Logo Przewdonik Katolicki

Legendy pokonać się nie da

Jacek Borkowicz
Jeden z obrońców Azowstalu, uwieczniony na zdjęciu z 10 maja, kilka dni przed opuszczeniem obleganych od 7 marca 2022 r. przez Rosjan zakładów fot. AP/East News

Wśród Rosjan już krążą głuche wieści o tym, jakoby głęboko, w czwartej lub nawet piątej kondygnacji podziemia Azowstalu, ukrywali się jeszcze ostatni obrońcy z „Azowa”. To nieprawda, lecz świadcząca o czymś ważnym.

Twarze zasmarowane sadzą i krwią. Jedna ręka na zakrwawionym temblaku, druga, zdrowa, w podwiniętej powyżej łokcia panterce podpiera ciężej rannego towarzysza broni. Wszystko przykryte bitewnym kurzem – z wyjątkiem oczu. Spod kędziorów niegolonych od trzech miesięcy bród przebijają palące, zwrócone prosto w obiektyw spojrzenia. Oblicza przeniknięte powagą, ale bynajmniej nie smutne. A na pewno nie są to twarze ludzi przegranych.
Takie obrazy mieliśmy okazję oglądać 18 maja, kiedy to świat obiegła filmowa relacja ze złożenia broni pierwszych obrońców mariupolskiego Azowstalu. Zapewne niejeden z oglądających ten film Polaków miał podobne, nieodparcie się cisnące skojarzenie z innymi filmami, tymi z pierwszych dni października 1944, kiedy to ze zrujnowanej Warszawy wychodziły do niemieckiej niewoli kolumny zdających broń żołnierzy Armii Krajowej. Te same sylwetki, ten sam wygląd, a co najważniejsze – te same twarze i spojrzenia.

Rozładowanie pata
Pierwsza transza obrońców Azowstalu opuściła redutę dwa dni wcześniej, zanim film z ich wyjścia trafił do masowych mediów. W poniedziałek 16 maja z podziemnych korytarzy obleganego kompleksu wyniesiono na noszach 53 najciężej rannych obrońców. Ci, którzy wyszli o własnych siłach, zrobili to przeważnie o kulach, gdyż wcześniej wybuch pocisku urwał im nogę lub rękę. Rosjanie przewieźli ich do szpitala polowego w Nowoazowsku, miasteczku oddalonym o 30 kilometrów od Mariupola w kierunku rosyjskiej granicy. Niebawem jednak strona ukraińska ogłosiła, że ranni obrońcy Azowstalu zostali wymienieni na jeńców rosyjskich i znajdują się już na terytorium pod kontrolą sił zbrojnych Ukrainy.
W ślad za rannymi poddało się 211 żołnierzy zdrowych lub z ranami, które w normalnych warunkach uchodziłyby za poważne, jednak tutaj nie kwalifikowały się nawet jako przypadki pierwszej pomocy. Prawdopodobnie byli to (w całości lub po większej części) podkomendni 36 Brygady Piechoty Morskiej, która ramię w ramię z pułkiem „Azow” walczyła w bunkrach kombinatu. Tych okupanci wywieźli do obozu internowania w Ołeniwce, na terenie tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
Wiadomość o poddaniu się części obrońców Azowstalu zaskoczyła obserwatorów wydarzeń tej wojny. Wielki, liczący 11 km kw. powierzchni kompleks zakładów hutniczych, oddzielony od śródmieścia Mariupola nurtem rzeki Kalmius, wojska rosyjskie oblegały od 7 marca. Gdy padało samo miasto, bezlitośnie odstrzeliwane z lądu i powietrza, Azowstal nadal pozostawał niezdobytą placówką. 13 kwietnia przebili się tam ostatni obrońcy śródmieścia, żołnierze 36 Brygady, przy okazji tracąc dowódcę, który wpadł w rosyjskie ręce. Tego dnia na wodach Morza Czarnego zatonęła Moskwa, ale w Mariupolu napastnicy, jakby na pociechę, odnieśli pewien sukces, zamykając w szczelnym kotle obrońców Azowstalu razem z nieokreśloną liczbą ludności cywilnej.
Powstała sytuacja patowa, gdyż trzon obrony huty, pułk „Azow”, złożony z najtwardszych, fanatycznych obrońców sprawy ukraińskiej, już wcześniej zapowiedział, że nie da się wziąć żywcem. Tę deklarację podtrzymywało dowództwo sił zbrojnych w Kijowie, którego komunikaty mówiły o stałej woli obrony placówki, aż do ostatniego żołnierza. Ukraińcy nie byli w stanie odbić rodaków zamkniętych w militarnym klinczu: ich oddziały, walczące z Rosjanami nad dolnym Dnieprem, znajdowały się zbyt daleko. Kijów skupił się zatem na apelach o międzynarodową pomoc dla tkwiących w kotle wojskowych i cywilów.

Legenda już działa
Z drugiej strony Rosjanie zapowiadali bezlitosną rozprawę z „nazistami”, jak nazywają wszystkich świadomych Ukraińców, z obrońcami Mariupola na czele. A żołnierze „Azowa”, jednostki walczącej wcześniej w Donbasie, następnie zaś wcielonej do regularnej armii ukraińskiej, z zachowaniem jednak pewnej odrębności, idealnie tutaj moskiewskim propagandzistom pasowali: pułk powstał ongiś jako jednostka ukraińskich nacjonalistów, których teraz równie łatwo, jak bezpodstawnie, oskarżać o związki z banderowcami i faszystami. Rosjanie mieli więc podwójny interes w zdobyciu i „ukaraniu” żołnierzy Azowstalu. Po pierwsze zgładzenie oporu w ostatnim punkcie obrony Mariupola odblokowuje im cały okupowany pas nadmorski, łączący to miasto z Krymem i odległymi peryferiami niezdobytej Odessy. Po drugie, zniszczenie oporu „Azowa”, włącznie z wybiciem lub wzięciem do niewoli obrońców, dawało okupantom wyśmienity pretekst propagandowy wobec świata i własnych rodaków: popatrzcie, mamy w ręku tych wrażych faszystów, o których istnieniu cały czas was przekonywaliśmy.
Wszyscy spodziewali się więc, że w tej walce Rosjanie nie będą brali jeńców, lub jeśli to zrobią, popędzą pojmanych 9 maja w hańbiącej kolumnie przed oczami tłumu, tak jak to uczynili osiem lat temu z wziętymi do niewoli ukraińskimi obrońcami Donbasu.
Te przypuszczenia potwierdzały pierwsze reakcje oblegających. Kiedy na skutek żmudnej mediacji, której kulis jeszcze nie znamy, udało się rozpocząć akcję wyprowadzania z ruin huty kobiet i dzieci, Rosjanie ostrzelali żołnierzy konwojujących ich do rosyjskiego posterunku. Zginęło wtedy kilku Ukraińców. Był to sygnał: cywilów przepuścimy, ale wam nie darujemy.
Na szczęście stało się jednak inaczej, niż przypuszczano. 16 maja okazał się zaledwie początkiem kilkudniowego procesu odblokowania całego zakładu i ewakuacji jego bohaterskich obrońców. W piątek 20 maja z obszernych, liczących trzy kondygnacje, podziemi fabryki wyszło i poddało się Rosjanom 531 żołnierzy. Była to ostatnia grupa obrońców; w sumie oddało się do niewoli 1525 bojowników „Azowa”, 36 Brygady, policji oraz straży granicznej. Rosyjskie dane mówią co prawda o aż 2439 osobach, jednak być może wliczono tutaj ludność cywilną. Okupanci zresztą mają interes w zawyżaniu liczby obrońców, niewygodnie im bowiem mówić że Mariupola i zakładów hutniczych przez 86 dni broniła jedynie garstka bohaterów. Tych, którzy pozostali martwi w ruinach, policzyć na razie nie sposób. Ukraina zabiega o wydanie ich ciał.
Rzeczniczka ukraińskiego rządu zapewnia o szybkim postępie rokowań w sprawie wymiany jeńców, przebywających w Ołeniwce, na Rosjan przebywających w rękach Ukraińców. Jakkolwiek zakończy się ta epopeja, nie będzie już tego, czego chciała Moskwa: triumfu nad Mariupolem, połączonego z masowym upokorzeniem jego obrońców. Wśród Rosjan już krążą głuche wieści o tym, jakoby głęboko, w czwartej lub nawet piątej kondygnacji podziemia, ukrywali się jeszcze ostatni obrońcy z „Azowa”. To nieprawda, lecz świadcząca o czymś ważnym: legenda Azowstalu już działa. A tej pokonać się nie da.

SPROSTOWANIE
W numerze 20 „Przewodnika” jako ilustrację do tekstu pod tytułem „Sakramenty wykradzione” wykorzystaliśmy zdjęcie Mszy odprawianej przez księdza z Ruchu Szensztackiego. Ruch Szensztacki nie ma nic wspólnego z osobą 
suspendowanego ks. Daniela Galusa i prowadzoną przez niego pustelnią w Czatachowej, które opisywaliśmy w artykule. Przepraszamy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki