chcą! Chcą. To do nich przemawia. Tylko nie w formie obrony z okopów tradycji.
Dr Marcin Kędzierski kiedyś napisał, że nasz Bóg nie jest atrakcyjny. Mnie przymiotnik tu razi, bo Bóg nie sili się na atrakcyjność, ale co do atrakcyjności Kościoła, wzorów życia, małżeństwa, bycia kobietą i mężczyzną – zgoda. Z badań m.in. ks. dr. Remigiusza Szauera wynika, że młode, upodmiotowione kobiety nie odnajdują się w maryjności.
– Na to, jak Maryja rozmawia z Bogiem w scenie zwiastowania, w Starym Testamencie nie odważył się żaden facet (śmiech). To kobieta silna i zdecydowana. Zadaje pytania.
No i czemu tego nie ma w dyskursie katolickim?
– Wydaje mi się, że taki obraz Maryi coraz bardziej się przebija. Jeśli nie, to niedobrze. Na pewno on przychodzi od obecnego Kościoła, Magisterium Ecclesiæ. To jest to, czego uczą papieże – mówiąc o tym wprost. Jakaś miara oporu istnieje gdzieś piętro niżej, dwa piętra niżej… A potem rozmijamy się z ludźmi, bo rzeczywistość zmienia się w bardzo szybkim tempie.
Część Mulieris dignitatem już jest nieaktualna, feminizm nie maskulinizuje kobiet. Ale jak twórczo rozwijać myśl papieża, skoro krytyka uchodzi za obrazę?
– Sam Jan Paweł II dobrze wiedział, kiedy naucza w sposób ostateczny i nieomylny. Wyrażał to przy pomocy właściwych temu formuł (a stosował je niesłychanie rzadko). To, co zawarł w liście Mulieris dignitatem, było nauczaniem zwyczajnym – odpowiednim do czasu, w jakim się znalazł. Uważam, że swój czas czytał genialnie. Przekonują mnie o tym przede wszystkim jego encykliki społeczne, które czytałem na bieżąco. Są one absolutnie genialne. Czy są one dzisiaj do zastosowania? W całości i literalnie: nie. Tak jak żadna encyklika społeczna, zwłaszcza wobec niewyobrażalnego tempa przemian społecznych. Leon XIII (wielki papież) pisał w Rerum novarum, czyli pierwszej społecznej encyklice w dziejach papiestwa, że robotnik nie ma prawa do strajku. Ktoś dziś może się śmiać – co to za nauczanie społeczne. Tylko to był XIX wiek.
Rozwój doktryny w Kościele następuje nie przez jej zmianę tylko przez pogłębienie. Trzeba tylko pytać, jak tamto nauczanie przemawia do dzisiejszego człowieka, jak się ma do współczesnych kontekstów i realiów. Ostatnim, który się z tego powodu obrazi, jest Jan Paweł II.
---
Kard. Grzegorz Ryś
Kardynał nominat, metropolita łódzki, historyk, delegat
na synod w Rzymie