Na pozór wszystko tej nocy poszło nie tak. Maryja z Józefem, utrudzeni drogą, nie mogli znaleźć miejsca na nocleg. Właściciele przepełnionych gospód bez krzty litości odmawiali przyjęcia pod swój dach kobiety w zaawansowanej ciąży i jej męża. W tej sytuacji jedynym miejscem, w którym mogli się schronić, stała się stajnia dla bydła. Tam też nastąpił poród. Czy mieli siły i głowę do tego, żeby się zastanawiać, dlaczego Najświętszy, zapowiedziany im przez aniołów, przychodzi na świat pośród zwierząt, w ciemnościach i chłodzie nocy, od pierwszych chwil życia odrzucany i narażony na niebezpieczeństwo? Czy w ich sercach zakołatały wątpliwości albo pretensje do Wszechmocnego, który nie zadbał o to, by Jego Syn narodził się w godnych warunkach? Czy rodziły się pytania o wierność Bożej obietnicy? Milczy na ten temat Ewangelia, ale przecież nietrudno ocenić, że zarówno Rodzice, jak i Dziecko znaleźli się w bardzo niekomfortowej sytuacji.
Moment przyjścia na świat Syna Bożego ewangelista Łukasz kwituje jednym zdaniem, skupiając się bardziej na praktycznych aspektach tego wydarzenia niż na jego fundamentalnym dla ludzkości znaczeniu: „Powiła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Zabrakło ludzkich słów na opisanie cudu narodzin Boga w ciele maleńkiego człowieka. Pozostało to, co najprostsze: czułość Matki, pieluszki, gościnny żłób w niegościnnym świecie. I zwyczajni, ubodzy ludzie, którzy biegną na powitanie Nowonarodzonego.
Nie jest to więc sielska opowieść, która nas zachwycała w dzieciństwie. Boże Narodzenie nie ma w sobie nic z baśniowej scenerii. Jest po ludzku dosłowne, realistyczne, konkretne i niełatwe do przyjęcia. Bóg przychodzi inaczej, niż widzi to ludzka wyobraźnia. Jego przyjście jest zaskoczeniem, które burzy schematy. Zaskakuje, bo On przychodzi w tym, co niepozorne, niezauważalne, zwyczajne. Jest tam, gdzie trudno sobie wyobrazić Jego obecność. Wchodzi w naszą codzienność, nadając znaczenie człowieczeństwu. Uświęca nas nie w oderwaniu od rzeczywistości, ale w samym jej środku – nawet jeśli jest ogarnięta mrokiem, trudna i bolesna albo zwyczajnie szara i niepozorna.
Bóg przyszedł na świat w taki sposób, bo pragnie być dla każdego. Dla każdego, to znaczy zarówno dla maluczkich, jak i wielkich, dla ubogich, jak i dla opływających w dostatki, dla żyjących na obrzeżach świata, jak i dla tych, którzy mają decydujący wpływ na politykę, gospodarkę, media, dla cierpiących z powodu wojen, jak i dla tych, którzy je wywołują, dla skrzywdzonych i krzywdzicieli. Jezus nie wybiera sobie tych, którzy są bardziej święci, poukładani, wierni, ale też nie jest wyłącznie dla tych, którzy wadzą się z Bogiem i nie po drodze im z Ewangelią. Nie jest tylko dla tych, którym się wydaje, że mają do Niego wyłączne prawo, ale też nie tylko dla tych, którzy błądzą w poszukiwaniu miłości. Jego miłość jest dostępna i darmowa dla wszystkich, bez żadnego wyjątku.
Bóg tęskni do człowieka, chce być nam bliski i rodzi się w konkretnym miejscu i czasie, byśmy umieli zobaczyć, że On może przyjść – i przychodzi – wszędzie, gdzie żyją ludzie. Pytanie nie brzmi więc: dla kogo jest Boże Narodzenie? Pytanie brzmi: czy na tęsknotę Boga odpowiadamy naszą tęsknotą? Czy wychodzimy Mu naprzeciw, jak pasterze betlejemscy, z pokorą i prostotą?
Drodzy Czytelnicy, życzę Wam, byście mieli oczy szeroko otwarte na Przychodzącego Syna Bożego. Dajcie Mu się zaskakiwać. Pozwólcie, by Jego miłość nadawała sens Waszemu życiu. Ostatecznie tylko to się liczy – spotkanie z Miłością, która nie zna granic, bliskość z Miłującym, który objawia się w tym, co najprostsze, zwyczajne i maleńkie, jak nowo narodzone Dziecko.