Logo Przewdonik Katolicki

Tam i z powrotem

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska

Łk 24, 13–35 Sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi

Uczniowie idący do Emaus byli wyraźnie rozczarowani i zagubieni. Próbowali zrozumieć wydarzenia ostatnich dni, ale bez rezultatu. Nie zrozumieli słów Jezusa, który zapowiadał swoją mękę i śmierć. Musieli po swojemu interpretować Jego nauczanie, a choć Go słuchali, czynili to przez pryzmat swoich nadziei i oczekiwań. Pragnęli, by wyzwolił Izraela, a tymczasem stali się świadkami tragicznego finału Jego misji. Mistrz, w którym pokładali tak wielką nadzieję, zginął na krzyżu, w dodatku Jego ciało zostało najprawdopodobniej wykradzione. Wyszli z Jerozolimy przekonani, że z ich planów i marzeń o szczęśliwej przyszłości nie pozostał najmniejszy ślad.
Trudno im się dziwić. Rozczarowania są doświadczeniem ludzkim i każdy z nas je przeżywa. Snujemy plany na przyszłość, wiążemy nadzieje z konkretnymi ludźmi, wydarzeniami, życiowymi szansami. Patrzymy na świat przez różowe okulary albo – mówiąc ściślej – z perspektywy naszej wrażliwości, pragnień i marzeń. Co jednak się dzieje, gdy nasze plany i oczekiwania nie mogą doczekać się realizacji, bo albo ludzie nam w tym przeszkadzają, albo nie sprzyjają okoliczności, albo okazuje się, że były po prostu nierealne? Co czujemy, gdy stajemy twarzą w twarz z faktami, które zdają się podważać cały nasz dotychczasowy, uporządkowany i bezpieczny świat?
Można uciec, jak uczniowie uciekli z Jerozolimy. Można odejść, powiedzieć: „To już nie jest mój świat, to już nie jest moje życie. Muszę poszukać nowych dróg”. Można odwrócić się od swoich, od ludzi, z którymi dzieliliśmy dotychczas życie, przekonania i wartości. Rozczarowania są bolesne zwłaszcza wtedy, gdy dotyczą osób podziwianych, miejsc, które są nam bliskie, wspólnot, w których czuliśmy się jak w rodzinie. Porzucenie dawnego świata wydaje się wówczas logicznym i najbardziej rozsądnym wyjściem.
Można także rozczarować się Kościołem, a w konsekwencji odwrócić się również od Boga. Tak, człowiek może odejść nawet od Boga. Na szczęście Bóg nie odchodzi od człowieka. Towarzyszy naszej drodze, wysłuchuje cierpliwie słów pełnych żalu, rozumie nasz ból. Zwykle nie rozpoznajemy Go od razu, jak uczniowie nie rozpoznali Jezusa, widząc w Nim jedynie przypadkowego przechodnia. Zwykle poczucie osamotnienia i cierpienie są zbyt silne, by pozwoliły zrozumieć, że nie idziemy sami. Droga do Emaus jest drogą wiary – od ludzkiego rozczarowania do rozpoznania zmartwychwstałego Pana w słowach, gestach, znakach; od ciemności zasnuwających wzrok do serca przemienionego, pałającego żarliwą wiarą i radością spotkania. Ta droga trwa tyle, ile potrzebuje każdy z nas – jedni krócej, inni dłużej, ale zawsze w dyskretnym towarzystwie Wędrowca, któremu możemy szczerze powierzyć nasze lęki i bóle, wyjaśnić powody trudnych decyzji, odnaleźć w Nim cierpliwego słuchacza i powiernika. Nawet jeśli wszyscy nas rozczarują – najbliżsi, Kościół, przyjaciele, autorytety – jednego możemy być pewni: Pan wychodzi naprzeciw naszemu zniechęceniu i znużeniu, by je ukoić.
Dlaczego wędrowcy do Emaus z ludzi przegranych i wątpiących stali się radosnymi świadkami wiary? Skąd w nich wzięła się siła i pewność, że ich Pan i Nauczyciel rzeczywiście zmartwychwstał? Jak to się stało, że poderwali się do powrotnej drogi? Przecież Jezus nie objawił im swojego zwycięstwa nad śmiercią spektakularnie, nie rzucił ich na kolana, ukazując się w chwale. Dał się im rozpoznać delikatnie i dyskretnie, dzięki dobrze znanym słowom, dzięki łamaniu chleba i bliskości. Dał się im rozpoznać dzięki temu, że również oni słuchali Go cierpliwie – jak On wcześniej ich wysłuchał – gdy wyjaśniał im Pisma. Gdy brakuje sił na działanie, bo odbiera je poczucie zagubienia i niepewności, pozostaje tyle – pozwolić Bogu mówić. A wtedy odzyskujemy jasność spojrzenia. Niezrozumiałe, niesprawiedliwe wydarzenia nabierają sensu, rzeczywistość odsłania nową perspektywę, pojawia się nadzieja i pragnienie dzielenia się nią z innymi. Można wracać do Jerozolimy.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki