Logo Przewdonik Katolicki

Kolorowych jarmarków

Szymon Bojdo
Jarmark bożonarodzeniowy we Frankfurcie, Niemcy, fot. AP / Michael Probst / east news

Cieszą szczególnie dzieci, bo atrakcji na nich nie brakuje. Świąteczne jarmarki trwale wpisały się w nasz krajobraz. To dobra okazja, by wspólnie spędzić czas.

Powstanie pierwszych jarmarków datuje się na czas średniowiecza. Wzrastała wtedy rola miast, a możnowładcy różnymi przywilejami przyciągali do nich kupców, nawet z odległych krain. Miasta organizowały swoje targi, odbywające się regularnie na ich placach, ale oprócz tego, czasem kilka razy do roku, w stałych terminach kupcy zjeżdżali się do danego miejsca, by w sposób wolny handlować. Samo słowo „jarmark” wywodzi się z niemieckiego Jahrmarkt i oznacza właśnie targ doroczny, było to zazwyczaj kilkudniowe wydarzenie, dla niektórych miast najważniejsze w całym roku.

Wielowiekowa tradycja
Całe regiony i miasta, położone szczególnie na szlakach handlowych specjalizowały się w tego typu imprezach – między XI a XIII wiekiem takim handlowym centrum była Szampania we Francji. Genewa, Lyon, Frankfurt nad Menem, Lipsk czy holenderskie Bergen op Zoom to tylko niektóre z miast słynące w średniowieczu z dorocznych jarmarków. Dzięki nim nawiązywano rozległe kontakty gospodarcze, szczególnie gdy rozwijała się produkcja towarów. Na przykład produkty rolne i leśne skupowane na jarmarku w Lublinie, poprzez Gdańsk dotrzeć mogły do holenderskich manufaktur, a stamtąd z powrotem holenderskie produkty trafiały do Polski. W Polsce znane od XIII wieku, na przykład we Wrocławiu i Gdańsku, ich rozmieszczenie pokrywało się ze szlakami handlowymi. Wzdłuż Wisły odbywały się jarmarki w Krakowie, Sandomierzu, Kazimierzu Dolnym, Płocku i Toruniu. W Grodnie, Wilnie, Bełzie czy Łucku sprzedawano towary z ziem litewskich i ukraińskich. Ważną rolę pełnił też wspomniany już jarmark w Lublinie, podczas którego spotykali się hurtownicy z całego kraju.
Nie tylko jednak o handel w jarmarkach chodziło. Jak pisał historyk, prof. Zbyszko Górczak: „Dla większości wieśniaków były jedynym często oknem na świat. Zwłaszcza wielkie jarmarki, przyciągające kupców z bardzo nieraz odległych stron pobudzały ciekawość miejscowych. Zazwyczaj nie było ich oczywiście stać na zakup luksusowych i egzotycznych towarów przywożonych przez cudzoziemskich kupców. [...] Nawet najubożsi mogli jednak nasycić oczy ich widokiem. Każdy mógł zresztą znaleźć na targu czy jarmarku dostępną jego kieszeni rozrywkę. Bogatsi nabywali sprowadzone towary, ubożsi raczyli się kuflem piwa czy kubkiem wina. Wszyscy mogli przyglądać się występom wędrownych artystów i kuglarzy. Plac targowy wykorzystywano dla występów teatralnych, nawiązujących często do motywów religijnych i mających umoralniający charakter. Był też jednak miejscem rozrywek zdecydowanie mniej wyszukanych i przemawiających do najniższych instynktów człowieka – rolę taką pełniły egzekucje różnego rodzaju kar wymierzanych przestępcom”. Jarmarki były więc także wydarzeniem kulturowym, które budowało lokalną społeczność. Ich zmierzch w takiej formie datuje się na XIX wiek, a więc czas, kiedy powstaje nowoczesna gospodarka, rozwijają się giełdy i inny sposób wymiany handlowej. Wtedy rozwijają się raczej specjalistyczne jarmarki, oferujące jeden rodzaj towarów: wełnę, skóry, bydło, konie, wyroby włókiennicze czy drewno.

Ciasto jak Jezus w pieluszce
Znane nam dziś jarmarki bożonarodzeniowe również mają średniowieczną genezę. Kojarzą się naturalnie z niemieckojęzycznym obszarem językowym, trudno byłoby jednak wskazać jedno miejsce, gdzie ta grudniowa tradycja się narodziła. Wiadomo, że już pod koniec XIII wieku Christkindlmarkt (a więc, tłumacząc luźno, targ Dzieciątka Jezus) odbywał się w stolicy Austrii – Wiedniu. Udokumentowano jednak początek innego jarmarku – w 1434 r. po raz pierwszy zorganizowano w Dreźnie Dresdner Striezelmarkt. Jego nazwa pochodzi od popularnego w tamtych stronach ciasta świątecznego. Ów strizel, znany obecnie pod nazwą Christstollen, to po prostu strucla, ciężkie ciasto drożdżowe, które składa się głównie z masła, mleka, mąki, jajka, kardamonu, cynamonu, rodzynek i migdałów. A dlaczego jest ważne w historii bożonarodzeniowego jarmarku? Otóż jego podłużny kształt ma przypominać Dzieciątko Jezus, owinięte w pieluszki. W każdym razie początkowo bożonarodzeniowe jarmarki u naszych zachodnich sąsiadów miały bardzo praktyczny wymiar. W zimowym czasie był to moment, kiedy można było zrobić niezbędne zapasy na zimę, miejscowi rzeźnicy, serowarzy i kupcy wystawiali produkty, które można długo przechowywać. Oprócz Drezna i Wiednia Weinachtsmarkt spotkać można w wielu niemieckich i austriackich miastach: Kolonii, Norymberdze, Augsburgu, Stuttgarcie i oczywiście Berlinie. Poza głównymi placami w największych miastach odbywają się one także w mniejszych dzielnicach, a większość miejscowości przygotowuje choć kilkudniowy jarmark. Mówi się o tym, że w samych Niemczech organizuje się je aż w 2500 miejscach, należałoby do nich doliczyć jeszcze jarmarki austriackie i szwajcarskie.
Dziś już nie jest to miejsce robienia zapasów na zimę, ale raczej przestrzeń spotkania, gdzie można napić się grzanego wina w charakterystycznych ceramicznych kubkach, oryginalnie zdobionych, inaczej każdego roku. Na straganach nie może zabraknąć lokalnych specjałów, zarówno słodyczy, jak i wędlin, serów czy po prostu regionalnych potraw. W takim miejscu wystawiają się także lokalni rzemieślnicy, oferując swoje produkty. Szczególnym wzięciem cieszą się świąteczne ozdoby, bo w końcu cała ta impreza poświęcona jest nadchodzącemu Bożemu Narodzeniu. Przypomina o nim nie tylko wystrój, pełen choinek, światełek i bombek, ale też świąteczna muzyka czy występy, takie jak jasełka czy przedstawienia noworoczne.

Polska specyfika
Kilkanaście lat temu tradycja ta zawitała także do Polski. Duże miasta prześcigają się w tym, żeby ich propozycje były jak najbardziej efektowne i przyciągnęły zarówno wystawców, jak i gości jarmarków. Wprawdzie tegoroczny kryzys gospodarczy mógł być zagrożeniem dla tego typu imprez, bo ich organizatorzy szukali oszczędności, ale rozmach i frekwencja zdaje się takiemu stanowi przeczyć. Otwartym może pozostać pytanie, czy komercyjny charakter tych wydarzeń nie przysłania tego, co w świętach najważniejsze. Tym bardziej że na wielu z nich panuje niezwykły gwar, jak to na targu. Warto jednak spojrzeć na to od innej strony – jest to moment, kiedy spędzamy wspólnie czas, a piękna atmosfera może udzielić się każdemu.
Nie musimy więc, choć możemy, wybierać się na jarmark za naszą zachodnią granicę – tym bardziej że w Polsce każdy z nich ma coś charakterystycznego dla swojego regionu. W Krakowie to Korowód Kolędniczy czy Obrzęd Dziadów Polskich, w warszawskim Barbakanie spotkamy wielu wystawców z Ukrainy, w Toruniu własnoręcznie przygotować można pierniki, Wrocław oferuje wizytę w krainie krasnali i reniferów, a w Poznaniu odbędą się mistrzostwa świata w tworzeniu lodowych rzeźb. Kolorowych jarmarków nie jest już żal, jak śpiewamy w popularnej piosence, bo i pierzastych kogucików i baloników na druciku nie brakuje. A poza nimi tworzymy nowe formy spędzania wolnego czasu, w serdecznej, rodzinnej atmosferze.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki