Macierzyństwo jest trudne. Nie da się tego obejść. Nie zdawałam sobie sprawy ze stopnia trudności, dopóki nie zaczęły przychodzić na świat moje własne dzieci. To najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu robiłam – trudniejsza od nauczenia się czterech nowych języków, trudniejsza niż napisanie rozprawy doktorskiej, trudniejsza niż próba godzenia pełnoetatowej pracy ze szkołą. Jednak przez długi czas żyłam w oczekiwaniu, że w jakiś sposób bycie mamą stanie się łatwiejsze.
Przynosić dobro i życie
Na przestrzeni ponad pięciu tysięcy lat powstały niezliczone teksty zawierające objaśnienia cnót, takich jak duma, pokora, cierpliwość, rozwaga itp. Pisma te, jakkolwiek ważne i użyteczne, wydają się mieć jeden drobny mankament: zostały napisane z myślą o mężczyznach i nie poświęcają wiele miejsca cnocie kobiecości. To niedopatrzenie sprawia, że trudno jest tak naprawdę dotrzeć do serca kobiety, do poznania jej mocnych i słabych stron. Natomiast wielką przysługę chrześcijańskim kobietom wyświadczyła niezwykła osoba: żydowska filozof Edyta Stein (1891–1942), która została nazwana najbardziej wpływową Niemką dwudziestego wieku. Uprawiała filozofię w czasach, gdy niewiele kobiet zajmowało się tą dziedziną, i wiele pisała na temat tego, co to znaczy być kobietą. Z czasem przeszła na katolicyzm i została karmelitańską zakonnicą, św. Teresą Benedyktą od Krzyża. Jej życie i geniusz zakończyły się przedwcześnie wraz z męczeńską śmiercią w Auschwitz podczas drugiej wojny światowej.
Choć nie wszystkie kobiety zostają matkami biologicznymi, każda powołana jest do macierzyństwa duchowego. Stein dała jasno do zrozumienia, że macierzyństwo w samej swojej istocie jest odpowiedzią na najgłębsze pragnienie serca każdej kobiety: wykorzystywanie swoich darów w taki sposób, aby przynosić innym dobro i życie. Każda kobieta pragnie obserwować pełnię swojego umysłu, ciała i duszy, kiedy przyczynia się do osiągania pełni przez tych, którzy są wokół niej. Ten macierzyński instynkt może zostać rozmyty bądź ulec zniszczeniu w wyniku grzechu lub wykorzystywania, ale jest żywy i zdrowy u kobiety, która ma czystą duszę. U kobiety „ciało i dusza są… przysposobione mniej do walki i zdobywania niż do chronienia, strzeżenia i zachowywania” (E. Stein, Kobieta –pytania i refleksje, s. 126). Stein wyjaśnia, że „Postawę kobiety charakteryzuje ukierunkowanie na życie i osobowość człowieka oraz obejmowanie całości: strzec, pielęgnować, zachowywać, karmić i przyczyniać się do wzrostu – to wrodzone jej, autentyczne macierzyńskie powołanie” (tamże, s. 51).
Uczucia i umysł
To połączenie otwartości na innych, intuicyjnego rozumienia ich oraz zdolność do poświęcenia przygotowuje kobiety w wyjątkowy sposób na macierzyństwo duchowe i biologiczne. „Kiedy zajmują się biednymi i nieposiadającymi środków do życia, ich współczucie jest najzwyczajniej bardziej pomysłowe i skuteczne niż to pochodzące ze świata mężczyzn”, zauważył ojciec Feuillet (A. Feuillet, Jesus and His Mother, s. 198). Kobiety pełne empatii zważają na najmniejsze drobiazgi, które mogą mieć ogromne znaczenie w obliczu cierpienia innych: ciepły uśmiech, umiejętność słuchania, gorący posiłek. Choć być może nie rozwiążą one głównego problemu, wpływają budująco i stanowią wsparcie dla tych, którzy zmagają się z różnymi trudnościami.
Umysł kobiety i jej życie intelektualne również mają odmienną formę. Podczas gdy kobiety są generalnie zdolne do opanowania każdej poszczególnej umiejętności, ich myśli są zazwyczaj skierowane na całość danego zjawiska. Umysły kobiet „są nie tyle abstrakcyjne i dzielące przedmiot, co widzą raczej konkretną rzeczywistość w jej całości” (tamże, s. 51).
Stein twierdzi, że nawet jeśli kobieta będzie miała posadę filozofa, inżyniera lub naukowca zajmującego się rakietami, prawdopodobnie będzie widzieć całościowy obraz w sposób, w jaki nie czynią tego mężczyźni pracujący w tej samej dziedzinie. Na ogół motywację będzie stanowiło dla niej to, w jaki sposób dana dziedzina jest w stanie poprawić życie zwykłych ludzi lub społeczności, a nie sama nauka czy kryjące się za nią koncepcje.
Cnota, czyli potencjał
Szybki rzut oka na listę cnót nie jest zbyt zachęcający: łagodność, roztropność, skromność. Lista ta bardziej kojarzy się z powieściami Jane Austen aniżeli z przepisem na szczęście. Postaraj się jednak odłożyć na bok wszelkie uprzedzenia związane z tymi terminami, które przywołują wyobrażenia o podpieraczach ścian i strachajłach. Te błędne stereotypy mają bardzo niewiele wspólnego z rzeczywistością przeżywania cnót w życiu codziennym.
Cnoty są w gruncie rzeczy narzędziami, które zostały nam dane przez Boga, aby pomagać nam w odnajdywaniu szczęścia. Nie szczęścia pojmowanego jako przeżywanie przyjemnych doświadczeń lub brak cierpienia. To jest hedonizm. Ale szczęścia, które sprawia, że nasze życie, nawet w obliczu cierpienia, charakteryzują dwie wyraźne cechy: pokój i radość. Krótko mówiąc, definicja cnoty to: wrodzony potencjał człowieka, który regularnie wykorzystywany staje się nawykiem sprawiającym, że osoba wie, co jest dobre, prawdziwe i piękne, i który umożliwia wydobywanie tego, co w jej charakterze najlepsze. Pozwól, że wyjaśnię ci, o co w tym chodzi.
Po pierwsze, cnota to w r o d z o n y p o t e n c j a ł u k r y t y w c z ł o w i e k u. Kobieta podnosząca ciężary na siłowni nie zastanawia się nad tym, czy ma bicepsy. Jeśli jej ciało nie jest uszkodzone, to oczywiście wie, że ma bicepsy. Mogą być małe i mogą bardzo boleć po wykonaniu zbyt wielu podniesień, ale to tylko potwierdza posiadanie bicepsów, jakkolwiek słabych. Cnoty to mięśnie naszego charakteru. Wiemy, że mamy cierpliwość. Możemy jej mieć bardzo niewiele i korzystanie z niej w sytuacjach tego wymagających może być bolesne, ale możemy być pewni, że jest w nas gotowa do użycia w razie potrzeby. Wszystkie cnoty są jak mięśnie. Gdy nie są używane, słabną, ale kiedy się je napnie, po początkowym bólu stają się silne i sprężyste.
Napinanie mięśni
Podobnie jak w przypadku zdrowia fizycznego, które można poprawić poprzez ćwiczenia, tak samo zdrowia duszy nie da się poprawić w sposób bierny. Nikt nie osiąga dobrej kondycji dzięki lenieniu się na kanapie. Tak samo nikt nie staje się prawym człowiekiem bez wysiłku. Wyobraź sobie sportowca, który mówi: „Ogromnie bym chciał pojechać na olimpiadę w przyszłym roku, ale muszę znaleźć sposób na to, aby to osiągnąć bez trenowania”. Natychmiast wiedzielibyśmy, że osoba taka nie trafi na podium i nie zdobędzie medalu. To najzwyczajniej nie ma szans się wydarzyć. Tak samo w przypadku świętego stwierdzenie: „Chcę iść do nieba, ale nie chcę nad tym pracować” byłoby tak samo bezsensowne jak stwierdzenie naszego leniwego olimpijczyka.
Gdybyśmy żyły cnotami w sposób doskonały, macierzyństwo byłoby łatwizną. Kiedy się zmagamy, ból wskazuje na naszą słabość, pokazuje nam, nad jakimi cnotami powinnyśmy pracować. To całkowicie nowe spojrzenie na ból. Zamiast traktować śmiech bądź czekoladę jako naszą jedyną ucieczkę od frustracji i trudności (i nie zrozum mnie źle – lubię obie te opcje), dostrzegamy, że dzieje się tu coś na znacznie głębszym poziomie. W piechocie morskiej mają takie powiedzenie: „Ból to słabość opuszczająca ciało”. Ból, którego doświadczamy, dążąc do jakiejś cnoty, jest efektem oczyszczania naszego charakteru z jakiejś wady.
Ludzie często mówią, że najzwyczajniej nie mają cierpliwości do większej liczby dzieci. W rzeczywistości, podobnie jak biceps, cierpliwość jest w nas, o ile nie została w jakiś sposób osłabiona i potrzebuje jedynie wzmocnienia. To właśnie dlatego macierzyństwo dla większości z nas jest takie trudne – zmusza bowiem do napinania tych mięśni, których zazwyczaj nie ćwiczymy.
Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Tekst pochodzi z książki Odnowa. Przemieniająca moc macierzyństwa Carrie Gress, Wydawnictwo W drodze 2021