Logo Przewdonik Katolicki

Człowiek

Natalia Budzyńska
fot. Jakub Kamiński/East News

Są jeszcze ci, którzy codziennie chodzą do puszczy na spacer. Zawsze mają przy sobie ogrzewacze do rąk, suche skarpety, batony proteinowe i termos.

Bezustannie myślę o tym, co przeżyłam, co widziałam i co słyszałam, będąc przez kilka dni tam, gdzie chciałabym pojechać na wakacje. Pozachwycać się kolorowymi cerkwiami ze złotymi kopułami, bajkowo błyszczącymi się w nocy. Drewnianymi domami z niebieskimi okiennicami i ażurowymi ozdobami. Malowniczą wioską przy lesie. Tajemniczymi mgłami snującymi się po lesie, jakiego nigdy przedtem nie widziałam. Takim, przez który idzie się trudno, bo wszędzie leżą powalone drzewa, opadłe liście zakrywają doły, w które wpada się miękko, a czerwone owoce dzikiej róży na tle leśnych mokradeł nie wiem dlaczego przypominają mi scenerię Ballad i romansów Mickiewicza.
– Polaków się baliśmy – mówi Syryjka odnaleziona w lesie. Siedem razy wypychana na bagna przez strażników białoruskich, potem z powrotem przez pograniczników polskich. W sumie przekroczyła granicę 13 razy. Uratowało ją to, że w samochodzie straży granicznej straciła przytomność i znalazła się w szpitalu.
– Siedemnaście razy przekraczaliśmy granicę – mówi Kurd znaleziony z całą rodziną. Zanim organizacja pozarządowa zdołała im pomóc, prawnie zniknęli. Prawdopodobnie znów są po białoruskiej stronie.
Jest jeszcze jeden konkretny strażnik, który wypchnął konkretnego Irakijczyka za granicę, a ten zmarł. Będzie musiał z tym żyć.
I mieszkanka czerwonej strefy, która wcale nie chciała migrantów u siebie, ale gdy ich zobaczyła przemarzniętych przez okno, to wyciągnęła z szafy suche ubrania i zaniosła im. Jej sąsiadka podgrzała w tym czasie zupę.
Są jeszcze ci, którzy codziennie chodzą do puszczy na spacer. Zawsze mają przy sobie ogrzewacze do rąk, suche skarpety, batony proteinowe i termos.
I ci, którzy są zawsze gotowi na sygnał. Na czerwoną pinezkę. Zostawiają swoje dzieci pod okiem opiekunek, żeby ratować inne.
Jest człowiek, który organizuje pogrzeby. Muzułmańskie i prawosławne. Z chrześcijańskimi jest większy kłopot, nie tak prosto je załatwić. Muzułmański odbył się raz dwa. Prawosławny w ciągu kilku dni od zgłoszenia. Na prośbę o katolicki po kilku dniach jeszcze nie było żadnej odpowiedzi.
Są dzieci biegające po ośrodku, do którego trafiły zupełnie legalnie i z którego legalnie mogą wyjść, a nawet wyjechać, kiedy przyjedzie po nie tata z Niemiec. Bo strażnik nie musi wyrzucać za druty, może przewieźć człowieka z lasu do takiego ośrodka. Tak jak tę starszą panią w chuście na głowie, która właśnie rozmawia ze swoim synem w jednym z pokoi. Syn pracuje w Niemczech, tak jak inni synowie tej kobiety, a jej wnuczęta chodzą do niemieckich szkół.
Oto, jak ważne jest spotkać konkretnego człowieka i posłuchać jego historii.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki