Logo Przewdonik Katolicki

Polityka, powieść, życie

Natalia Budzyńska
Około 3000 autorskich egzemplarzy książek Milana Kundery jest dostępnych w bibliotece w jego rodzinym Brnie. Bibliotekę otwarta 1 kwietnia, w 94. urodziny Kundery | fot. Radek Mica/AFP/East News

Kiedy umiera znany pisarz – szczególnie taki, którego szanowaliśmy i z którym spędziliśmy niejeden wieczór – natychmiast uruchamiają się wspomnienia. Tak też się stało, gdy w letnie przedpołudnie, w środę 12 lipca, przeczytałam, że Milan Kundera nie żyje.

Wprawdzie nie była to pierwsza informacja o jego śmierci, w przeszłości zdarzały się takie obwieszczenia – fałszywe, jak się potem okazywało. Ta okazała się prawdziwa. Stało się to w okresie, kiedy postanowiłam sobie przypomnieć jego powieści. Kiedy człowiek dojrzewa, często nabiera ochoty do tego, żeby zmierzyć się z mitami młodości i sięga po literaturę, którą karmił się w czasach studenckich. Tak właśnie było w tym przypadku.
Moja znajomość Kundery trwała przez jakiś czas, a potem zanikła. Książki gdzieś przepadły, pożyczone komuś, kto ich nie oddał, zakurzone na półkach w mieszkaniu rodziców, albo niezabrane z poprzedniego domu. Dokładnie pamiętam pierwszy egzemplarz, który dostałam z okazji urodzin czy imienin od starszego kolegi, zaangażowanego w niezależne ruchy studenckie. Wydana w drugim obiegu, chyba przez Niezależną Oficynę Wydawniczą NOWA (a może to był Przedświt?), okładkę posiadała umowną, której obwoluta wykonana była z grubszej trochę tektury koloru pomarańczowego z czarnobiałą ilustracją odbitą na ksero. Papier był okropny i druk był okropny: czcionki nierówne, maszynowe, niemal bez światła pomiędzy wersami. Kiedy się ma lat dwadzieścia i żyje w Polsce, w której nie wydawało się pewnych książek, a innych nie można było kupić w księgarni, to coś takiego zupełnie nie przeszkadzało. Nie napisałam tytułu? Była to Nieznośna lekkość bytu. Potem już jego powieści pojawiały się w normalnym obiegu wydawniczym, czytałam więc kolejne, aż zrobiłam sobie wieloletnią przerwę.
Bo też prawdę mówiąc, miałam z nim pewien problem. Z jednej strony ujmowała mnie poetyckość jego języka, jego egzystencjalne, tak trafnie wyrażone lęki, uczuciowe zagubienie i celebracja cierpienia, pełna zdrad miłość, wreszcie czeski żart, który jednocześnie bywał bolesny. Przeszkadzała wszechobecna, jak mi się wtedy wydawało, erotyka i seksistowskie męskie łowy, a wszystko to niemal ocierało się o pornografię i bywało obleśne. A w tle oczywiście polityka, prześladowania, brak wolności, rzeczywistość tak bardzo podobna do polskiej, której mitem żyliśmy. W tym roku postanowiłam zweryfikować swój stosunek do Kundery i jego literatury. Kupiłam kilka książek. Ustawiłam na półce. I zaczęłam od esejów.

Ojczyzna
Eseje zebrane w tomie Spotkanie poświęcone są sztuce i artystom: krótkie, błyskotliwe, osobiste. Kundera pisze więc wprawdzie o muzyce, malarstwie, a przede wszystkim o powieści, ale między wierszami też o sobie. „Jako młody człowiek usiłowałem się odnaleźć w świecie pogrążającym się w otchłani dyktatury, której realny kształt nie został przewidziany, nie był oczekiwany i przez nikogo wyobrażony, zwłaszcza przez tych, którzy pragnęli tego urealnienia i mu przyklaskiwali” – pisze w 2009 r.
Wróćmy więc do tej młodości.
Milan Kundera urodził się w Brnie, 1 kwietnia 1929 r. Jego pierwszą miłością, jak sam pisze w jednym z esejów, które właśnie czytam, była muzyka Janáčka. „Gdyby spytano mnie, czym mój kraj rodzinny wpisał się na trwałe w moje geny estetyczne, odpowiedziałbym bez wahania: muzyką Janáčka”. Słuchał jej od dzieciństwa, każdego dnia, graną przez ojca lub jego uczniów. Ojciec pisarza był bowiem wybitnym pianistą. I on sam też grał na pianinie od małego, a potem, gdy dorósł, studiował muzykologię na uniwersytecie praskim. Ale też literaturę, bo już wiedział, że drugą miłością jest powieść. Na tę miłość nałożyła się polityka. Już w 1950 r. musiał z jej powodu przerwać zaczęte studia, kontynuował je na Wydziale Filmowym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, gdzie też w końcu został wykładowcą literatury.
Z polityką i z życiem rozprawiał się poprzez pisanie. Zaznaczmy, że początkowo dał się nabrać na marksistowską retorykę, był nawet członkiem Czechosłowackiej Partii Komunistycznej, z której w 1950 r. został usunięty, potem po siedmiu latach znowu przyjęty i w 1970 r. znowu usunięty. W tym czasie napisał powieść Żart, satyrę na życie w komunistycznym kraju. To z tej książki pochodzi chętnie powtarzany w kontekście Kundery cytat: „los człowieka często kończy się na długo przed śmiercią”. Radziecka inwazja w 1968 r. była dla niego ciosem. Od tego czasu mówił (i pisał), że jego kraj znajduje się pod radziecką okupacją, i nie miał nadziei na to, że kiedykolwiek się to zmieni. Jego książki trafiły na czarną listę, w tym napisane w 1973 r. Życie jest gdzie indziej – historia życia młodego artysty. Więc ucieka, wyjeżdża, emigruje. We Francji pisze Księgę śmiechu i zapomnienia i w 1984 r. najsłynniejszą swoją powieść Nieznośną lekkość bytu.
To dzięki niej staje się pisarzem znanym na całym świecie. Powieść o czeskich intelektualistach kochających się w okresie praskiej wiosny. Czy to konkretne tło sprawia, że ich wybory i codzienność jest taka skomplikowana i zagubiona? Czy ta moralna szamotanina nie jest uniwersalnym doświadczeniem? Wtedy, gdy ją czytaliśmy – nie, teraz tak. Zawsze gdy los stawia nas i nasze uczucia przed wyborem, musimy wybrać. Są wybory, które nigdy nie będą idealnie dobre. Tło może się zmieniać. Kundera pyta jednak: czy nasze decyzje mają jakikolwiek wpływ na los? Odpowiada tytułem. Nieznośna lekkość bytu przetłumaczona na polski przez Agnieszkę Holland zostaje wydana w Polsce 1985 r., w Czechach dopiero w 2006 r.
Wkroczenie wojsk radzieckich do Pragi (opisane też w tej książce) było dla niego dramatem. Do eseju z lat 80. dopisał po kilku dekadach: „Czyż nie jest bowiem dzisiaj oczywiste, że w międzyczasie Historia uczyniła z rosyjskiej okupacji zwykły epizod, o którym świat już zapomniał? Owszem. A jednak ja i moi przyjaciele przeżywaliśmy ten epizod jako katastrofę, bez żadnej nadziei. I jeśli się zapomni o naszym ówczesnym stanie ducha, nie da się niczego pojąć z tamtych czasów, ani ich znaczenia, ani skutków. Naszej rozpaczy nie budził komunistyczny ustrój. Reżimy przychodzą i mijają. Ale granice między cywilizacjami trwają. Nas połknęła inna cywilizacja”.

Uchodźstwo
Odkąd zamieszkał we Francji, przestał pisać po czesku. Dziwne? Pokątnie odpowiada esejem o Verze Linhartovej, czeskiej pisarce, historyczce sztuki, młodszej od siebie o dziesięć lat, też pochodzącej z Brna. W 1968 r. wyemigrowała do Francji i odtąd pisała już tylko po francusku. Połączył ich więc wspólny los, oboje wybrali nowy język i nawet wtedy, gdy komunizm upadł, nie powrócili do kraju. Esej, który mam na myśli, dotyczy uchodźstwa. Linhartova swoje wygnanie przekształciła w „odejście gdzie indziej”, które jest ze swej definicji „otwarciem na wszelkie możliwości”. Czy jednak powrót (Kundera pisze wręcz „Wielki Powrót”) nie był moralnym obowiązkiem pisarzy? Co im przeszkodziło teraz tworzyć i to w swoim ojczystym języku? Czyżby się wyrzekli swojego kraju? Kundera kwituje te dylematy krótko: „Powtarza się do znudzenia slogany o prawach człowieka i jednocześnie uważa się uporczywie jednostkę za własność narodu”. I znowu odpowiada słowami, tak jakby tłumacząc się ze swoich wyborów: „Pisarz nie jest więźniem jednego języka”. Kundera kolejne powieści pisał w języku francuskim, podobnie jak eseje zebrane w kilku niewielkich tomach. W tomie zatytułowanym Zasłona pisze o swojej drugiej miłości, czyli o powieści, oraz o jej historii, jedynej, jaka według niego przetrwa. A jeśli o powieści, to znaczy o sobie, tym, który pisze i tym, który czyta. Tylko z takich lektur trochę się o nim dowiemy. Był bowiem osobą znaną z tego, że nie zgadza się na żadne wywiady. Żył i pracował właściwie w ukryciu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki