Logo Przewdonik Katolicki

Ewangeliczny protest song

Małgorzata Bilska
il. A. Robakowska/PK

Rozmowa z ks. Mieczysławem Puzewiczem - duszpasterzem młodzieży i wolontariatu, założycielem Centrum Wolontariatu w Lublinie; autorem popularnego bloga itinerarium.pl

Napisał Ksiądz na blogu, że w tym roku trzeba zmienić słowa kolędy Bóg się rodzi, moc truchleje na Bóg umiera… – tak jak w czasie komunizmu zmieniano słowa na „ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie”. Dlaczego tak ostro?
– Nie widzę tu ostrości. Staram się trzymać faktów. Jeżeli jesteśmy wierni Ewangelii (czy: staramy się być), to Chrystus mówi w niej: Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie. W dokładnym tłumaczeniu jest „byłem obcy”. Z jednej strony wierzymy, że w Boże Narodzenie jest z nami Chrystus, z drugiej – pozwalamy umierać uchodźcom na naszej granicy. Dla wielu ludzi to mgliste wyobrażenie, ale ja znam imiona 11 osób, które tam zmarły. Takie słowa kolędy są zasadne.
Chodzi też o protest. Nie wytwarzajmy sobie takiej fajnej atmosfery: wigilia, prezenty itd. Niedaleko nas umierają ludzie. To jest tak ogromny dysonans między przekazem płynącym z kolęd a tym, co w święta robimy… Śpiewamy „Nie było miejsca dla Ciebie”, a nadal nie ma dla Niego miejsca! Mnie nie interesuje polityka, tylko konkretny człowiek w dramatycznej sytuacji.

Pisze Ksiądz też, że przy granicy nie ma kryzysu migracyjnego. Jest „gigantyczny kryzys religijny, ewangeliczny”. Zgoda. Tylko czy nie jest to za duży kaliber słów? Wcielenie Boga to kosmiczne wydarzenie dla ludzkości. Co roku kiedy świętujemy, gdzieś jakiś człowiek cierpi, umiera. Jezus wcielił się w człowieka, nie tylko w uchodźcę.
– Jak to „wcielił się w człowieka”? Uchodźca nie jest człowiekiem?

Każdy uchodźca jest człowiekiem. Nie każdy człowiek jest uchodźcą…
– No tak. Już Jan Paweł II w programowej dla pontyfikatu encyklice Redemptor hominis napisał: „albowiem On, Syn Boży, przez swoje wcielenie, zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”. To oczywiste.

Protest wobec obojętności jest potrzebny. Ale Bóg umiera w swoje urodziny?
– Granica z Białorusią jest tak blisko, że według mnie trzeba protestować. Bo ci ludzie nie musieli umrzeć! Patrząc na wskazania termometru, za chwilę mogą umrzeć inni. Próbuję obudzić świadomość tego faktu. Ja noszę każdego z tych ludzi w sercu. Modlę się za nich. Wszystkim nie pomogę, ale coś mogę zrobić.

Być może, mimo długiej tradycji katolicyzmu, część z nas nie do końca rozumie, jakie znaczenie ma akt wcielenia Boga w człowieka. Jak to wyjaśnić – stricte ewangelicznie?
– Inna kolęda (Ach, ubogi żłobie) mówi: „opuściłeś śliczne niebo, wybrałeś barłogi”. My niestety ze świąt Bożego Narodzenia zrobiliśmy święta rodzinne. Powielamy nieświadomie propagandę komunistów, którzy ukuli to określenie, żeby tylko nie wypowiadać „Boże Narodzenie”. Pamiętam to z doświadczenia. Przykleiliśmy się w Polsce do obrazu, że są to święta rodzinne. A wszystkie są takie! Najbardziej – śluby i pogrzeby.

Z badań jednoznacznie wynika, że Polacy tak traktują Boże Narodzenie.
– Ewangelia musi mieć konsekwencje w życiu chrześcijan. Przekładać się na doświadczenia w biografii. Ewangeliczne jest odkrycie obecności Boga w drugim człowieku: byłem głodny… byłem więźniem… byłem uchodźcą… itd. Zarzuciliśmy przekonanie, że – jak Chrystus mówi w Ewangelii św. Jana – jestem w was. Podkreśla to też św. Paweł: już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus. Uciekliśmy od jedynej pewnej drogi do spotkania żywego Chrystusa – wejścia w siebie. To tam trzeba Go najpierw spotkać, w ciszy i kontemplacji. Potem mamy szansę spotkać Boga w innym. Jak nie odkryję wcielenia Boga w sobie, nie odkryję go w siostrach i braciach. W każdym, a najbardziej – w odrzuconym.
Protestuję też przeciw wiązaniu Tajemnicy Wcielenia z jednym dniem. Tak samo jak Tajemnicy Zmartwychwstania. Trzeba tym żyć na co dzień. Musimy iść pod prąd narastającej kultury odrzucenia. Osoby odrzucone często czują krańcowe, diabelskie osamotnienie. Jeśli naprawdę rozumiem, co Bóg mówi do mnie przez wcielenie, muszę dostrzegać i słuchać tych, którzy są odrzuceni. Często – w mojej rodzinie, w pracy, u sąsiadów. Dla nich wigilia jest dramatem, z którego – świętując – nie zdajemy sobie sprawy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki