Logo Przewdonik Katolicki

Meczet niezgody

Jacek Borkowicz
Muzułmanie obchodzący swoje najważniejsze święto w Moskwie, 9 lipca 2022 r. | fot. Kirill Kudryavtsev/AFP/East News

Ostry spór podzielił mieszkańców Moskwy. Nie chodzi jednak o wojnę na Ukrainie, lecz o pytanie, czy i gdzie postawić meczet. Pojawił się też, gorący jak zwykle, problem czeczeński.

Spontaniczne masowe mityngi z jednej, otwarte groźby wojny domowej z drugiej strony, apele wysokich hierarchów religijnych oraz ustępliwe wobec naporu wydarzeń oświadczenia władz stolicy – to wszystko dzieje się w mieście, w którym za najmniejszą wzmiankę o wojnie trafia się do więzienia. Reżim Putina, który – jak się wydaje – trzyma pod całkowitą kontrolą umysły moskwian w kwestii ukraińskiej, nie panuje nad przebiegiem wydarzeń w sprawie, jaka w porównaniu z tragedią dziejącą się nad Dnieprem jawi się jako o wiele prostsza. Wiadomo, wszystkiego naraz kontrolować się nie da. Ale też sprawa meczetu w Kosinie pokazuje, jak kruchą jest, za fasadą propagandy, realna struktura rosyjskiej stabilności.

„To prawosławna ziemia”
Bomba wybuchła na początku marca, gdy po Moskwie rozeszły się głuche pogłoski o rozpoczęciu budowy kolejnego meczetu. Ma on stanąć w dzielnicy Kosino, położonej na wschodnich peryferiach stolicy. Kosino to miejsce kolonii domków z ogródkami, pomiędzy które wdziera się wielka architektura blokowisk. Nade wszystko jednak jest to okolica jeszcze lesista, jako że Moskwa od wschodu sąsiaduje z dużym kompleksem leśnym, stanowiącym cząstkę pradawnego boru rosyjskiej Północy.
To nie jest bynajmniej pierwszy stołeczny meczet. W samym centrum miasta wznoszą się minarety Meczetu Piątkowego, który wedle muzułmańskiego porządku pełni funkcje głównej świątyni miasta. Cztery kolejne pobudowano we wschodnich dzielnicach, niezbyt daleko od planowanej obecnie inwestycji. To nagromadzenie na wschodzie bierze się stąd, że na wschodnich peryferiach osiedlają się przybysze z regionów z dużym odsetkiem muzułmanów, przede wszystkim z Tatarstanu i Baszkirii. Trzeba tu dodać, że wszystkie wymienione miejsca islamskiego kultu są budowlami nowymi. Chociaż Moskwa zawsze miała swoją muzułmańską diasporę, większość wyznawców islamu stanowią tutaj nowi przybysze. Co więcej, ich udział w ogólnej populacji stolicy stale wzrasta.
Ten stan rzeczy niepokoi tych spośród moskwian, którzy uważają, że „Białokamienna” (jak w rosyjskiej tradycji określana jest Moskwa) powinna zachować swój charakter wielkiego ośrodka prawosławia. Dlatego też wieść, że planowany meczet miałby pomieścić aż 60 tys. wiernych, podziałała na nich jak płachta na byka. Przed kosińską cerkiewką Matki Bożej Życiodajnego Źródła gromadzić się zaczęły tłumy ludzi z ikonami. „Nie pozwolimy na budowę!” – krzyczeli. „To prawosławna ziemia, a my jesteśmy Rosjanami. Bóg z nami!”.

Zaczęło się od pustelni
Nie zrozumiemy nerwowej reakcji protestujących, jeżeli nie pochylimy się nad historią miejsca akcji. Kosino, do niedawna licha, zagubiona w lasach wioszczyna, jest dla mieszkańców Moskwy ważnym symbolem. Wiąże  się bowiem z legendą, dotyczącą czasów, gdy jeszcze kniaź Jerzy Dołgoruki,
XII-wieczny książę, uważany za założyciela rosyjskiej stolicy, nie postawił był pierwszych fortyfikacji Kremla. Na miejscu Kosina, w głębi puszczy, pobudował sobie pustelnię pierwszy tutejszy chrześcijanin, „otszelnik” (po rosyjsku „pustelnik”) Wukoł. Stąd leśne jezioro, nad którym stanęła jego chatka, nazwano Świętym Jeziorem. Istnieje ono do tej pory, otoczone pierścieniem lasu.
Z biegiem wieków nad Świętym Jeziorem pobudowano kilka cerkwi. W 1717 r. imperator Piotr ofiarował głównej tutejszej świątyni obraz Matki Bożej, przywieziony przez hrabiego Szeremietiewa z włoskiej Modeny. Odtąd miejsce to stało się celem pielgrzymek, nie tylko z Moskwy, ale też i z dalszych okolic. Sława Kosina wzrosła jeszcze bardziej, odkąd w połowie XIX w. – jak głosi pobożna opowieść – nie wyłowiono z jeziora ikony świętego Mikołaja, uznanej za cudowną i umieszczonej w kolejnej świątyni.
Całe to sanktuarium zamknęli i rozpędzili bolszewicy. Cerkwie jakiś czas stały opuszczone, dopóki nie strawił ich czas i ogień.
Dopiero od niedawna miejsce to odradza się jako obiekt chrześcijańskiego kultu. W 2011 r. poświęcono odbudowaną na nowo cerkiewkę Matki Bożej, sąsiadującą z jeziorem. Nieco dalej, w sześć lat później, oddano do użytku dużą cerkiew Świętej Trójcy. Otoczenie Świętego Jeziora uznano za park publicznego wypoczynku, w którym jednak spora część uwagi skoncentrowana jest na sprawach wiary.

Prowokacja?
Meczet, który stał się kością niezgody, stanąć miał nad brzegiem Świętego Jeziora, w bezpośredniej bliskości chrześcijańskiego sanktuarium. Spontaniczny protest wiernych zaskoczył władze miasta, którego mieszkańcy wydawali się skutecznie spacyfikowani po brutalnym zdławieniu antywojennych manifestacji. Sytuacja stała się na tyle poważna, że z końcem marca patriarcha Cyryl uznał za stosowne zaapelować do muftiego Rawila Gajnutdina, zwierzchnika rosyjskich muzułmanów, o zaniechanie inwestycji.
Tutaj jednak w grę włączyli się Czeczeni, którzy również są muzułmanami. 3 kwietnia odezwał się sam Ramzan Kadyrow, zirytowany wyraźnie przesadzoną informacją o rozmiarach planowanej świątyni. „Ludzi, którzy szerzą takie pogłoski, należałoby oddać pod sąd jako informacyjnych dywersantów” – perorował. „A najlepiej odesłać ich na front”. Czeczeński przywódca dał przy tym do zrozumienia, że jego rodacy nie po to przelewają krew na ukraińskim froncie, aby nie pozwalano im się modlić w stołecznym mieście.
Bez zbędnych niedopowiedzeń wyraził się natomiast jeden z jego dowódców. „Kochani Rosjanie, nam, Czeczenom, jest wszystko jedno, z kim walczymy. Jeśli już tak bardzo chcecie, możemy obrócić broń przeciwko wam” – powiedział na nagraniu dostępnym w internecie.
Żarty się skończyły. Dwa dni po wystąpieniu Kadyrowa mer Moskwy Siergiej Sobianin oświadczył, że decyzja o budowie meczetu nad Świętym Jeziorem została anulowana. Zamiast tego powstanie inny meczet, „niewielki”, bo tylko na 2,5 tys. mkw., i to nie nad jeziorem, a w pobliżu stacji metra „Kosino”, czyli półtora kilometra dalej.
Napięcie nieco opadło, ale sporu bynajmniej to nie zakończyło. Pobożni mieszkańcy Moskwy nadal są nieufni. Do tego do awantury przyłączyli się ekolodzy, którzy sprawdzili, iż wszystkie wolne od zabudowy tereny wokół stacji metra porośnięte są lasem, inwestycja zatem będzie musiała nastąpić kosztem wyrębu sosnowego boru.
Nad całym sporem unosi się nadto aura politycznego napięcia. W Moskwie panuje dość powszechne przekonanie, że wiadomość o „meczecie na 60 tysięcy miejsc” była prowokacją obliczoną na dalszą destabilizację istniejącego porządku. Pozycja Putina słabnie, więc w najbliższej przyszłości takie przypadki, jak „afera kosińska”, zapewne nadal będą się mnożyć.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki