Zacznijmy od doktryny, która pozornie mało powinna obchodzić szarego obywatela, ale od której zależy jednak rozwój wydarzeń w dłuższym okresie. Do tej pory NATO – właściwie od momentu rozpadu Związku Sowieckiego, a już na pewno od pierwszych lat XXI wieku – deklarowało, że chce widzieć w Rosji partnera. Ten punkt widzenia wynikał z ówczesnych analiz, mówiących, że po zakończeniu zimnej wojny oraz polaryzacji świata na „socjalistyczny” i „kapitalistyczny” wspólną troską silnych państw będzie zapobieganie zagrożeniom globalnym, takim jak zmiany klimatyczne czy też międzynarodowy terroryzm. Wymienione tutaj kłopoty nie przestały być ważne i końcowy dokument madrycki wyraźnie o tym wspomina. Prysły jednak iluzje o światowej solidarności. Od tej pory Rosja oficjalnie uważana jest za „największe i bezpośrednie zagrożenie” dla Paktu, krótko mówiąc – za przeciwnika, i to przeciwnika strategicznego.
To sama w sobie oczywiście wiadomość smutna, lecz pozytywem jest dostrzeżenie rzeczywistości. NATO przecież nie wymyśliło sobie wroga, on już i tak istnieje i działa.

Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 28/2022, na stronie dostępna od 17.08.2022